-28-

24 4 0
                                    

Obudził mnie nieprzyjemny dźwięk budzika, ale nie jednego, lecz dwunastu! Ten przy moim łóżku wskazywał 6:30. Każdy po kolei wyłączał swój, wstawał i ogarniał poranną toaletkę. Ja, idąc za resztą też zaczęłam się przebierać z piżamy w ubrania, które wyjęłam z mojego plecaka. Skąd on się tam znalazł!? Przecież zostawiłam go w domku w Kalnicy! Najpewniej ktoś mi go z tamtąd zabrał. Ubrałam wygodne getry i bluzkę z logo rockowego zespołu.
Na to zarzuciłam jeszcze sportową, czarną bluzę. Rosa dała mi też gumkę i poleciła zrobić sobie kucyka. Wyuczonymi ruchami zagarnęłam włosy i związałam je. Wystające, rude kosmyki, które były zbyt krótkie przeciągnęłam jeszcze za uszy i byłam gotowa do wyjścia. Inni też już kończyli się przygotowywać i kolejno schodzili na dół po schodach do stołówki. Wszyscy robili to tak, jakby zdarzało im się to już wcześniej. Jakby to była ich codzienna rutyna. Zastanawiałam się, kiedy rozpoczęli szkolenie. Kiedy byłam już na schodach dogoniła mnie Rosa.
— Wiem, o czym myślisz. Dlaczego musimy wstawać aż tak wcześnie — powiedziała w szybkim tampie — trenerzy tak postanowili, ale nikomu się to nie podoba. I tak na marginesie, spróbuj nie podpaść panu Laversowi, bo wymyśli ci niewykonalne zadanie.
— Który to? — spytałam, kiedy weszłyśmy do jadalni, a czteroosobowy stolik dla trenerów był zapełniony.
— Ten pierwszy po prawej — szepnęła mi konspiracyjnie do ucha. Wzięłam swoją porcję jajecznicy z szynką z okienka i usiadłam na wolnym krześle unikając kontaktu wzrokowego z wszystkimi wokoło. Po kilku minutach ktoś odezwał się. W jego głosie słychać było rosyjski akcent.
— Po cio ci tio cuś na ręce? — spytał łamaną angielszczyzną. Najwyraźniej zwracał się do mnie, ponieważ wskazywał palcem na to czarne zarękawie, co miałam na lewej ręce. Wiedziałam, że wcześniej, czy później padnie to pytanie. Miałam już przygotowaną odpowiedź.
— To dla mojego bezpieczeństwa. Jestem tutaj na trochę innych zasadach, niż wy — odpowiedziałam wpatrując się w swój talerz. — Jesteś Rosjaninem?
— Da — odpowiedział lakonicznie i powrócił do jedzenia. Po śniadaniu poszliśmy do sali wykładowej. Dowiadując się o tym z odpowiednim wyprzedzeniem zabrałam z szafki z grami (i nie tylko!) jeden z zeszytów, długopis i ołówek. Zajęcia teoretyczne prowadził starszy grubasek w eleganckiej kamizelce w kratę. Przez ponad dwie godziny mówił monotonnym głosem o konstrukcji różnych rodzajów broni. Ja, troszkę z nudów, troszkę z zainteresowania, troszkę dla ćwiczenia przerysowywałam do zeszytu wszystkie slajdy z bronią, które odrobinę urozmaicały wykład. Kiedy nauczyciel wiedzy teoretycznej omawiał pistolet Beretta, drzwi nagle otworzyły się z trzaskiem.
— Wyłazić mi, ale to już leniuchy z tych ławek i dziesięć okrążeń po ośrodku! I bez oszukiwania, smarkacze jedne! — krzyczał stojąc w drzwiach pan Lavers. Widząc, że wszyscy z lękiem wykonują polecenia, także posłusznie wstałam, wyszłam z budynku i zaczęłam krążyć wokół niego. Dzięki codziennym porannym biegom miałam dobrą kondycję i dla mnie nie było to nic szczególnego. Niektórzy różnie na to zareagowali. Jakaś panienka i albinos byli już zdyszani po jednym okrążeniu i nie robili następnych. Inni albo tylko troszkę się zmęczyli, albo wcale. Większość potraktowała to jako rozgrzewkę. Kiedy wszyscy już wykonali ćwiczenie ustawiliśmy się w luźnym szeregu i wyczekiwaliśmy następnych poleceń.
— Skoro już się rozgrzaliście ślimaki, to teraz idziemy do hali! — krzyknął poprzedzając wypowiedź gwizdkiem.
Lekkim truchtem podbiegliśmy pod drzwi i weszliśmy do pomieszczenia.
— Dzisiaj ćwiczymy na ściance wspinaczkowej. Dobiorę was w pary — rzekł — Lars z Matsem.
— Ja nie chce być z nim! — powiedzieli równocześnie pokazując na siebie palcami. Trener jakby tego nie słysząc kontynuował wypowiedź.
— Maciej z Bohdanem, Pierre z Drakiem — przy ostatnich dwóch imionach dwóch ciemnoskórych podało sobie męską piątkę. Najwyraźniej bardzo się lubili. — Josein z Biancą, Rosa z Joshuą — w tym momencie do Rosy przyłączył się azjata. Ona tym zachwycona, stanęła na palcach i... pocałowała go w policzek? Muszę ją później o to spytać. — No i ostatnia para. Amanda z Thomasem. Do roboty! — krzyknął i usiadł sobie na ławce i zapalił papierosa. Po hali zaczęła rozchodzić się charakterystyczna woń palonego tytoniu. W tym samym czasie podszedł do mnie blondyn. Z niezwykłymi oczami. Jedno miał brązowe, drugie — zielone.
— Jak przypuszczam Thomas? — spytałam.
— Jak przypuszczam Amanda? — odpowiedział pytaniem na pytanie — chodźmy po sprzęt. Razem poszliśmy do magazynku. Założyliśmy smycze i poszliśmy podpiąć się do liny.
— Panie przodem — powiedział, przywiązując sobie jeden koniec liny.
— Pomożesz? — spytałam go wskazując na drugi koniec liny.
— Wspinałaś się już kiedyś? — zapytał przywiązując mój koniec.
— Kiedyś kilka razy w dzieciństwie wchodziłam na taką ściankę.
— Mhm — odpowiedział kiwając głową. — Gotowe, zaczynaj — rzekł i odsunął się, aby ocenić swoje dzieło.
Podeszłam pod pionową ścianę i złapałam się rękami o jak najwyższe punkty. Taka wspinaczka wymaga zaufania. Chciałabym mu zaufać, ale nie potrafię. Jeszcze nie teraz. Nie dam rady. Nie mogę tego zrobić. Nie zaufam mu, że mnie utrzyma.

PogońWhere stories live. Discover now