»Chapter-84«

4.4K 267 11
                                    

Czuję jak Lancelot łapie mnie za łokieć i ciągnie do tyłu.

- Zostaw. - syczę w jego stronę i szybko wbiegam na podest. Nie myśląc ściągam Yaserowi sznurek z głowy i materiał zasłaniający oczy.

- Bella? - szepcze zdziwiony. Odwracam się do ojca z miną mordercy.

- Co tu się dzieje? Co ty w ogóle chciałeś zrobić? - dyszę. Gdybym nie przyszła wcześniej, Yaser już dawno by się udusił. Nawet nie chcę wyobrażać sobie tej sceny.

- Do cholery Bella! Miałaś być w ogrodzie! Co ona w ogóle tu robi? - mój ojciec spogląda na stojącego obok mnie Lancelota. Posyłam mu piorunujące spojrzenie. 

Idiota. 

Cham.

Świnia.

Krętacz.

Jak mógł mi o tym nie powiedzieć? W dodatku posłuchał ojca i chciał mnie zagadać w ogrodach, byleby tylko uśmiercić Yasera.

-Ja... ona się wyrwała ja... - Lancelot plącze się w słowach, a ja wzdycham zdenerwowana.

- Gdzie jest Trisha? - krzyczę i rozglądam się za nią, ale niestety jej nie znajduję. - Pozwala ci na to? - wskazuję głową na związanego Yasera. Moje serce płacze oglądają ten widok. - To jej mąż do cholery! Mówiłeś, że już go wypuściłeś!

- Nie wtrącaj się Bello gdzie cię nie proszą. To nie twoja sprawa. - ojciec wstaje z tronu i podąża do Yasera.

- Tknij go palcem, a pożałujesz. - ostrzegam na co i tato i Yaser unoszą brwi. Moje słowa nawet mnie samą zaskakują.

- Bello, co ty możesz? - prycha, a ja mam już dość znoszenia go na co dzień. Jego obecność wyszła mi już wszystkimi bokami. Chcę jechać do Harrego, ale niestety nie mogę.

- Odwiąż Yasera i wypuść. - mówię, mając świadomość że przypatruje się nam tłumy osób.

- Nie ma mowy. Bella wracaj do zamku i nie wychodź dopóki ci nie pozwolę.

- Jeśli nie wypuścisz go tak jak mówię, równie dobrze ja mogę zawisnąć razem z nim. - te słowa uciekają z moich ust zanim skontaktują się z mózgiem. Trochę to dziwnie zabrzmiało, bo Yaser nie jest dla mnie nikim ważny, tylko ojcem Zayna i Harrego. Upokorzył mnie, a ja dalej bronię go zawzięcie. Nie chcę by nikt z rodziny Malików ucierpiał, a tym bardziej z rąk mojego ojca.

- Ty nie wiesz co mówisz.

- Dobrze wiem co mówię.- odwracam się do strażników. - Rozwiązać go i zaprowadzić do jednego z pokoi.

- To chyba ty sobie ze mnie żartujesz. - słyszę głos ojca.

- Nie, nie śmiałabym nawet.

Strażnicy zdezorientowanie spoglądają raz na mnie, a raz na ojca. Ten wzdycha i zaciska szczękę.

- Do lochu z nim. - mówi zdenerwowany, a ja już nie chcąc pogarsza sprawy siedzę cicho. 

Idę za strażnikami gdy prowadzą go do znanej mi już celi.

- Ja później dam wam znać, by zamknąć. - mówię do jednego, a ten kiwa głową. Muszę porozmawiać z Yaserem.

Mężczyźni nas zostawiają a ja  spoglądam w bok.

- Dobrze się pan czuje? Nic panu nie zrobili? - pytam niepewnie.

- Dziękuję. - mówi, na co lekko się uśmiecham. - Ja na twoim miejscu nie fatygowałbym się mi na ratunek. - wzdycha.

Broken the law-My black angel➡ ZM✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz