41. • JEZIORO •

3.4K 282 68
                                    

W dzień drugiego zadania George wstał dość wcześniej. Jego wzrok od razu wylądował na pustym łóżku brata bliźniaka. Nie przebierając się nawet z piżamy, zszedł do pustego pokoju wspólnego, w którym zastał Freda śpiącego w pozycji siedzącej na sofie.

– Wstawaj Freddie! – potrząsnął lekko bratem.

– Alyssa? – jęknął Fred, otwierając oczy. – A to ty...

– Spędziłeś tutaj całą noc?

– Czekałem na nią, ale nie przyszła...

– Może jest już na śniadaniu. Chodźmy się przebrać i zejdziemy do Wielkiej Sali. Na pewno już tam na nas czeka, z książką w ręce.

Gotowi, zeszli na śniadanie, lecz nie było ani śladu Alyssy i Hermiony. Nawet George zaczął się lekko denerwować. Dwie dziewczyny nie wróciły na noc do dormitorium, a teraz opuściły śniadanie. Jednak najbardziej zestresowaną osobą był Fred. Cały czas w głowie układały mu się najczarniejsze scenariusze. Czuł niepokój spowodowany zaginięciem dziewczyny. Nie raz go unikała, ale to tylko w momentach, kiedy się pokłócili, a teraz wiedział, że pomiędzy nimi było w jak najlepszym porządku. Niemożliwe, żeby Alyssa wyparowała, a opuszczenie zamku nie wchodziło w grę.

– Georgie martwię się o nią – powiedział cicho Fred, po skończonym śniadaniu.

– Na pewno nic jej nie jest, w końcu nie jest sama tylko z Hermioną – westchnął George. – Zbierajmy się lepiej, turniej rozpoczyna się już za niedługo, a chciałbym zająć jakieś lepsze miejsce.

Bracia ruszyli do wyjścia z zamku, a następnie prosto przez błonia, kierując się w stronę jeziora. Drugie zadanie Turnieju Trójmagicznego miało odbyć się właśnie tutaj – nad wodą. Trybuny, które w listopadzie otaczały zagrodę dla smoków, ułożone były na brzegu jeziora. Fred oraz George zajęli miejsca z samego przodu, nie zapominając oczywiście o Ginny i Ronie, którzy dołączyli do nich kilka minut później, wraz z tłumem pozostałych uczniów. Udało im się usiąść na najlepszych miejscach, z których mieli świetny widok na reprezentantów.

Harry przybiegł w ostatnim momencie, gdy Cedric, Fleur oraz Wiktor stali już nad krawędzią wody.

– Więc nasi reprezentanci są już gotowi do drugiego zadania, które rozpocznie się na mój gwizdek – zabrzmiał głos Ludo Bagmana. – Mają dokładnie godzinę na odzyskanie tego, co utracili. Liczę do trzech! Raz... dwa... TRZY!

Harry wyjął z kieszeni garść skrzeloziela, które przyniósł mu Zgredek, a następnie wszedł do wody. Potworny chłód rozniósł się po jego ciele, a im głębiej wchodził, to było gorzej. Uczucie było bardzo podobne do nakłuwania skóry czymś ostrym. Nogi Harry'ego całkowicie zdrętwiały i ledwo co się na nich utrzymywał.

Gdy Wybraniec wreszcie poczuł, że zaczyna się dusić oraz ból po obu stronach szyi nasilił się, zanurzył się cały w wodzie. Za uszami wyrosły mu skrzela, dzięki którym mógł swobodnie oddychać pod wodą. Teraz nie czuł już tego przeraźliwego zimna. Pomiędzy palcami pojawiły się błony, przez co poruszanie się nie było aż takie ciężkie.

Jego wzrok znacznie się poprawił, umożliwiając obserwowanie otoczenia pod wodą oraz w ciemności. Płynął coraz głębiej, omijając przy tym czarne wodorosty oraz pełno kamieni. Parę razy wydawało mu się nawet, że zaraz obok niego przepłynęło coś naprawdę wielkiego, lecz nie było nikogo widać. Ślad po reprezentantach czy mieszkańcach jeziora zaginął całkowicie.

W końcu dopłynął do wysokich jasnozielonych wodorostów. Gdy tylko zaczął płynąć dalej, coś nagle chwyciło go za kostkę. Był to druzgotek, który ukazując kły, próbował wciągnąć go na dół. Gdy do stworzenia dołączyły dwa następne, Harry szybko wyciągnął różdżkę, z której zamiast iskier wyleciał strumień wrzącej wody. Na całe szczęście udało mu się uwolnić, lecz co chwile druzgotki, które napotykał na drodze, próbowały znowu go zaciągnąć w dół.

Ray of Hope  |  Fred Weasleyحيث تعيش القصص. اكتشف الآن