»Chapter-35«

6.8K 330 18
                                    

Budzę się z wielkim bólem głowy. Jest taki sam jak wtedy po ślubie. Wielki i bolesny. Nie mam siły otworzyć oczu ani ruszyć żadną kończyną. Czuję się jak sparaliżowana staruszka. Pamiętam tylko jak oglądałam obraz w jadalni, a potem dostałam czymś twardym w głowę. W tedy film mi się urwał.

Chcę wstać, zobaczyć gdzie się znajduję i kto mnie uderzył, ale nie mogę. Jestem strasznie zmęczona i odpływam w nicość.

                                                                                        *  *  * 

- Obudź się.

Szepczę ciche odczep się, chcąc jeszcze pospać.

 - Bella obudź się. - czuję jak ktoś mną potrząsa, a moje powieki powoli się otwierają. Spoglądam na Abbara i rozglądam się po otoczeniu. Nie jest mi znajome.

- Gdzie ja jestem? - pytam  marszcząc  brwi, jednocześnie próbując wyrównać oddech.

- U mnie w zamku.

- Jak to u ciebie w zamku? - nic nie rozumiem. On unosi do góry brwi, a mnie olśniewa.

- To ty uderzyłeś mnie w głowę. - szepczę zszokowana.

- Tak skarbeńku - wstaje i chwyta mnie za włosy, a następnie ciąganie w stronę drzwi. Piszczę z bólu i zaczynam się z nim szarpać.

- To boli. - chlipię kiedy znajdujemy się na korytarzu. 

- Do lochu ją. - nakazuje Abbar, a następnie rzuca mnie na podłogę, a sam kieruje się w inną stronę. Czuję jak strażnicy podnoszą mnie, a po chwili znajduję się już w zimnym i obleśnym więzieniu. Zamykają mnie na klucz, a następnie wychodzą.

Chowam się w kącie lochu i zwijam się w kulkę. Jest tu za zimno a ja jestem za lekko ubrana.

Nadal nie wierzę w to co przed chwilą się stało. Abbar mnie porwał i wsadził do lochu. Przecież był taki miły i uprzejmy.

Zaczynam pocierać moje ramiona i chuchać sobie w ręce. Jest tu stanowczo za zimno jak dla mnie.

Wolałabym nawet zostać u Harrego, przynajmniej tam było ciepło. Ciekawe, czy jakbym go słuchała zgwałciłby mnie. Może nie skończyłabym tu, w tym lochu u Abbara. Moje życie jest kompletnie do bani. Nie pozostaje mi nic innego, jak śmierć. W końcu odpoczęłabym od tych wszystkich zmartwień i strachu. Kiedy to się wszystko skończy, przeżyję swoje załamanie nerwowe. Zapracowałam na nie, jestem do niego uprawniona, zasługuję na nie i na pewno z niego nie zrezygnuję. Jestem młoda, mam osiemnaści lat; ale z życia nie znam nic poza rozpaczą, śmiercią, trwogą i  cierpieniem. Nie pamiętam już nawet kiedy się naprawdę uśmiechnęłam. Tak szczerze.

                                                                                   *  *  *

Siedząc już tu od dwóch godzin, zaczynam rozmyślać  ''A co by było gdyby" Nadal nie mogę sobie wybaczyć tego, że uratowałam życie Harrem. Zawsze muszę pchać nosa w nieswoje sprawy. Przecież nic mu nie zrobiłam, a wprost przeciwnie. Dzięki mnie teraz żyje. Nie wiem dlaczego się tak mnie uczepił. W tedy na łące jeszcze nie wiedział, że mam znamię, że dzięki mnie wypełni się proroctwo i stanie się nieśmiertelny. Musiał węszyć, to na pewno. Albo Zayn mu powiedział, w co wątpię.

Nie mam już łez by płakać, czuję pustkę w sercu. Jakiś brak, którego nie mogę zdefiniować.

Widzisz, konflikt zawsze zaczyna się od jakiejś kwestii spornej – różnicy zdań, kłótni. Jednak zanim przerodzi się w wojnę, kwestia, której dotyczył spór nie jest już istotna, ponieważ rozchodzi się już tylko i wyłącznie o jedną rzecz: jak bardzo każda ze stron nienawidzi się wzajemnie - przypominają mi się słowa Minewry. Prycham. Nie da się opisać jak bardzo nienawidzę Harrego. Tego co mi zrobił.

Nagle słyszę ogromny huk dochodzący zza drzwi głównych, którymi można wyjść wgłąb zamku. Od razu wstaję na równe nogi i podchodzę do krat łapiąc za nie rękami i badając sytuację. Czuję jak coś przechodzi mi po stopie, więc spoglądam w dół. Zaczynam piszczeć i skakać widząc, że to mysz. Uciekam w głąb  celi, byle dalej od tego stworzenie.

Słyszę jeszcze raz ten huk, to coś w rodzaju armat. 

Główne drzwi się otwierają i do środka wchodzi jakaś postać. Wydostają się tu też chmury dymu. Zaczynam kaszleć kiedy drażnią moje gardło.

Postać podchodzi do mojej celi, a ja chowam się jak najdalej mogę. 

- O proszę, kogo my tu mamy. - mówi nieznajomy. Wyłamuje kraty, a następnie podchodzi do mnie. Ze strachem cofam się coraz bardziej, niestety spotykam ścianę. Przełykam ślinę i wpatruję się w mężczyznę przede mną.

- Kim jesteś? - szepczę. Nigdy go nie widziałam.

- Tego nie musisz wiedzieć. - stwierdza i przerzuca mnie sobie przez ramię. Zaczynam się wyrywać i bić go pięściami w plecy, ale to na marne. Idzie dalej niewzruszony.

Kiedy wychodzimy z podziemia słyszę krzyki ludzi. Zaciekawiona tym podnoszę głowę by coś zobaczyć, od razu tego żałuję. Jeden mężczyzna wbił drugiemu miecz prosto w brzuch. Piszczę z przerażenia i zakrywam oczy.

Kiedy przełamuję się i zaglądam przez palce co się dzieje, widzę że ktoś napadł na zamek Abbara. Biją się tu dwa wojska. Wszędzie krzyki, wrzaski i  dym. Pomijając leżących na podłodze zabitych ludzi.

Nagle czyjaś głowa katula się w naszą stronę. Zaczynam piszczeć w niebo głosy i płakać.

Mój obraz się zamazuję i padam bezwładnie na ramię mężczyzny.

                                                                                        *  *  * 

Zostaję obudzona przez straż, mówiących, że muszę z nimi iść. Nie chcę tego robić, więc się sprzeciwiam i przykrywam kołdrą. Ale przyjemnie jest spać.

Mężczyźni bez mojej zgody wciągają mnie na siłę z łóżka, a następnie gdzieś prowadzą. Moja głowa opada bezwładnie w dół, kiedy mną rzucają. Odsuwają się ode mnie, a ja podziwiam piękny czerwony dywan na którym klęczę.

CISZA - to jedyne określenie by opisać co teraz się dzieje. Nikt nic nie mówi, nie słychać nawet brzęczenia muchy.

Mam odrobinę odwagi i podnoszę lekko głowę, widząc czyjeś buty. Podnoszę ją jeszcze wyżej, wyżej i wyżej. Kiedy widzę kim jest ta osoba zamieram. 

To nie możliwe.

- Zayn. - szepczę ze łzami w oczach.

Broken the law-My black angel➡ ZM✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz