-30-

15 2 0
                                    

Drugi trener szedł szybkim krokiem w stronę ośrodka, więc musiałam troszkę podbiec, aby go dogonić. Był bardzo napakowanym facetem. Miał kwadratową szczękę i krótko ścięte włosy.
— Jak mam się do pana zwracać? — spytałam, kiedy zrównałam z nim krok.
— Dla ciebie pan Brown — powiedział i jeszcze bardziej przyspieszył. Zanim się obejrzałam byliśmy w strzelnicy. Pewnie i szybko trener otworzył tajemnicze drzwi na drugim końcu pomieszczenia. Za nimi znajdowała się najzwyklejsza klatka schodowa. Prowadziła ona tylko w dół. Nie zwalniając zeszliśmy gdzie za następnymi drzwiami znajdowało się pomieszczenie wielkości szkolnej sali gimnastycznej.  Na drugim końcu było jeszcze dwoje drzwi. W pomieszczeniu czekał na nas już doktorek.
— Zanim to ci zdejmiemy jest jeden warunek. Kiedy tylko powiemy, abyś zmieniła się z powrotem zrobisz to bez cienia sprzeciwu i grzecznie dasz sobie z powrotem założyć to cudeńko. Zrozumiano? — spytał dla pewności, że wszystko zrozumiałam.
— Mhm — mruknęłam pod nosem.
— Pytam, czy zrozumiano?
— Tak — powiedziałam troszkę pewniej.
— O, i jeszcze jedna sprawa. Nie uciekniesz. Drzwi są zamykane na klucz. A niby dokąd miałabym? Ja nawet nie wiem, gdzie jestem! W jakim kraju! — Chodź — powiedział i skierował się do jednych z drzwi. W pomieszczeniu był tylko jeden mały otwór w ścianie. Wystarczający, aby włożyć do niego rękę.
— Kiedy ci powiem włóż tam lewą rękę po łokieć — i nie czekając na moją odpowiedź wyszedł. Brown czekał pod drzwiami. Po chwili usłyszałam głos Jonasa przez głośnik. Wykonałam polecenie. Przez chwilę nic się nie działo. Później usłyszałam przytłumione kilka kliknięć i poczułam, że ucisk na ręce stopniowo puszcza. Wyjęłam rękę z otworu i uśmiechnęłam się pod nosem. Po rękawie został tylko odcisk. Rozmasowałam miejsce czując jak powraca mi energia.
Otworzyłam drzwi i weszłam do sali gimnastycznej.
— Dzisiaj masz luz. Zaczynamy od jutra. Masz dokładnie 45 minut do kolacji — powiedział przez głośniki. Co zaczynamy od jutra? Nie wiem. Nie teraz będę się nad tym zastanawiać. Muszę dobrze wykorzystać ten czas.
Zaczęłam od małej rozgrzewki. Kolejno: kula z powietrza, wody, ziemi i ognia. Później próbowałam skoczyć na taką wysokość, aby dotknąć sufitu i wrócić bezpiecznie na ziemię. Wymagało to dużego refleksu i precyzji. Pierwszy skok był porażką. Było tylko troszkę powyżej metra. Następne próby były coraz lepsze. Oczywiście nie obyło się bez siniaków. W końcu udało mi się, a żeby sprawdzić, czy to nie tylko łud szczęścia powtórzyłam skok. Nie wiem ile czasu minęło, ale wiedziałam, że dużo mi go nie zostało. Szybko zmieniłam się w motyla, a zanim Jonas zawołał, że to koniec na dzisiaj zdąrzyłam jeszcze w konia. Tak jak była umowa z powrotem dałam sobie założyć zabezpieczenie i powlokłam się na górę po schodach. Była to najbardziej męcząca część dnia, a zarazem najszczęśliwsza. Dlaczego tak szybko się skończyła!? Jest czasami takie uczucie, że jeśli masz coś na codzień, nie doceniasz tego. Ale jeśli zostanie to ci odebrane to czujesz, jakie to było dla ciebie ważne. Zaczynasz to doceniasz dopiero wtedy, kiedy tego nie masz. Brakuje mi mojej mocy. Mojej siły, mojej wyjątkowości i mojej... wolności?

PogońWhere stories live. Discover now