-22-

48 8 0
                                    

Nie wiem co o tym myśleć. Serce waliło mi jak oszalałe. Nie z wysiłku fizycznego, ani z stresującej sytuacji, lecz z tego, że t a t a mnie przytulił. Nawet w myślach brzmiało to jakoś sztucznie. Cały czas miałam w głowie tylko jedno pytanie: Po co?
Po co on mnie przytulił? Po co chce mnie zwerbować? Po co zrobili tyle zamieszania? Niestety, odpowiedzi nie przychodziły... Czekałam na nie, jak pies czekający na pana przed sklepem, ale on nie przyszedł, a pies dalej czekał. W końcu zasnął, głodny i przywiązany.
Ktoś wpisywał kod. Jak tak szybko mogły minąć dwie godziny? Najwyraźniej drzemnęłam się. Tylko co ja im teraz powiem? Jeśli powiem tak, będę skazana na ojca, ale przynajmniej stąd wyjdę. A jak powiem nie, to będę tu siedzieć 20 lat. Tutaj nawet muzyki nie puszczają!
- Dzień dobry, czy podjęła już pani decyzję? - spytała chinka, której imienia nie zdołałam zapamiętać. Oprócz niej do pomieszczenia wszedł jescze Stock i dwóch mężczyzn z karabinami. Oczywiście obstawa musi być, ale gdzie mój ojciec i Luiz. Rozglądnęłam się czy nikt nie wchodzi, ale drzwi zostały już zamknięte.
- Twój tata ma inne sprawy na głowie - powiedział tym razem Jurgen, jakby czytając mi w myślach.
- Oczywiście - odpowiedziałam zmieszana. Kobieto co się z tobą dzieje! Nie widziałaś ojca od dwóch godzin i już się za nim stęskniłaś?! Nie, kobieto! Tak nie może być! Skarciłam siebie w duchu.
- Zgadzam się do was dołączyć - powiedziałam na jednym oddechu. Bo co miałam innego zrobić?!
- Dziekuję, że pani do nas dołączyła. - odezwała się ponownie azjatka. Po tych słowach wyszła, a za nią reszta.
Kiedy wszyscy wyszli mój brzuch zaczął upominać się o pokarm. Miałam też sucho w ustach. Ogólnie źle się poczułam.
Po 5 minutach, chyba, przyszedł mężczyzna w wieku około 35 lat. Był ubrany w lekarski fartuch.
- Dzień dobry, a może bardziej już dobry wieczór - powiedział. Widząc, że zwrócił moją uwagę kontynuował- mam na imię Jonas i od teraz jestem twoim lekarzem. Czy mógłbym...? - spytał pokazując ranę na nodze. Lekko kiwnęłam głową. Byłam zmęczona i to bardzo. Chyba nawet za bardzo...
Jonas kucnął i zaczął delikatnie czyścić ranę, wyjął wszystkie powbijane kamyki i zszył najgłębsze miejsca. Wszystko robił w ciszy i skupieniu. Kiedy nakładał jodynę odważyłam się i spytałam się go o kilka rzeczy.
- Jaki dziś mamy dzień?
- 26 listopada, środa, godzina.. - Przerwał, aby zerknąć na zegarek na ręce - 20:25.
Poderwałam się do pionu. To był błąd. Zakręciło mi się w głowie i zatoczyłam się na ścianę. Oczywiście nie ubiegło to uwadze lekarza.
- Kiedy ostatnio coś jadłaś? - spytał z zatroskaniem.
- Rano, przed przyjazdem. - powiedziałam ledwo nie wymiotując. Dlaczego wcześniej tego nie czułam?!
- Dziewczyno, jesteś ponad dwie doby na głodzie! - powiedział jeszcze bardziej nerwowo - usiądź.
Rzekł to głosem nie znoszącym sprzeciwu, a ja z radością powitałam podłogę prawie tracąc przytomność.
- Nie mdlej mi tu - powiedział jakby coś to mogło dać. Szybkim krokiem podszedł do drzwi i wypukał umówiony rytm. Drzwi otworzyły się. Lekarz coś krzyknął. Zamknęły się z powrotem. Jonas podszedł do mnie i zaczął mierzyć mi ciśnienie. Zaczęłam coś mamrotać. Doktor coś tam powiedział. Nie mogłam zrozumieć. Po chwili już tam nie byłam. Odpłynęłam...

PogońWhere stories live. Discover now