Robert Lightwood to oszust i zdrajca

104 8 2
                                    


SOPHIA

-Idziemy pobiegać? Pogoda nam sprzyja!- z hukiem usiadła na łóżku Sebastiana.

Mężczyzna poprawił muszkę. Dziewczyna zdębiała widząc tak ubranego przyjaciela. Biała koszula z długim rękawem włożona w czarne kanciaste spodnie, do kompletu czarna muszka i lakierowane buty. W myślach stwierdziła, że wygląda w nim seksownie, gdyby nie fakt, że są przyjaciółmi rzuciła by się na niego.

-Nie mogę- nabrał na rękę gumę i zaczął układać włosy.

-A gdzie ty tak się wystroiłeś?- mięśnie mężczyzny napięły się przez co koszula zrobiła się ciaśniejsza.

Zrezygnowany westchnął. Z pogardą spojrzał na swoją osobę, która nienawidziła takich ubrań. Elegancja i wygoda nie szła tą samą drogą. Wytarł dłonie chusteczką higieniczną odrzucając odruch wymiotny. Zapach mazi wydobywającej z pojemnika nie należał do przyjemnych. Jego zapach można określić jako plastik.

-Jestem umówiony- rzucił oschle.

-Kim jest twoja wybranka?- w jej oczach lśniły pięciozłotówki.

-Nie interesuj się, bo kociej mordy dostaniesz.- podszedł do biurka w celu znalezienie telefonu.

-Twoja strata!- wstała z skrzyżowanymi rękami- Żebyś potem nie przychodził o radę w sprawie miłosnych.

-I ty..- uniósł jedną brew- masz niby jakieś doświadczenie w „sprawach miłosnych"?

-Oczywiście!- tupnęła.

-Właśnie widzę. Dziecko, wracaj oglądać. Zaraz zacznie się dobranocka.

-Idioto, jest dwunasta. – prychnęła -Wychodzę!

SEBASTIAN

Czuł, że tego dnia stanie się coś dziwnego. Nim położył się do łóżka powtarzał kilkakrotnie te same czynność, aby mieć mieć świadomość trwałości. Nikt nie zburzy jego harmonii, którą budował przez ostatnie kilka miesięcy. Chodź w zakamarkach duszy odczuwał niemały lęk przed nie znanym.

Kiedy obudził się samoistnie o ósmej rano, wyczuł pomiędzy palcami liść brzozy. W myślach przeklął Królową Jasnego Dworu- z nią zawsze są jakieś problemy.

Przetarł twarz i podniósł list do góry. Eleganckim pismem zostało wyryte zaproszenie na godzinę trzynastą. Westchnął. Nie wypadało królowej odmawiać, zanim jednak odwrócił list w drugą stronę zmienił się w proch.

-Zapamiętać. Zamykać okna przed chochlikami.

***

Królowa odziana jedyne w kilka liści subtelnym gestem zaprosiła gościa do stołu, która wypełniony był potrawami faerie. Nie trudno było się domyśleć, że kobieta miała ku niemu ochotę. Wyginała się, ukazując swoje atuty, wodziła palcem po ustach. Musiał z całych sił utrzymać obojętny wyraz twarzy.

-Jaki jest powód naszego spotkania madam?- uniósł kąciki ust.

-Mam ciebie pewną propozycje.- przerzuciła białe włosy do tyły.

-Twój głos jest niebiańskim śpiewem- kłamstwo paliło go w usta.

-Jesteś uroczy- zaśmiała się- Twój ojciec prawił podobne komplementy choć był zepsuty.

Sebastian na zmiankę martwego ojca zacisnął dłonie w pięści, które zasłonięte były obrusem.

-Zastanawiałam... Jak bardzo ważna się dla ciebie rodzina?- spojrzał na nią z zainteresowaniem.

Wielki Czarownik Brooklynu Zawinił!/ Sebastian MorgensternWhere stories live. Discover now