-24-

66 9 0
                                    

Po pewnym czasie Jonas znów przyszedł.
— Góra ustaliła, że przeniesiemy cię w inne miejsce. Polecimy helikopterem wojskowym. Będę nadzorować twój stan przez całą podróż. Jeśli zajdzie taka potrzeba podam ci środek usypiajacy dożylnie. Masz jakieś pytania? — powiedział to wszystko zaraz po tym, jak zamknął za sobą drzwi i stanął obok łóżka.
— Ile potrwa podróż? — spytałam. Miałam tyle pytań, ale zaczęłam od konkretów.
— Około 3-4 godzin.
Nie wytrzymam tak długo — pomyślałam i wykrzywiłam wyraz twarzy w geście niezadowolenia.
— Gdzie znajduje się to miejsce? — zadałam następne pytanie.
— Tego nie mogę ci powiedzieć.
— Dlaczego ze mną lecisz?
— Mówiłem ci. Muszę nadzorować twój stan. — Cierpliwie odpowiadał na każde z moich pytań.
— Chcesz zobaczyć mrugnięcia, prawda?
— Mhm... — kiwnął głową zmieszany. Wiedział, że będzie to dla mnie bardzo stresująca sytuacja.
— Kto z nami jeszcze leci?
— Kilku-osobowy oddział.
— Po co?
— W razie gdybyś chciała uciec.
— Nie ufacie mi — powiedziałam i spuściłam głowę, jakby mnie to ruszało. Ja po prostu chciałam się stąd wyrwać! Trzeba grać, że niby mi zależy, że chce być z nimi, a nie przeciw nim. Wtedy pozwolą mi na więcej i będę mogła uciec.
— Ta decyzja nie zależy ode mnie. A ty, komu ufasz? — widząc, że posmutniałam troszkę zmienił temat.
— Nie wiem... ludziom nigdy nie zaufam — powiedziałam i odwróciłam wzrok. Mową ciała pokazałam, że nie chce już rozmawiać.
— Za 5 minut startujemy — powiedział jeszcze kierując się do wyjścia. Po chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Nie patrzyłam w tamtym kierunku. Nie chciałam lecieć. Nie teraz.
Po pięciu minutach przyszedł po mnie zespół komandosów. Rozpoznałam wśrod nich Noah. Jeden z oddziału odpiął mnie od ramy łóżka i poderwał do pionu. Wykonywałam posłusznie wszystkie polecenia. Wyszliśmy na korytarz. Po chwili na lotnisko. Stał na nim ogromny helikopter bardzo podobny do tego, którym leciałam wczoraj. Promienie słońca odbijały się od czarnego, połyskującego lakieru. Schyliliśmy się i podbiegliśmy do wejścia maszyny. We wnętrzu panował półmrok. Wszyscy usiedli wzdłuż ścian. Mnie usadzono po środku. Na przeciwko mnie siedział już lekarz. Między nogami trzymał walizkę. Pewnie miał tam ten środek usypiający i jeszcze kilka innych rzeczy. Przez cały czas go obserwowałam. Nawet nie zauważyłam kiedy ktoś przypiął mi rękę długim łańcuchem do ściany. Zadziwiał mnie spokój Jonasa. Ja w środku byłam szargana przez nerwy. Po chwili silnik zawył i poderwaliśmy się od ziemi. To się nie dzieje na prawdę. Popatrzyłam w sufit. Czasami mnie to uspokajało. Tym razem tylko powiększyło mój strach. Kiedy znaleźliśmy się już na odpowiedniej wysokości ruszyliśmy do przodu. Zaczęłam się cała trząść.
— Popatrz na mnie — powiedział lekarz, aby zwrócić moją uwagę. Udało mu się. Teraz patrzyłam w jego zielone oczy. Widać było w nich satysfakcję i podniecenie. Cieszył się jak małe dziecko.
— Migasz — chyba powiedział. Rzekł to tak cicho, że helikopter go zagłuszył. Trwaliśmy z tej pozycji przez kilka minut: ja próbując się uspokoić patrzyłam w hipnotyzujące oczy Jonasa, on patrzył na mnie z zafascynowaniem jak migam i zmieniam się na setne sekundy w różne zwierzęta, aby po chwili powrócić do poprzedniego stanu.
— Nie wytrzymam tego dłużej — powiedziałam po chwili — zrób to!
Krzyknęłam i podwinęłam rękaw bluzki.
— Nie dam rady. Za bardzo migasz — powiedział bardzo powoli i spokojnie wyjmując strzykawkę z płynem z torby — masz tętno ponad 200, dopóki ci nie spadnie nie mogę ci tego podać.
Wzięłam powoli wdech i przytrzymałam przez chwilę powietrze w płucach. Po kilku sekundach zrobiłam jeszcze wolniejszy wydech. Powtórzyłam sekwencję kilka razy.
— Zrób to — rzekłam ponownie tym razem bardziej zdeterminowanym głosem. Nadstawiłam rękę. Jonas jedną dłonią ustabilizował mnie, a drugą wstrzyknął mi przezroczysty płyn dożylnie. Zdąrzyłam jeszcze poczuć lekkie ukłucie i odetchnąć z ulgą. Niewyraźnie, jakby przez mgłę usłyszałam jeszcze głos Jonasa. Chyba powiedział mi: słodkich snów.

PogońWhere stories live. Discover now