»Chapter-32«

7K 334 6
                                    

Kiedy słyszę jego słowa, krew przestaje krążyć w moim organizmie. Serce się zatrzymuje, a  mózg jeszcze raz analizuje te słowa.

- Tak panie. Król Zayn nie żyje.

Podchodzę do Harrego i siadam obok. Widzę, że jest bardzo zdziwiony moim widokiem.

- Co ty tutaj robisz ? - pyta. Nie chce mi się z nim gadać. Jedyną rzeczą jaka mnie interesuje to Zayn. Ten gość musi kłamać.

Spoglądam na mężczyznę a on przełyka ślinę jakby się mnie bał. Biorę głęboki oddech i przekonuję się wewnętrznie, że to co mówił to nieprawda. 

- Zayn żyje, prawda? - mój głos jest bardzo cichy, łamiący się na ostatnim wyrazie. 

W głębi duszy nadal mam nadzieję, że taki nie jest i wróci po mnie.

- Bello powinnaś być w sypialnie, to nie powinno cię interesować - słyszę głos Harrego.

- Chcę się tylko czegoś dowiedzieć, tyle. Potem sobie pójdę. - bronię się i już wiem jak to brzmiało żałośnie.

Harry wypuszcza ze świstem powietrze i prawą ręką przeczesuje włosy.

- Powiedz jej Andrew. - nakazuje mężczyźnie.

Przełykam ślinę i zastanawiam się czy naprawdę chcę to usłyszeć. Jeśli sprawdzi się najgorsza opcja, załamię się.

- Tak, pani. Król Zayn nie żyje. Bardzo mi przykro.

W tym momencie czuję jakby kto strzelił pistoletem prosto w moje serce. 

Zaczynam szybciej oddychać, a moje oczy napełniają się łzami.

- Bella... - Harry dotyka mojej dłoni, ale wyrywam ją i wstaję, ale zaraz znowu padam na krzesło. Moje nogi są jak sparaliżowane.

- To nieprawda, okłamujecie mnie.  - szepczę.

- Tak, pani. Król Zayn nie żyje. Bardzo mi przykro.

Zamykam oczy i czuję drżenie serca. Smutek i samotność, jak wzburzone fale wstrząsają całym moim ciałem. Opieram się o oparcie krzesła, usiłując przezwyciężyć drżenie. Chcę rozpłakać się na głos, ale nie mogę. Nie mam na to sił, wydaję z siebie tylko szloch. Poza tym jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać żadnego kształtu, osiada ciasno na dnie serca jak śnieg podczas bezwietrznej nocy. Kiedy byłam młodsza, próbowałam wyrazić taki smutek słowami. Ale pomimo starań, nie potrafiłam tego zrobić. Przestałam próbować, zamknąłem słowa w sobie. Naprawdę głębokiego smutku nie da się wyrazić nawet łzami.

- To nieprawda - szepczę. W głębi serca jeszcze mam nadzieję, że robią mnie w konia, ale tak się nie staje.

- Niestety, proszę pani.

Wydaję z siebie szloch i czuję jak ktoś oplata mnie rękami, a następnie bierze na ręce. Zaczynam się wyrywać, ale jest o wiele silniejszy.

Kiedy jesteśmy już w sypialni ładzie mnie na łóżku i bez słowa wychodzi. Odczekuję jeszcze chwilę, zanim sprawdzam czy na pewno poszedł.

Otwieram drzwi i rozglądam się w prawo, lewo. Pusto.

Wzdycham i znowu wchodzę do pokoju. Przeszukuję szafę i ubieram się w ciemne ubrania Harrego.

Kiedy jestem gotowa, wychodzę z pomieszczenia i udaję się w lewo. Nigdy jeszcze tędy nie szłam, może akurat znajdę wyjście.

Szybko biegnę przez korytarz uważając na straż, mogą tu stać.

Przełykam ślinę i biorę się w garść. Muszę powstrzymać łzy, bo inaczej z mojej ucieczki nici. 

Wycieram mokre oczy i ręką uderzam się w swój policzek, by pozbierać się do kupy.

Działa to odwrotnie, zaczynam płakać jeszcze bardziej. 

Cholera jak piecze...

Przełykam ślinę i kontynuuję ucieczkę. Wzdycham i biegnę po schodach, a potem prosto. Nie wiem gdzie idę, ale warto spróbować. Przyśpieszam bieg kiedy słyszę czyjeś kroki. Chowam się za ścianę i próbuję wyrównać oddech.Niekontrolowane łzy zaczynają kapać mi z oczu, a do serca wkradać się smutek. Opierając się o ścianę, ześlizguję się po niej i podkulam nogi do piersi, jednocześnie zwijając się w kulkę.

Wreszcie rozumiem, co to znaczy ból. Ból to wcale nie znaczy dostać lanie, aż się mdleje. Ani nie znaczy rozciąć sobie stopę odłamkiem szkła tak, że lekarz musi ją zszywać. Ból zaczyna się dopiero wtedy, kiedy boli nas calutkie serce i zdaje się nam, że zaraz przez to umrzemy i na dodatek nie możemy nikomu zdradzić naszego sekretu. Ból sprawia, że nie chce nam się ruszać ani ręką, ani nogą. Tak właśnie jest ze mną. Po tym wszystkim co złego mi zrobił, nadal będzie w moim sercu. Nic ani nikt tego nie zmieni.

Po co mamy kochać, a potem utracić? Nie rozumiem tego, ale wiem że to wpisane jest w naszą naturę. Każdego z nas czeka śmierć, bez wyjątku, ale Boże... dlaczego zabrałeś akurat jego? To za szybko...

- Bella? - zaskoczona podnoszę głowę. Wszystko mi jedno. Zabij mnie, zgwałć, nawet otruj. 

- Hej Harry - szepczę i dalej kładę głowę na kolanach pogrążając się w swojej rozpaczy.

                                                                                *  *  *

Można umrzeć na ból serca? Nie chodzi mi o zawał, ani nic z tych rzeczy. Ból po stracie drugiej osoby. Bo chyba Bóg się nade mną znęca. Nie daje mi żyć, ale też nie daje mi umrzeć.

Ciekawe czy wszystko pozostanie tak samo, kiedy mnie już nie będzie. Czy książki odwykną od dotyku moich rąk, czy suknie zapomną o zapachu mojego ciała? A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci? Na pewno zapomną. Ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce. Na ziemi nie ma pustych miejsc.

Chcę zasnąć, spać głęboko i bez snów, wyzwolić od wszystkich smutków, trosk i zmartwień, a obudzić się rano, wypoczęta i uzdrowiona. W dawnej rzeczywistości, zanim to wszystko się stało. Może gdybym nie poznała Zayna i Harrego, wszystko byłoby lepsze.

Resztkami sił z chodzę z łóżka i wychodzę na korytarz. Mamy piękny poranek, a ja od samego początku zalewam się łzami.

Podchodzę do telefonu. 

Wzdycham z bólem w sercu i wpisuję numer telefonu do ojca. Przykładam  przedmiot do ucha i czekam, z niecierpliwością by odebrał.

- Halo? 

Aż uginają mi się kolana na dźwięk jego zdesperowanego głosu. Tak bardzo chcę się do niego przytulić.

- Tato... - szepczę, jednocześnie rozpłakując się.

Broken the law-My black angel➡ ZM✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz