»Chapter-41«

6.7K 320 12
                                    

- Pokarz rękę. - karzę i proszę w duchu, aby to wszystko mi się przewidziało.

Spogląda na mnie przerażona nie wykonując mojego polecenia. Moja irytacja do jej osoby rośnie nie ubłagalnie szybko.

- Pokarz. Rękę. - mówię przez zaciśnięte zęby i staram się z całych sił nie wybuchnąć. To by tylko pogorszył sprawę.

Za cholerę nie mogę opanować złości, która coraz bardziej rośnie w moich żyłach.

Miłość to straszne cierpienie. Kto twierdzi inaczej, zapewne nigdy jeszcze nie odczuł tego szczególnego bicia serca.

- Nie. - szepcze i widzę, że chce uciec. Kiedy jej nogi dotykają podłogi w porę ją łapię.

Nie tak szybko moja droga.

Bez jej wiedzy chwytam jej prawą rękę. Zaczyna się wyrywać, ale mało mnie to interesuje.

- Puść! - piszczy, a łzy zaczynają lecieć jej z oczu.

Sięgam po jej nadgarstek i zamieram. Natychmiast go puszczam, a moja złość ulatuje w oka mgnieniu. Zostaje zastąpiona przez ból.

Zaczyna pocierać  miejsce,  w którym trzymałem jej rękę, odbijając tym moje palce na jej skórze. Nie obchodzi mnie to, że zostanie jej po tym siniak, jest coś o wiele ważniejszego.

- Ściągaj to - syczę. Ona spogląda na mnie zapłakanymi oczami, ale nic nie robi. - Głucha jesteś?

- Zayn....

- Powiedziałem coś.

- Zayn...

- Mam ci pomóc?

- Nie ściągnę jej. - chlipie. Nic nie poradzę, że zaczyna mnie coraz bardziej wkurwiać, całą swoją sobą, zachowaniem.

- Jak nie możesz jej zdjąć ? - pytam nic nie rozumiejąc.

Cisza.

Leży nieruchomo, nie wiem nawet czy  oddycha.

- Bella... - dotykam jej ramienia, a on się wzdryga. Zmusza mnie to do cofnięcia ręki. - Odpowiedz mi. - ponaglam.

Lekko podnosi głowę spoglądając na mnie. Jej policzki są czerwone z płaczu, a oczy przekrwione jakby piła cały dzień.

- Nie mogę jej zdjąć, bo jest zaczarowana. - szepcze, a ja czuję się jakby ktoś przywalił mi w twarz. Przecież demony, wychodząc za siebie dają sobie takie obrączki, by być ze sobą na wieki.

- Naprawdę próbowałam ją ściągnąć, ale nie mogę. - dodaje równie cicho i z powrotem kładzie głowę na poduszce.

O kurwa. O tym nie pomyślałem.

- Proszę, odwołaj dzisiaj lekarza. - łka, a ja mięknę. Dlaczego doprowadziłem ją do takiego stanu? 

- Tak. - zgadzam się i odgarniam jej włosy z czoła. W środku jest nadal tą samą Bellą co kiedyś. Trzeba jej tylko pomóc się wydostać. 

Nadal nie mogę znieść myśli, że jest żoną Harrego.

                                                                                      *  *  *

Ku mojemu zdziwieniu, Bella zjada więcej niż dzisiaj rano. Jestem z tego zadowolony, bo już myślałem, że będę musiał znowu zmuszać ją do tego zmuszać. 

- Wiesz, że lekarz musi widzieć twoje rany. - przerywam ciszę, martwiąc się, że może coś jej się stać.

Spogląda na mnie przerażona, a po chwili kiwa twierdząco głową, spuszczając wzrok na swoje kolana. 

- Przyjedzie jutro. - dodaję, spoglądając na  nią.

Wiem, że bardzo by chciała, w ogóle się  z nim nie spotkać, ale tak nie można. Przeszła wiele, a jej rany są wciąż świeże. Pamiętam jak ja miałem rany z chłosty na plecach. Jak to kurewsko bolało.

- Mogę spać dzisiaj sama? - pyta nie odrywając wzroku od swoich kolan. 

Unoszę zdziwiony brwi. 

- Pewnie. - mówię siląc się na pocieszający uśmiech. Ona tylko spogląda na mnie z wdzięcznością i wstaje od stołu.

- Zaprowadzić cię, czy pomóc ci w czymś? - pytam znajdując się już obok niej. Spogląda na mnie i lekko się uśmiecha.

- Nie, poradzę sobie. Ale dziękuję. - mówi cicho. - Dobranoc. - rzuca mi ostatnie spojrzenie i powolnym krokiem udaje się do swojej sypialni.

Kiedy tylko znika z pola mojego widzenia, uderzam pięścią w blat stołu, aż wszystko co się na nim znajduje podskakuje do góry.   

                                                                                    *  *  *

< Następny dzień >

Budzi mnie przeraźliwy pisk. W sekundzie jestem już na nogach i ubieram  spodnie. Pędem udaję się do pokoju Belli. Kiedy widzę co się stało, krew odpływa mi z twarzy.

Amir zaatakował Bellę.

Broken the law-My black angel➡ ZM✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz