#34

1.9K 155 69
                                    

~Namjoon~

Nie ukrywam, że martwiłem się o Jinniego. Nawet bardzo. Tak więc chciałem dać mu wsparcie, być obok mimo przeciwności.

W oczach innych ludzi mógł wydawać się silny, odważny, nie bojący się podjąć jakiegokolwiek wyzwania. Jednak to były tylko pozory. Maska, która chroniła jego prawdziwą, delikatną osobowość. Nie ufa byle napotkanej sobie osobie. Był ostrożny w zawieraniu jakiejkolwiek bliższej relacji. Rozumiałem go całkowicie. To co przeżył było, jak niekończący się koszmar. Mimo to faktycznie był dzielny. Nie poddawał się bardzo długo. Nawet nie myślał o popełnieniu samobójstwa. Nie był głupi.

Jednak teraz nie jestem pewien, czy nie zechce zniknąć. Choćby się na to zdecydował, tym razem nie wypuszczę go z rąk. Nie, odkąd znaczy dla mnie tak wiele.

Nadal szlochał mi w ramię, a ja składałem drobne pocałunki na jego jasnej, delikatnie szorstkiej od ledwo widocznego trądziku szyi. Był piękny, najpiękniejszy i nawet nie zastanawiałbym się nad potwierdzeniem, jego własnych słów- ,,idealny".

Co jakiś czas zaciskał dłonie na moich barkach, a ja naprawdę starałem się go uspokoić, choć było niezwykle ciężko. To go bolało od środka, a ja nie mogłem nic z tym zrobić. W końcu odsunąłem się minimalnie, na co uniósł na mnie swoje zakrwawione od długiego płaczu oczka. Starłem subtelnie wszystkie mieniące kropelki z jego twarzy, na co przymknął ślepia na skutek mojego dotyku. Uśmiechnąłem się na jego widok czule.

-Nam... Czy... Moglibyśmy już... Iść?

Zapytał tak cichutko jakby się bał to wypowiedzieć na głos. Jakby nie chciał, by ktokolwiek inny niż my to usłyszał. Pochyliłem się nad nim delikatnie i musnąłem wargi.

-Pewnie moja księżniczko.

Uśmiechnął się na moje słowa słabo. Pomogłem mu poodczepiać rozmaite kabelki i maszyny z jego chudawego ciała. Ucieszyłem się, gdyż w końcu bez skrupułów mogłem podziwiać i dotykać jego ciepłej, wrażliwej skóry. Kiedy w końcu ubrał swoją koszulkę i zarzuciłem mu na ramiona własną kurtkę, otworzyłem powoli okno w sali. Rozglądnąłem się po pomieszczeniu by upewnić się, że nikogo nie ma w pobliżu.

Kiedy nie spostrzegłem nieproszonych pielęgniarek, pomogłem mu się wspiąć na parapet i stanąć na metalowych schodach od zewnątrz budynku. Sam przeskoczyłem przez dość sporej wielkości okno.

Jin podszedł powolnym krokiem do krawędzi budynku, a ja w panice, że chce skoczyć podbiegłem do niego ile sił. Objąłem szczelnie ramionami i zatrzymałem.

-Spokojnie Nam. Ja tylko chciałem usiąść, by wymachiwać nogami w powietrzu.

Powiedział nie obdarzając mnie choćby spojrzeniem. Westchnąłem z ulgą i uśmiechnąłem delikatnie.

-Nie strasz mnie tak. Dobrze?

Po jakimś czasie skinął tylko w odpowiedzi po, czym ukucnął robiąc to co nadmienił. Sam usiadłem tuż obok niego, a nasze uda miło się stykały. Kątem oka zerkałem na pochłoniętego, wpatrującego się w gwiazdy chłopaka. Kolejne łzy spłynęły po jego policzku.

-Kevin miał rację.

Powiedział spokojnie nadal uporczywie obserwując ciała niebieskie. Położyłem dłoń na jego ramieniu nie rozumiejąc.

-Oni tam są. Czuwają nade mną.

Wyszeptał patrząc w końcu na mnie. Niepewnie musnąłem opuszkami palców, te jego. Księżyc odbijał swój blask na jego przemęczonej, smutnej twarzy. Wyglądał jak upadły anioł, którego musiałem unieść na powierzchnię.

Prince of darkness «~NAMJIN~»Where stories live. Discover now