XI

987 30 9
                                    

 Obudziłam się dzisiaj w świetnym nastroju, udałam się do łazienki by uszykować się na dziejszy dzień. Ubrałam czarne jeansy i trochę za dużą bluzę, wzięłam ze sobą różdżkę i ruszyłam do pokoju chłopaków. Będąc już przy drzwiach bez pukania weszłam, a to co tam zobaczyłam poniekąd mnie zmuliło. Pansy siedziała na łóżku Malfoya i kleiła się do niego bez przerwy.

-Cześć chłopaki!-powiedziałam przytulając się do Blaisa i Theo, zarazem ignorując Draco.

-Siemka. Co ty taka wesoła?-zapytał Blaise śmiejąc się lekko pod nosem.

-Pewnie idzie na randkę z Diggory.-powiedział z kpiną Malfoy, a ja totalnie to olałam. 

-A tak sobie, a co nie mogę?-zapytałam po czym wskoczyłam na łóżko Theo.

-Możesz, możesz. Powinnaś to robić częściej.-powiedział Nott siadając obok mnie.

-Taaaa. A właśnie! Macie jakieś plany na dziś ?

-Z pansy idziemy na błonia.-powiedział Malfoy z małym uśmieszkiem na twarzy.

-Nie ciebie się pytałam.-powiedziałam wywracając oczami.- Blaise, Theo?

-Raczej nie.-powiedzieli chórem.

-Świetnie to pójdziecie ze mną pograć w quidditch!-powiedziałam po czym zeskoczyłam z łóżka. Skierowałam się do drzwi i szybkim ruchem je otworzyłam. Odwróciłam się do reszty i rzekłam.

-A więc widzimy się na boisku! A tobie...-powiedziałam patrząc na Malfoya-...miłej randki.

Wyszłam z lochów i skierowałam się na śniadanie. W wielkiej sali nie był tylko profesorek Snape, patrzył na mnie dość dziwnym wzrokiem co oczywiście olałam.

-Riddle, podejdź no tu.-powiedział odrazu po tym jak usiadłam.

-Serio nie mogłeś wcześniej? Dopiero usiadłam.-powiedziałam z wyrzutem. Ten tylko spojrzał na mnie spod byka, a ja bez pośpiechu do niego podeszłam. Gdy wkońcu do niego dotarłam usiadłam na miejscu obok, przy stole nauczycielskim.

-Wolniej się nie dało?- rzekł wywracając oczami.

-Jak chcesz mogę wrócić tam i przyjść jak najwolniej potrafię.

-Nie. waż. się.

-Czego ode mnie chciałeś profesorku?

-Nie nazywaj mnie tak.

-No dobrze.....nietoperze.

-Nie wytrzymam z tobą.-westchnął.

-Nie pierwszy raz to od ciebie słysze... A więc co chciałeś?

-Jedziesz na święta do rodziny Malfoyów. Wszystko jest już ustalone.

-No i zajebiście!

-Słownictwo!

-Dobrze tato.- powiedziałam dla żartów a Snape przybił sobie Facepalm'a.

-Nie nazywaj mnie tak... Idź już Isabell. Idź-powiedział dość załamany, biedak musi ze mną wytrzymywać... No co zrobie, najlepsze zajęcie i tak zawsze będzie droczenie się z nietoperzem. Wzięłam jabłko i ruszyłam na boisko quidditcha. Z daleka zdołałam ujrzeć dwie postacie, oczywiście byli to chłopacy. Pobiegłam do nich jak najszybciej potrafiłam i zaczęłam krzyczeć.

-BLAISE, THEO!!! WIECIE JAK JA WAS KOCHAM CO NIE! 

-OCZYWIŚCIE -odpowiedział Theo.

-ŁAP!-powiedziałam rzucając się na niego, biedak był tak zdezoriętowany ,że razem polecieliśmy na ziemię. Ja oczywiście miałam miękkie lądowanie, co do theo, to raczej nie. Sturlałam się z niego i wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Blaise pomógł nam obu wstać po czym kontynuowaliśmy nasze głupie zabawy. Wziełam trzy miotły i kilka piłek. Wsiadliśmy na nie i zaczęliśmy sobie podawać i poprostu się wygłupiać.

RIDDLE// córka voldemorta...Where stories live. Discover now