-21-

43 8 0
                                    

Po kilku zakrętach znalazłam się w małym, białym pokoju, w który był zamykany na siedmiocyfrowy szyfr i znajdowała się tam tylko poduszka. Przesunęłam miękki kwadracik blisko drzwi i oparłam się plecami o chłodną ścianę. Powoli zsunęłam się w dół siadając na poduszce. Muszę wszystko na spokojnie przekalkulować. Zacznijmy od najprostrzej rzeczy. Gdzie jestem? W tajnej bazie Interpolu niedaleko wysokich gór, chyba Alp. Dlaczego mam takie wielkie i ciężkie kajdanki?
Może one zatrzymują moją moc, bo nawet najprostsza czynność przychodzi mi z trudem. Kim jest Luiz? Tajnym agentem, który miał za zadanie dowieść mnie do Interpolu i dlatego, że jest synem Głównego Sekretarza nie został zwolniony za niewykonanie poleceń. Dlaczego zajął się mną Interpol skoro ścigało mnie FBI? Chyba dlatego, że FBI może ingerować tylko na terenie Stanów Zjednoczonych. I najtrudniejsze pytanie...co robi tutaj mój ojciec?! Jak udało mu się wbić do tej organizacji?!
Usłyszałam ciche pikanie. Zaczęłam liczyć ilość dźwięków. Siedem. Ktoś otworzył celę. Wszedł do mnie. Drzwi za nim się zamknęły. Podniosłam wzrok na jego twarz. O wilku mowa. Mój rodziciel przybył w końcu wytłumaczyć się?
— Amando, wiem, że byłem beznadziejnym ojcem, ale takie były rozkazy. — Przykucnął przy mnie, tak, jakbym była jego małą córunią, którą trzeba pocieszyć. — Miałem udawać pijaka, aby podglądać twoje postępy. Wyjechałem, bo... musiałem, ale wiedz, że bardzo cię kocham i... chociaż ty często mnie nie zauważałaś, to ja tam byłem. Kiedy odbierałaś świadectwo, dyplom, miałaś jasełka w szkole...
— I po tylu latach myślisz, że ja ci tak po prostu wybaczę? — spytałam niezbyt głośnio, ale tak, żeby zagrać na jego uczuciach. Zmieniłam pozycję siadając po turecku. On tylko lekko kiwnął głową, jakby w nadziei, że to wystarczy.
— Tutaj grubo się mylisz! Gdzie byłeś kiedy potrzebowałam cię najbardziej?! Dlaczego nie mogłam się do ciebie przytulić kiedy stłukłam kolano?! Dlaczego nie przyszedłeś do mnie, kiedy budziłam się w nocy?! Wiesz dlaczego?! Bo c i e b i e nie było!
Emocje wzięły górę. Rozpłakałam się na dobre. Po chwili poczułam jak mnie przytula. Najpierw niepewnie, a po chwili bardziej zdecydowanie. Wydawał się to dziwny gest z jego strony, ale to wystarczyło. Było to uspokajające. Nawet bardzo. Kiedy już wystarczająco zmoczyłam mu koszulę lekko odsunęłam się od taty, a on szepnął, jakby bał się, że mnie wystraszy.
— Nic nie nadrobi czasu jaki straciłem nie będąc z tobą. Kiedy zauważyłem u ciebie moc powiadomiłem o tym szefa, a on kazał mi obserwować twoje postępy, ale dystkretnie. Tak, żebyś się nie dowiedziała, o tym, że tam jestem albo mnie ignorowała. Udawanie alkoholika to według mnie była najbardziej rozsądna opcja. Kiedy skończyłaś 12 lat stwierdziłem, że umiesz już na tyle dobrze, że znów złożyłem raport. Miałem cię później nadal obserwować, ale z ukrycia.
Kiedy zauważyłem, że marnujesz się w tym zoo postanowiłem cię sprowadzić do Interpolu i ci zaproponować pracę.
— I po to był u mnie pan Wray? — przerwałam mu troszkę zachowując się jak dziecko, które chce dostać za wszelką cenę cukierka i prosi rodzica, żeby mu go dał. Ale to była tylko gra. Tak naprawdę chciałam mu przyłożyć, wyżyć się na nim jak na worku treningowym za te wszystkie lata, przez które go nie było.
— Tak, miał cię tutaj sprowadzić, ale nie tak to miało się potoczyć.
Odsunął się troszkę ode mnie i wstał.
Gestem pokazał, abym zrobiła to samo. Chyba przechodzi do części oficjalnej.
— Z oceny twoich nietypowych zdolności chcielibyśmy złożyć ci propozycję szkolenia i pracy wraz z tajnymi służbami Interpolu. Masz dwie godziny na podjęcie decyzji.
Po tych słowach wyszedł. Zostałam sama. Znowu...

PogońOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz