-8-

99 11 0
                                    

Pociąg zatrzymywał się tylko na dwóch stacjach: w Strasburgu i Stuttgardzie. Miałam więc dużo czasu, by coś wymyślić i ukryć się przed służbami. Z zamyślenia wyrwał mnie kontroler biletów.
— Bilety do kontroli — powiedział.
Nawet na niego nie patrząc podałam mój bilet. Skasował go i oddał.
— Dziękuję, miłej podróży — dodał i podszedł do następnej osoby. Ta krótka scena wydała się dla mnie tak normalna, że na chwilę zapomniałam o pościgu. Miałam takie zwykłe życie, poukładane, z pozorami normalności, z murem, który mnie otaczał i nikt nie miał odwagi się na niego wspiąć ani przeskoczyć. Nikt nie odkrył prawdy o mnie, aż do tamtego niefortunnego dnia, kiedy Christopherowi Wrayowi zachciało się pogaduszek. On nie przeskoczył przez mur, ani się na niego nie wspiął, aby zobaczyć co jest za nim, on go sforsował dokładnie wiedząc, co tam jest. Tylko, że niektórych zwierząt nie powinno wypuszczać się z klatki... najwyraźniej FBI tego nie rozumie... szkoda.
Tylko pierwsza stacja była na terenie kraju, więc tylko na niej policja francuska mogła mnie aresztować. To ich jedyna szansa...
Pomyślałam, że pochodzę po pociągu, by poszukać jakiegoś miejsca w którym mogłabym się schować. Wyszłam więc z wagonu i weszłam do następnego — wyglądał identyczne. Poszłam dalej. W następnym stały cztery konie: gniady, dereszowaty, kary oraz kasztanowaty. Nie zastanawiałam się dłużej, już wiedziałam co zrobię. Szybko wróciłam do przedziału, aby nie wzbudzić zainteresowania innych pasażerów. Miałam
dwie i pół godziny nudnego siedzenia w przedziale i czytania nudnej gazety.
10 minut przed przyjazdem do Strasburga weszłam do wagonu z końmi oraz zmieniłam się w siwą klacz. Konie przywitały mnie przyjaźnie i zrobiły mi miejsce. Teraz tylko trzeba przeczekać burzę i już. Nic dodać, nic ująć. Taki najprostszy plan był zawsze najlepszy. W końcu pociąg się zatrzymał. Było słychać ludzi przekrzykujących się nawzajem na peronie oraz jeden dominujący głos krzyczał:
— Dalej chłopaki, macie przeszukać ten pociąg centymetr po centymetrze, macie ją znaleźć! — domyśliłam się, że to dowódca policji kierujący tą akcją. Nie myliłam się. Było już słychać ciężkie buciory wchodzące do poszczególnych przedziałów maszyny. Po chwili do wagonu, w którym stałam weszło dwóch policjantów.
— Chodźmy dalej, tutaj są tylko konie — powiedział pierwszy.
— Poczekaj lepiej przeszukajmy ten wagon, może ukryła się gdzieś w sianie — odpowiedział mu drugi.
— A chcesz dostać kopytem w twój i tak złamany nos? Co Sebastian? — dodał pierwszy
— No n-n-nie — zająłkał się Sebastian i zaczął macać swój nos jakby dopiero teraz zauważył, że był on złamany.
— No to wracajmy — dokończył i wyszedł, a za nim też ten drugi.
Dopiero teraz zauważyłam, że przytrzymywałam powietrze w płucach, więc odetchnęłam z ulgą i zaczęłam odliczać minuty do odjazdu pociągu.
Maszyna już ruszyła, gdy ktoś na peronie krzyknął — Zatrzymać pociąg! Jest o jednego konia za dużo, to ona! Zatrzymać pociąg! — ale nie mogło się to stać, ponieważ lokomotywa była za bardzo rozpędzona. Ruszyliśmy dalej...
Zamieniłam się w człowieka i weszłam do przedziału, w którym już wcześniej siedziałam. To była moja ostatnia przemiana tego dnia. Już nie mogłam użyć swoich mocy, wyczerpałam limit... Czasami mogłam zmienić się w 5 "trudnych" zwierząt, a czasem mogłam tylko w jedno, dwa proste. Nie było tego fizycznie widać, ale wewnętrznie wiedziałam, że dzisiaj już nawet nie zmienię nawet palca w pazura. Nie chciało mi się czytać tego nudnego czasopisma, więc patrzyłam przez okno i czekałam na kres podróży. Po chwili głowa mi bezwiednie opadła i zasnęłam.
— Znowu ten sen — pomyślałam, gdy siedziałam w tym samym ciemnym pokoju co wcześniej, na tym samym krześle, tylko że... byłam rozwiązana! Tym razem mężczyzna stał za szybą.
— To co, pobawimy się — powiedział tym samym pozbawionym emocji głosem. Od pierwszej chwili nie lubiłam go, a teraz — nienawidziłam. Ciekawe jaka twarz kryła się w cieniu?
— No to od czego tu zaczniemy? — spytał patrząc na panel sterujący.
— Może od tego, że cię zabiję — odpowiedziałam.
— Już wiem — odparł jakby nie usłyszał mojej groźby i wcisnął jeden w wielu przycisków — na początek to.
I wtedy w moją stronę poleciało kilka sztyletów. Zgrabnie zrobiłam unik.
— Nie, nie o to chodzi... — rzekł do siebie.
— Monachium! Proszę wysiadać! Monachium! — krzyczał jakiś mężczyzna i tym samym obudził mnie że snu — Monachium!
Szybko wzięłam z półki mój plecak i założyłam kaptur na głowę. Wstałam i wyskoczyłam z pociągu wychodząc na peron. Zapadał zmrok, chmury rumieniły się różowo-fioletowym kolorem, a słońce leniwie chowało się za horyzontem, aby ustąpić miejsca księżycowi.
Już tak niedaleko do domu...

PogońWhere stories live. Discover now