»Rozdział-54«

6.3K 303 26
                                    


Samotność to dziwna rzecz.

Zakrada się cicho i niepostrzeżenie. Siada obok ciebie w ciemności. Głaszcze cię po włosach, kiedy śpisz. Owija się wokół twojego ciała i zaciska się tak mocno, że brakuje ci tchu, że zamiera twój puls, choć krew płynie coraz szybciej. Dotyka ustami miękkich włosków na twoim karku. Zostawia kłamstwa w twoim sercu, kładzie się w nocy w twoim łóżku, wysysa światło z każdego kąta. Nie odstępuje cię na krok, kurczowo trzyma cię za rękę tylko po to, żeby jednym szarpnięciem pociągnąć cię w dół, kiedy usiłujesz się podnieść. A kiedy sądzisz, że jesteś gotów odejść, że jesteś gotów się uwolnić, zacząć od nowa, samotność jak stary znajomy staje obok twojego odbicia w lustrze i patrząc ci prosto w oczy, mówi: no dalej, spróbuj przeżyć życie beze mnie. Nie znajdujesz słów, żeby bronić się przed samym sobą, przed głosem, który powtarza, że nie jesteś wystarczająca dobry nigdy nie będziesz wystarczająco dobry.

Samotność to zgorzkniały, żałosny towarzysz.

Zdarza się, że po prostu nie odpuści.

Teraz już nie będę sama, będę z Zaynem. Tym, który uratował mnie wiele razy i który pocieszał.  Nie tym, który zabijał na moich oczach i nie tym Zaynem, dla którego honor był ważniejszy od wszystkiego.

Spoglądam na  niego z góry mocno zaskoczona jego słowami. Nigdy bym się tego po nim nie spodziewała. Przecież to decyzja na całe życie.

Nie mogę powstrzymać uśmiechu który sam maluje mi się na twarzy. Patrząc w jego oczy, widzę wahanie i strach przed odrzuceniem.

- Tak. - szepczę, a on z ulgą  chwyta moją dłoń i zakłada pierścionek. Wstaje uśmiechnięty i bierze mnie w ramiona podnosząc do góry. Piszczę zaskoczona, szybko łapię go za szyję, jednocześnie przytulając się do niego by nie spaść.

- To był miłe. - szepczę mu do ucha po chwili.

Chociaż miłe to mało powiedziane.

- Co? - pyta nadal trzymając mnie w ramionach patrząc prosto w oczy.

- Nic. - mamroczę wpychając głowę w jego szyję.

-  Lancelot na moim miejscu, na pewno by to zrobił.

Prycham z uśmiechem.

- A więc o to chodzi  - śmieję się. - Chcesz być lepszy od Lancelota.

- Przecież jestem.

- Nie o to mi chodzi. - wywracam oczami.

- O czym?

- Nieważne. - wzdycham nie przyjmując do świadomości, co przed chwilą się zdarzyło. Nadal w to nie wierzę.

Uśmiecham się chytrze, przypominając sobie coś.

- Jeśli myślisz, że śpię w  nocy kiedy ty mnie macasz to jesteś w błędzie. Więc proszę, daj mi trochę zachować przestrzeni osobistej. Przez ciebie zawsze jestem niewyspana. - odchylam się do tyłu spoglądają na niego.  Zayn wygląda jakby ktoś strzelił go z liścia.

- To ty wtedy nie spałaś? - pyta na wydechu. Kręcę głową.

- Nie. I słyszałam nawet te twoje jęki, a następnie jak szedłeś do łazienki. Nie wiem co ty tam robiłeś, ale ekhem... ekhem... domyślam się co. Po Dobrej Stronie oskarżałeś mnie o masturbację, chociaż to była nieprawda. Sam jesteś zboczony i niewyżyty.

Przychyla twarz bliżej mnie z przymrużonymi oczyma, przez co zaczynam się lekko bać. To tylko Zayn.

Przyciąga mnie do siebie i ciasno oplata moją talię.

Broken the law-My black angel➡ ZM✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz