MIASTO ✅

Od Antonumb

9.7K 1.5K 3K

Miasto to strefa, gdzie obok siebie zmuszone są egzystować dwie rasy. Ludzie i ostrokostne toczą zaciekły kon... Více

Prolog
Część 1
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 13.5
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Część 2
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Epilog

Rozdział 31

135 20 86
Od Antonumb

Isabella 

Isabella ukradkiem spoglądała w stronę ubierającego się Kenneta. Ostrokostny nie krępował się jej obecnością i wyszedł z łazienki w samej bieliźnie, przecierając ręcznikiem mokre włosy po kąpieli.

– Gdzie dziś idziemy? – spytała i ruchem głowy wskazała leżącą na łóżku walizkę.

– Ty nigdzie. Wrócę tutaj za kilka godzin – odparł, zakładając ciemne bojówki.

Isabella prychnęła niezadowolona. Przez wcześniejsze niedożywienie pamiątka po egzekutorach w postaci postrzelonej dłoni goiła się wolniej. Nawet Kennet mamrotał, że Isabella jako czarnooka ostrokostna powinna być już w lepszej kondycji, ale najpewniej organizm nadal skupiał się na poważniejszym obrażeniu, czyli tym w mózgu.

Może się uda, może jej pamięć wróci już wkrótce.

Obserwowała ruchy mięśni, gdy prześlizgiwały się pod bladą skórą w trakcie wycierania ciała ręcznikiem. Kennet nie zwracał uwagi na jej zainteresowanie, a po chwili całkowicie pochłonęło go grzebanie w szufladzie z ubraniami.

Gdy odwrócił się plecami do Isabelli, spostrzegła blizny na tej części ciała. Skóra była pokryta okropnymi szramami, które przez upływ czasu zdążyły przybrać perłowy odcień. Znamiona przypominające proste linie nachodziły na siebie w wielu miejscach. Isabelli zaparło dech w piersiach, kiedy wyobraziła sobie rany przed zabliźnieniem. Ślady musiały być pamiątką po bolesnym incydencie. Wspomnieniem po czyichś szponach.

– Aż tak ci się podobają?

Wzdrygnęła się. Kennet rzucił w jej stronę ostrzegawcze spojrzenie.

– Są okropne – wyznała.

Ktoś musiał się natrudzić, by blizny tak długo utrzymywały się na ciele, a taki drań jak Kennet pewnie na nie zasłużył.

– Rzeczywiście wygląda to paskudnie – odparł, zakładając czarną bluzę. – Prawie już o nich zapomniałem. Następnym razem nie będę paradował z nimi na wierzchu. Bo co z tego, że to moje mieszkanie? Ach, no i mój pokój?

Isabella parsknęła.

– Nie wydajesz się urażony.

– Bo nie jestem.

Wzięła głębszy oddech i wypaliła:

– To może jak wrócisz, to coś porobimy?

Kennet zmarszczył czoło.

– A co ty chcesz ze mną robić?

– Cokolwiek! Skoro muszę już u ciebie siedzieć to... nie wiem, może opowiedz mi coś o sobie.

Nawiązali rozmowę. To już coś. Isabella wyprostowała się, czując, że nabiera pewności siebie.

– Jak będziesz grzecznie siedzieć, to załatwię ci jakąś grę planszową – odparł Kennet.

– Jaką?

Zgarnął walizkę z łóżka i zupełnie zignorował jej pytanie.

– Idziesz... no... do pracy?

Kennet znów sprawdził, czy walizka jest domknięta, a potem pofatygował się odpowiedzieć:

– Tak, nazwijmy to pracą. Jak ręka?

Isabella zaczynała doszukiwać się podstępu. Takie pytania nie były w jego stylu.

– Nie musisz się o mnie martwić – wymamrotała z grymasem na twarzy. – Ale załatw chociaż tę planszówkę.

– Martwić? Wolę mieć pewność, że tym razem będziesz siedzieć na dupie. Nie chce mi się tracić naboi na Fartuchy. A planszówkę może i załatwię, czy z tobą zagram to już inna sprawa.

Poza nauką zasad panujących na zewnątrz Isabella wiedziała, że mając Kenneta u boku, korzystniej było uczyć się cierpliwości.

– Dobra, wyjdź już – burknęła.

Ostrokostny zaśmiał się i ruszył w stronę wyjścia, a Isabella posłała w jego stronę środkowy palec.

Wyłapała ten gest na jednym z filmów, jakie obejrzała podczas przymusowego leżenia w łóżku. Choć dzięki nim zdobywała informacje o świecie, filmy głównie tyczyły się ludzi. Jeżeli już odnosiły się do ostrokostnych, to tylko w formie przedstawienia ich jako krwiożerczych bestii. Wtedy Isabella mimowolnie przywoływała w pamięci niedawny „incydent" na ulicach Miasta. W stanie wygłodzenia mogłaby bez problemu otrzymać rolę głównego antagonisty.

Kennet zignorował zaczepkę. Założył adidasy, ciasno wiążąc sznurowadła. Isabella nie miała pojęcia, w czym się specjalizował, ale bojówki i bluza sugerowały działanie w terenie. Podpalił papierosa i po prostu wyszedł, jakby dziewczyna była tylko zbędnym elementem ponurego pokoju. Jej skronie zaczęły pulsować z nerwów.

Ledwo co zamieniał z nią parę słów w ciągu dnia i na dodatek chodził z wiecznie nadętą miną. Isabella była już w stanie zapomnieć o akcji z otruciem, by stworzyć między nimi namiastkę normalności. Powiedzieć, że mieli zły start w znajomości, ale skoro już na siebie trafili, to może się dogadają.

Zawsze, gdy usiłowała zacząć temat, zbywał ją spojrzeniem, które wyrażało dosadnie, że ma mu dać spokój.

Chwyciła najbliższą poduszkę i rzuciła ją w stronę drzwi wyjściowych, gdzie jeszcze niedawno stał Kennet.

– Cwel! – wrzasnęła.

A potem opadła na łóżko, próbując zapanować nad emocjami. Choć w dzień widywała Kenneta rzadko, zazwyczaj gdy się przebudziła, nie było go już w mieszkaniu. Gdy wychodził, nie zamykał drzwi od zewnątrz, co Isabella traktowała jako zadrwienie z jej osoby. Kennet dawał pozorne poczucie wolności, a tak naprawdę to on decydował o losie Isabelli. Wiedział, że nie odejdzie.

Wzięła do ręki jedną z książek, które podarował jej dla zabicia czasu. Zagwarantował, że się spodobają. Tytuł „Symfonia szczurów" Sergia Maresa rzeczywiście ją zaintrygował i poświęciła lekturze czas aż do późnego wieczoru, na chwilę zapominając, w jak fatalnym położeniu się znajduje.

*

Nie miała pojęcia, co w przypadku Kenneta kryło się za stwierdzeniem „kilka godzin". Wyszedł po południu, a było już grubo po północy, choć Isabelli niekoniecznie to przeszkadzało. Przez ten czas zdążyła się wyciszyć, a nawet podelektować samotnością.

Z nudów włączyła telewizję, ale wiadomości o sukcesie pewnej firmy farmakologiczno-chemicznej i tajemniczej, choć opłacalnej inwestycji, nie przypadły jej do gustu. Sięgnęła po kolejną lekturę, gdy usłyszała dość gwałtowne szarpnięcie za klamkę drzwi wejściowych.

– Zapomniałeś czegoś? – krzyknęła, nie odrywając wzroku od okładki książki.

Była pewna, że Kennet wszedł do pokoju, nie zdejmując butów, co miał przecież w zwyczaju. Odór krwi, który nagle uderzył w nozdrza Isabeli, odegnał jej błogi nastrój.

– Co się...

Serce podeszło jej do gardła, gdy zobaczyła zmaltretowanego Kenneta. Niemal zgięty w pasie opierał się o framugę drzwi.

– Co się stało... – wychrypiała.

– Wypadek przy pracy.

Kennet odsunął rękę od lewego boku, gdzie czarna bluza zupełnie przesiąkła krwią. Odzież maskowała jej barwę, ale nie coraz wyraźniejszy zapach.

– Bandaże... – zaczęła Isabella.

– Nie powiem, przydałyby się.

Kennet syknął z bólu, dociskając do rany brudną dłoń.

– Gdzie są?

– W łazience w szufladzie. Właściwie weź wszystko, co tam znajdziesz.

– Nie wezwać tej lekarki?

– Wygląda to strasznie, ale uwierz, trzymam się dobrze. Wystarczy, że ty mi pomożesz. Krwawienie powinno niedługo ustać.

Isabella podniosła się, choć nogi rozpaczliwie się pod nią uginały. Już rozumiała, co ją czeka. Nie miała pojęcia, jak należy kogoś opatrzeć, a co dopiero Kenneta. Wpadła do łazienki, przeszukując po kolei każdą z trzech szuflad. W tej ostatniej znalazła cały arsenał na takie przypadki, a przynajmniej wskazywała na to obecność bandaży. Nie miała pojęcia, jaki specyfik kryje się w szklanej butelce z ciemnego szkła ani w tej z białego plastiku. Drżącymi rękoma zgarnęła wszystko.

Kennet o własnych siłach zajął miejsce na łóżku.

– Siadaj obok – zażądał. – Weź sól fizjologiczną.

– Co takiego?

– Ta jasna butelka.

– Kennet... ja...

– Rób, co mówię. To powierzchowne draśnięcia, nawet nie trzeba będzie ich zszywać.

Powierzchowne draśnięcia. Isabella nie chciała wiedzieć, jakie standardy według Kenneta spełniały poważne rany. Nawet nie dopuszczała do siebie świadomości, że mogłaby zszyć skórę.

Pomogła ostrokostnemu zdjąć bluzę, tym samym widząc już całe obrażenia po szponach. Jedno na boku, drugie na plecach. Z ran sączyła się krew, które choć rzeczywiście nie wyglądały na głębokie, wciąż mogły być dotkliwe. Jedne z nowych szram zaczynały się na wysokości barku i urywały wraz z końcem pleców. Isabella podejrzewała, że wykonanie bardziej dynamicznych ruchów wiązało się z bólem.

Nie chciała mieć do czynienia z krwią kolejny raz. Wciąż pamiętała swoją na marmurowych kafelkach oraz trzech ludzi, których zabił Kennet. Mimo to z jego instrukcją musiała zacząć teraz zabieg.

Leżał na brzuchu nieruchomo, choć po polaniu rany pierwszymi kroplami preparatu zagryzł wewnętrzną stronę policzka. Isabella cofnęła dłoń z buteleczką z charakterystycznym dzióbkiem i przy okazji zauważyła, jak bardzo trzęsą się jej ręce. Trudno jej było uwierzyć, że jeszcze niedawno po prostu czytała książkę, co jakiś czas ziewając.

– Może ci coś opowiem dla rozluźnienia, zanim sama zejdziesz tu na zawał.

Isabella odłożyła butelkę na bok i utopiła twarz w dłoniach.

– Przepraszam.

Nie potrafiła zebrać myśli, a tym bardziej pomóc. Bliżej było jej do zamordowania niż uratowania kogoś. Nawet jeśli Kennetowi nie groziła śmierć, na podstawie ostatnich zdarzeń wysnuła właśnie taki wniosek.

– No zadaj jakieś pytanie. Ja będę odpowiadać, a ty słuchać i opatrywać.

Przełknęła ślinę i odczekała moment, ale w sumie tylko jedno pytanie krążyło jej po głowie:

– Dlaczego tak skończyłeś?

– Wypadek przy wykonywaniu zlecenia.

– Zlecenia?

Kennet westchnął.

– Dostałem zlecenie na pozbycie się kilku buntowników z klanu, ale informacje zleceniodawcy trochę różniły się od rzeczywistości. Zamiast czwórki czekała na mnie dziesiątka ostrokostnych.

– I ty...

– Załatwiłem ich, ale sama widzisz, czasami wraca się z takimi pamiątkami.

Zaczęła odkażać rany, choć wcale nie poczuła się swobodniej. Ostrokostny leżący tuż obok był wytrenowanym zabójcą do wynajęcia. Takim jak ci z filmów albo nawet gorszym. Isabella nie czuła potrzeby wchodzenia w szczegóły, bo być może dostałaby wywód, jak patroszy się komuś wnętrzności...

– Kiedyś chciałaś wiedzieć, dlaczego ostrokostne są w konflikcie z ludźmi.

Wzdrygnęła się, paznokciem najeżdżając na ranę. Kennet syknął.

– Tak... to mnie nadal ciekawi. – Zbagatelizowała sytuację.

– No dobra – mruknął Kennet. – Od czego by tu zacząć... pamiętasz, który mamy rok?

Nie wiedziała, czy znowu zaczyna z niej drwić, czy naprawdę w ten sposób chce podjąć nowy temat. Rok. Zapisywało się go jako 75 T. E. Przy czym 75 oznaczało rok, a T. E. były skrótami słów „Trzeciej Ery". Isabella wyjaśniła to jeszcze raz, ale tym razem na głos.

– Przed Trzecią Erą świat był zupełnie inny. Ludzie nie żyli za murami zamkniętych Stref-Miast. Istniało nawet wiele języków, nie tak jak dziś tylko jeden określany bardzo oryginalną nazwą „powszechny" – parsknął Kennet.

– Jak wiele?

– Podobno tysiące. To brzmi absurdalnie, co?

Isabella słuchając, w końcu podeszła do powierzonego zadania z większym skupieniem. Pomysł Kenneta rzeczywiście działał. Przytaknęła, by kontynuował i sama zabrała się do ponownego odkażania rany.

– Ludzie żyli na otwartych terenach, wliczając w nie obszary za murami Miast. Dzielili się na „nacje". – Kennet zaakcentował ostatnie słowo. – Każda nacja miała swój język i rozległe terytorium, często też tradycje. Ale skupmy się na terytorium, o nie zazwyczaj były najkrwawsze konflikty...

– A gdzie w tym wszystkim jesteśmy my? No wiesz... ostrokostne.

– Nie przerywaj, to się dowiesz.

Wzięła wilgotny ręcznik i delikatnie przejechała nim po plecach, ścierając zaschniętą krew.

– Ostrokostne nie żyły w nacjach. Nacje były ogromne, a my stawialiśmy na klany. Podobno na początku istniały tylko cztery. Każdy w innym zakątku świata i zazwyczaj wybieraliśmy sobie ekstremalne warunki do życia. Tam, gdzie nie zapuszczali się ludzie. Ale w końcu ci wplątali nas w swoje interesy o terytorium.

– Czyli?

Isabella doszła do wniosku, że miejsca, gdzie skóra nigdy nie doczekała się rozerwania, są delikatne i przyjemne w dotyku. Nie znalazła ich wiele.

– Człowiek powie ci, że jego rasa zaproponowała naszej układ – kontynuował Kennet. – Udział w wojnie za skrawek wywalczonego terytorium dla klanu. Ostrokostny powie ci, że zostaliśmy zmuszeni do wojny. Ze szponami i różnymi predyspozycjami wydawaliśmy się, ba, nadawaliśmy się do wojen. Historia i tak sprowadza się do tego, że cztery klany zaangażowały się w wojny ludzi.

– Skończyłam.

– Dobrze – odparł Kennet i powoli podniósł się do pozycji siedzącej. – Musisz owinąć mnie bandażem.

Poinstruował Isabellę, jak wykonać następne zadanie i sam powrócił do historii.

– Wojna, w której udział wzięło wiele nacji i ostrokostne, finalnie dobiegła końca. Wtedy pojawił się pomysł, by zacząć budować Strefy-Miasta. W każdej z nich przydzielono ludzi z innych nacji, by nauczyli się żyć wspólnie, by ich różnorodność zapobiegała konfliktom. Wtedy stworzono też obecny język, ale tradycje i kultura dawnych nacji musiała zostać odrzucona. W sumie jedynie po nazwiskach można dochodzić do tego, z jakich terenów pochodzili twoi przodkowie. Wracając do miast, pozostałe obszary porzucono, i tak zostały wyniszczone wojnami.

– Granica – powiedziała Isabella, kojarząc ten termin po opisie z książki Sergia Maresa.

– Właśnie. To Granica. I teraz co stało się z nami? Zostaliśmy uznani za maszyny do zabijania i bezlitosne bestie. Ludzie w podręcznikach do historii ładnie napisali, jak dzicy i nieobliczalni okazaliśmy się w trakcie wojny, więc no... od pierwszego roku Trzeciej Ery, gdzie oficjalnie narodziły się Miasta, my zaczęliśmy być tępieni. W międzyczasie cztery klany, podobnie do ludzkich nacji, też zdążyły się ze sobą zmieszać, wybudować Podziemia, by podstępnie przeniknąć do Miast. Takie posunięcie dawało większe szanse na przetrwanie, niż powrót do odległych rejonów, z których nas zabrano. Potem powstała Służba Ochrony Obywateli i resztę już znasz, a nawet przekonałaś się na własnej skórze.

