XII

958 31 2
                                    

-Tom... Dlaczego?

-Avada Kedavra!

...

Obudziłam się zalana potem, odwróciłam głowę by spojrzeć na zegarek, który wskazywał godzinę 3.30. Udałam się do łazienki by opłukać sobie twarz i trochę ogarnąć swoje myśli. Patrząc w lustro zauważyłam, że moje włosy mają białe pasemko. Co tu się k#wa odpierdzieliło, przysięgam że zabije tego kto je zrobił... Próbowałam je zmyć ale jakoś mi to nie szło.

-JPDL. Jebne zaraz kogoś!-powiedziałam chyba ciut za głośno. Spojrzałam na swoją bliznę która jakoś bardzo się zaczerwieniła... Ehh, ale co to był za sen... Był tak realistyczny i Tom... Kogo on chciał zabić...Nie rozumiem. Z powrotem udałam się do łóżka, ułożyłam się w dość wygodnej pozycij i zamknęłam oczy, zasnęłam...

...

Ubudziłam się tym razem już spokojnie, udałam się do łazienki i spojrzałam na lustro by ponownie ujrzeć pasemko. "zabije..." pomyślałam i zaczęłam się szykować. Po skończonej rutynie udałam się do WS by zjeść śniadanko, gdy szłam przy stole ślizgonów wszyscy się na mnie lampili.

-Nie macie na kogo patrzeć?!- powiedziałam już zirytowana, ci natychmiast odwrócili głowy. Usiadłam obok chłopaków, którzy tak samo jak reszta patrzyli się na moje włosy.

-Są aż tak fascynujące?- zapytałam ironicznie.

-Oj żebyś wiedziała...-powiedział Theo.

-Zabije tego kto mi je zrobił.- wycedziłam.

-Czekaj, ty ich nie zrobiłaś?- zapytał zdezoriętowany Malfoy.

-Oczywiście że nie! Obudziłam się z tym...- wzięłam sobie kanapkę i zaczęłam jeść agresywnie ją rzując. 

-Co tak kanapka ci zrobiła że tak się na niej wyżywasz?-zapytał Blaise śmiejąc się pod nosem. Ja tylko coś mruknęłam i dalej kontynuowałam torturowanie jedzenia. Po 10 minutach skończyłam i udałam się do bibioteki by się trochę pouczyć. Usiadłam na moim ulubionym miejscu i zaczęłam czytać. Po kilku godzinach zaczęły mnie oczy szczypać więc udałam się na spacer po Hogwarcie. Od bibioteki poszłam aż na wierzę astronomiczną. Usiadłam przy krawędzi kładąc nogi przez barierkę tak by zwisały, podbródek oparłam na rękach i zaczęłam przyglądać się gwiazdom... Były takie piękne... Po pewnym czasie usłyszam jakiś szelest za mną, szybko odwróciłam głowę i ujrzałam...psa? Nie, nie, nie bardziej wilka ... Odwróciłam ciało w jego kierunek i zaczęłam mu się przyglądać z ciekawością, ten powoli do mnie podszedł i usiadł naprzeciwko mnie.

-Jak się tu dostałeś? Zgubiłeś się? Ehh no przecież to zwierze mi nie odpowie...-powiedziałam i zaśniałam się z swojej głupoty.

-O pani, nie wiesz jaki to zaszczyt.-powiedział wilk... czekaj co, POWIEDZIAŁ?!

-Musiałam coś brać, o kurde, musiało być mocne.-zerwałam się na róne nogi i lekko się cofnęłam.

-Nie musi się panienka bać jestem po twojej stronie.-powiedział i się ukłonił.

-U-Umm bo tak jakoś czuję się dziwnie, czy ty jesteś prawdziwy?

-Tak, pani.

-Nie mów na mnie pani mam 11 lat. Postarzasz mnie.-oburzyłam się i usiadłam z  powrotem na miejscu.- A więc co chcesz wilczku?

-Porozmawiać i ustalić kilka rzeczy.

-No to słucham.

-Jestem Light, najpotężniejszy z wilków. Jesteś naszą panią i będziesz kierować nami podczas bitew. Z przypowiedni wynika ,że odbędzie się tragiczna bitwa w ciągu najbliższych 8 lat. Isabella Riddle, dziewczynka urodzona 31 lipca 1980 wraz z chłopcem urodzonym tego samego dnia będziecie tymi którzy nas wszystkich uratują. Nie jesteście po tej samej stronie, ale to wy musicie doprowadzić do dobra. Nasze stada są do twojej dyspozycij, jeżeli powiesz że mamy walczyć po waszej stronie, tak się stanie. Kiedykolwiek będziesz nas potrzebować wypowiedz "venient in opus*". Wszystko w twoch rękach...-zakończył i poprostu odszedł zostawiając mnie w totalnym szoku.

-Ja naprawdę coś brałam...-wstałam i nadal próbując zrozumieć co on właśnie powiedział udałam się do WS na kolacje. Usiadłam rozkojarzona przy stole ślizgonów i zaczęłam powoli jeść, dosłownie odpływając. "Venient in opus... [...] Bitwa,[...] będziecie tymi którzy nas wszystkich uratują... Japierdziele, co tu się dzieje ludzie?! Ten sen... czy to miało coś z tym wspólnego?Nie, nie to był tylko koszmar... Co ja mam robić do jasnej ciasnej..." 

-Isabella!-krzyknął mi ktoś do ucha.

-Jezu krzycz jeszcze głośniej a nie usłysze wogóle.

-Mówiliśmy do ciebie od 3 minut a ty nic.

-Sory zamyśliłam się. Coś ważnego?

-Nie al-

-W takim razie porozmawiamy później. Muszę lecieć...-nie powinnam była Blaisowi tak przerwać ale musiałam sobie to wszystko poukładać. Pobiegłam do dormitorium gdzie udałam się do łazienki. Spojrzałam na siebie w lustrze... i nagle kolejne pasemko pojawiło się na moich włosach. 

Co się kurna dzieje?!- było takie same jak tamto tylko że po drugiej stronie.-Nie ja naprawdę musiałam coś brać... Wyszłam i wskoczyłam na moje łóżko, wzięłam poduszkę i ścisnęłam ją do klatki piersiowej. Wdech, wydech, wdech, wydech... Uuu ale ładnie mi zapachniało... Wdech, wydech, wdech, wydech, ciemność...

__________________________________

*venient in opus- po łac. przyjdź w potrzebie 


RIDDLE// córka voldemorta...Where stories live. Discover now