#18 cz.II

463 47 12
                                    

~Seokjin~

Siedziałem tuż przy lekko przybrudzonym, wypalcowanym oknie, a słońce raziło mnie nieprzyjemnie w oczy. Mimo to, jakoś specjalnie nie zwracałem na to uwagi. Czułem się niesamowicie spokojny i ospały, jakbym lewitował nad ziemią.

Zapewne to przez leki i zastrzyk, które lekarka siłą mi sprezentowała. Po mimo, że byłem zły, to podziałało. Momentami było mi wstyd za moje wcześniejsze zachowanie. Jednak to nie ode mnie zależało, choć poczucie winy i bycia problemem mnie nie opuszcza, nawet po środkach uspakajających.

Namjoona od dwóch dni nie ma. Siedzę tu już od prawie czterech w szczelnym zamknięciu. Kolejny raz. Aż wszystkie te chwile w czasach kiedy mafia jeszcze funkcjonowała, mi się przypomniały. Każde podchody, pocałunki z uniesienia, by potem o nich zapomnieć, propozycje związku, pierwszego wspólnego razu, Akahiko i jego chorych marzeń o posłusznym chłopczyku, do tego wszystkiego jeszcze Sang Hinwa, który również mnie prawie zgwałcił po raz drugi.

Choć, to był niesamowicie ciężki okres mojego życia. Tym samym chyba nie żałuję, że to wszystko miało swoje miejsce. To mnie wykreowało, może i wyniszczyło, jednak to nie jest istotne. Powinienem pamiętać tylko te dobre wydarzenia. Nie było ich wiele, ale dało się wygrzebać z tej sterty okrutnych i bolesnych.

Naprawdę nie chcę wspominać, o śmierciach które miały miejsce... Bo do teraz ciąży mi poczucie, że mogłem jeszcze go zobaczyć.

Pogrążony we własnych sprzecznych emocjach, uroniłem jedną łzę, widząc chłopaka na oko w wieku mojego braciszka, który mimo różnic był bardzo podobny. Ciemne włosy tej samej długości, szczupła wręcz nazbyt sylwetka  i urocza, wymęczona twarz. Krążył tworząc kółko na chodniku. Wiem z którego był przedziału. Z oddziału zaburzeń niepsychotycznych. Jego przypadek to zaburzenia osobowości, niesamowicie silne. Wiem, to bo jedna z pielęgniarek mi się żaliła, że nie ma u niego żadnej poprawy. Choć jest tu już od siedmiu lat. Prawie jak z moim Jeonggukiem, tylko on umierał.

-Dawno cię nie odwiedzałem Jeonggukie. Jak stąd wyjdę poproszę Kevina by mnie do ciebie zawiózł. Przyniosę ci kwiaty lilii, takie największe i najpiękniejsze. Może Taehyunga też namówię?

Zacisnąłem dłonie na błękitnej koszuli szpitalnej. Powoli mnie to męczyło, ale nie chciałem tego zapomnieć. Nie mogłem zapomnieć o moim małym słoneczku, które nadal przysparza mi tyle bólu. Choć to nie jego wina.

Dźwięczne pukanie w drzwi, odwróciło skutecznie moją uwagę, więc starłem pospiesznie zasychające łzy i odwróciłem w tamtą stronę.

-Witaj Jinnie.

-Witaj Kevin.

Uśmiechnąłem się pół gębkiem zeskakując z parapetu ostrożnie. Widać było, że był podekscytowany, a na jego ustach zawitał najpiękniejszy uśmiech, jaki dane mi było zobaczyć dzisiejszego dnia. Kevin był ideałem, czego nie dało się podważyć.

-Przyprowadziłem ci kogoś, kto bardzo chciał cię zobaczyć.

Zmarszczyłem brwi pytająco nie mając pojęcia o co może chodzić, jednak wszystkie moje przypuszczenia rozwiano, gdyż małe pociechy wyłoniły się zza białych drzwi nieśmiało. Na ich widok moje serce mimowolnie podskoczyło i od razu poczułem euforię, wraz ze szczęściem.

-Tatusiu!

Pisneli razem podbiegając do mnie, a ja z szerokim uśmiechem, przykucnołem i rozłożyłem ramiona.

-Dzieci...

Maluchy w sekundzie się w nich znalazły, a ja miałem ochotę się po prostu popłakać.

Prince of darkness «~NAMJIN~»Where stories live. Discover now