Isabella uświadomiła sobie, że dotąd nie zbliżyła się do ostrokostnego tak jak teraz. Dotykała go. Wprawdzie bandażując, ale i tak miała wrażenie, że w tej chwili nadrabiali braki w znajomości. Przecież rozmawiali. Ba, to Kennet sam inicjował konwersację.

Skończyła bandażować. Od razu odsunęła się od pacjenta, by mógł w spokoju obejrzeć jej dzieło.

– Nieźle – stwierdził. – Poradziłaś sobie w stresującej sytuacji.

– Nie myśl, że chcę cię takiego oglądać codziennie.

– Najbardziej nie chciałabyś mnie oglądać w ogóle.

Isabella chciała przytaknąć, ale finalnie się powstrzymała. Pomimo okoliczności Kennet wydawał się dziś bardziej przystępny niż kiedykolwiek. Postanowiła przemilczeć jego stwierdzenie, choć z pewnością miało w sobie trochę prawdy.

– Pozwól mi się trenować.

Butelka z solą fizjologiczną upadła na dywan.

– Co? – bąknęła Isabella.

– Nauczę cię wszystkiego, co potrafię – oświadczył Kennet, podpalając papierosa. – Oj, jeszcze się dąsasz? Pokażę ci, jak przetrwać w tym świecie w najlepszy sposób. Nie mówię, że nie będzie bolało, ale z moimi instrukcjami powinnaś się usamodzielnić.

Usamodzielnić. Ostrokostna się nie przesłyszała. Czy Kennet zdawał sobie sprawę z wagi propozycji i z tym, co się z nią wiązało?

Usamodzielnić.

– No? Chciałbym jeszcze przed drugą rano wziąć prysznic i coś zjeść...

Będzie miała szansę uwolnić się od swojego „wybawcy". Tylko dlaczego składał jej taką ofertę? Spojrzała na Kenneta, ale jego oblicze utwierdziło w przekonaniu, że Isabella już teraz mogła być sprawdzana.

Być może innej szansy nie będzie.

– Zacznijmy od jutra – wypaliła.

Nie doczekała się odpowiedzi, bo rozległ się dzwonek telefonu.

– Poczekaj tu – powiedział Kennet i poszedł do drugiego pokoju.

Isabella odliczyła w myślach kilka sekund i przywarła do drzwi. Tego nie odpuści. Poznała już profesję Kenneta, ale miała wrażenie, że to tylko wierzchołek góry lodowej. Usłyszała imię Arno, więc z nim toczyła się rozmowa, jednak dalsze jej urywki przyprawiły Isabellę o gęsią skórkę.

W jaki sposób łączyła się ze sobą ludzka firma chemiczno-farmakologiczna, rozczłonkowane trupy zalegające w biurze magazynu, bankiet, na którym będzie dostępny domniemany trop?

– Zacznijcie przygotowania, to być może ostatnia szansa na ubicie Kolekcjonera. – Zdanie zostało wypowiedziane wręcz z furią.

Pokračovat ve čtení

Mohlo by se ti líbit

Mate Od GS

Fantasy

247K 10.4K 42
- Skąd wiesz? - Wykrztusiła wreszcie, po pięciu minutach pustego wgapiania się we mnie. Miała duże orzechowe oczy poplamione jasną zielenią. Były hip...
98.3K 2K 6
Piękne historie lubią kończyć się dramatem. Byli już Romeo i Julia. Swój czas mieli także Jack i Rose. Więc gdy los stawia na drodze Laury Justy intr...
10.7K 1.1K 30
Jest Dalia. Jest babcia. Są Święta Bożego Narodzenia i cała ich magia. Jest i kufer na stryszku, który za pomocą cudownego zapachu lawendy przenosi...
23.4K 245 3
Kontynuacja historii Evy i Ivo z Zemsty Kruka. Evy i Ivo coraz bardziej zbliżają się do siebie. A tę więź wzmacnia fakt, że kobieta postanawia powied...