»Chapter-17«

7.1K 386 22
                                    

 Słyszę pukanie do drzwi i modlę się w duchu, aby nie był to Zayn. Szybko wycieram moje policzki, a następnie chwytam byle jaką książkę i udaję zainteresowanie nią.

- Proszę. 

Do pokoju wchodzi  Mia, nasza gosposia.

- Hej słoneczko - wita się ze mną radośnie. Od zawsze ją lubiłam. Częściowo zastępowała mi matkę. Zawsze pocieszała, przytulała, śmiała się. - Przyniosłam ci kolację, bo jakoś nie trafiłaś do jadalni. - stawia na stoliku nocnym tacę z jedzeniem. Dziękuję jej a ona przypatruje mi się marszcząc brwi.

-Płakałaś? - pyta chwytając mój podbródek i podnosząc twarz ku światłu. - Stało się coś?

Cholera.

- Mia.... nic. Naprawdę nic.

- Musiało się coś stać, inaczej byś nie płakała. - siada na łóżku i karze zrobić to samo mi. Z westchnieniem to wykonuję.

- Po prostu uderzyłam się w palca, nic wielkiego. - próbuję kłamać, ale widząc  po jej minie, nie nabrała się.

- Aha i to dlatego tyle łez poleciało. - mówi jakby wpadła na jakiś genialny pomysł. Czuć na kilometr w nich sarkazm. - Wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć. 

- Wiem Mia, ale nie  zrozumiesz. To bardzo skomplikowane.

Mia wzdycha i mnie przytula. Życzy mi kolorowych snów, a następnie wychodzi. Zjadam tylko jabłko i próbuję zasnąć. Nie mam pojęcia dlaczego tak zareagowałam na widok Zayna i Caroline. Może po prostu czułam się zraniona? Że Zayn kuje jakiś spisek z dziewczyną której nie trawię. Lub to, że  nie mam nikogo innego oprócz Lancelota, jeśli chodzi o znajomych. Tata od zawsze powtarzał, że  warto mieć przy sobie jednego przyjaciela niż piętnastu. Zayn tylko jest odskocznią od mojego monotonnego życia. Przynajmniej tak mi się zdaje.          

< Retrospekcja, perspektywa Zayna >

Kurwa, ten zajebany żel pod prysznic musiał mieć jakieś składniki na które mam uczulenie. Dobra wszystko rozumiem: swędzi skóra, robi się wysypka nawet jak coś puchnie. Ale żeby swędziały sutki? Ja nie mogę.

- Ja pierdole - warczę zapychając ręce pod koszulkę i dalej je drapiąc. Też sobie wybrałem taką  nocną porę na odwiedziny. Nie ma co. Kiedy ląduję już na oknie Belli, widzę jak leży na łóżku i czyta jakiś zeszyt. Wciąż nie mogę wymazać z głowy tego widoku jak się kąpała. Jak dotykała swoje ciało namydlając je lub kiedy stała przede mną w samej bieliźnie rumieniąc się. Przysięgam, że gdybym stamtąd nie wyszedł, rzuciłbym się na nią.

Potrząsam głową.

Nie, Zayn. Teraz o tym nie myśl. Przyszedłeś tu w innej sprawie i do kogo innego, przypomina mój wewnętrzny demon. Rzucam jeszcze jedno spojrzenie w stronę Belli i podlatuję do innego okna. Kiedy wchodzę na korytarz, panuje półmrok. Podchodzę do drzwi i pukam do tej całej Caroline. 

- Ooooo Zayn, jak dobrze cię widzieć. - widać, że dziwka udaje milutką. - Proszę wejdź. - namawia mnie gestem ręki 

- Nie. Wiesz po co tu przyszedłem.

- Och, Zayn. Nie wygłupiaj się. Ona już o tym zapomniała, a ja lepiej się  z tym  prezentuję.

Ależ ona mnie wkurwia.

- Ten naszyjnik należy do niej. - zauważam i widzę po jej minie, że już sra w gacie. Nawet gdy nie chcę nikogo przerazić, wychodzi to samoiście. Mi pasuje. - Więc  oddawaj go, albo sam go wezmę.

- Wow, wow, wow spokojnie. - uśmiecha się nerwowo. Pochodzi do komody  i otwiera jedną z szuflad, a następnie wyciąga  naszyjnik. 

- Oddam ci go, ale pod jednym warunkiem. - podchodzi do mnie powolnym krokiem. Przewracam oczami.

- Jakim?

- Pocałujesz mnie.  - stwierdza, a ja o mało co nie wybucham jej śmiechem w twarz. 

Okej, nigdy nie upadłem aż tak nisko, ale to nie ten świat. Tutaj mogę robić co mi się żywnie podoba, bez konsekwencji.

- Nie, a teraz oddawaj naszyjnik. - wyciągam po niego rękę.

- Nie, coś za coś.

- Oddawaj. - mówię o wiele groźniej niż zamierzałem.

- Tylko jeden buziak. Nic więcej. Oddam ci  naszyjnik i zapomnimy o całym zajściu.

Wzdycham zrezygnowany rozglądając się. A jak kurwa nas ktoś przyłapie, w gruncie rzeczy chodzi mi o Christiana. 

- Dobra - cedzę. - Lepiej dla ciebie jeśli nikt tędy nie przejdzie.

- Super. - podskakuje i cicho klaszcze w dłonie. - Ale zrobimy to  o tutaj. - pokazuje ręką na kąt obok fortepianu.

- Chyba cię pojebało.

- Im szybciej to się skończy tym szybciej sobie stąd pójdziesz, a Bella odzyska naszyjnik. Więc jak będzie? - specjalnie przegryza wargę. Ma rację. Niech skończy się już ten cały cyrk.

- Dobra kurwa. - zgadzam się. Ona z uśmiechem podchodzi do ściany, a następnie upiera się na niej. Przewracam oczami i kieruję się do mojej dzisiejszej dziwki.

                                                                              *  *  *

< Następny dzień >

Kiedy przylatuję do pokoju Belli, nie ma jej. Znając życie znowu jest z tym gnojkiem Lancelotem. Bez zastanowienia lecę do szpitala. Kiedy już jestem na miejscu siadam na parapecie, doskonale widząc jego i dziewczynę trzymających się za rękę. Prycham na ich dziwną pozycję.

- Jesteś pewna tego co mówisz.? - pyta ją.

Czy mężczyzna może być aż takim ciapą jakim jest Lancelot? 

- Tak, chcę za ciebie wyjść. - potwierdza Bella. 

Unoszę zaskoczony brwi.

Czy ja o czymś nie wiem?         

Broken the law-My black angel➡ ZM✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz