Church

148 14 0
                                    



SOPHIA

-Daleko jeszcze?- spytała.

Spytała któryś raz z rzędu. Po długich piętnastu minutach, zaczęła nie odróżniać korytarzy, przez które przechodziła z Sebastianem. Nie miała pewności, czy chłopak robi to specjalni, czy może sam się zgubił? Instytut był ogromny. Posiadał 200 pokoi, przygotowanych dla zagubionych nocnych łowców, wielką sale gimnastyczną, kuchnie, jadalnie, salon oraz sale balową. Wszyscy (nie licząc kuchni) było utrzymane w starym stylu, królowało ciemne drewno. Pomiędzy ustrojem starodawnym, przebijała się nutka nowoczesności. Dowodem się lampy, wiszące nad głowami bohaterów.

Dziewczyna posiadała cierpliwość, która miała swoją granice. Stanęła z łoskotem i czekała aż wielmożny pan się odwróci. Z błąkającym uśmieszkiem odwrócił się do niej. W myślach dziewczyna przeklinała swój wzrost. Krzyżowała ręce na piersi. Mimo tego nie wyglądała strasznie.

-Czy coś się stało?- spytał miło.

-Kręcimy się w kółko, prawda?

-Bardzo szybko się domyśliłaś- przewrócił oczami- Zajęło Ci to aż piętnaście minut, a może nawet więcej.

-Czemu to zrobiłeś?

-Sprawdziłem twoje rozeznanie w terenie. Jest beznadziejne.- jednym krokiem znalazł się przy niej.

-Może dlatego, że zdałam się na twoją osobę?- musiała podnieść głowę do góry, aby spojrzeć w jego zielone oczy, w których były iskierki rozbawienia.

-Nigdy nie możesz polegać na kimś kto nie jest tobą. Jeśli zawiedziesz to druga osoba może umrzeć. Nawet parabatai.

-Parabatai? E, co?- zmarszczyła brwi.

-Dostaniesz księgę i tam będzie wszystko wyjaśnione.

Obrócił się do niej plecami i sięgnął do najbliższej klamki. Gdzie jak później okazało się to była biblioteka, która na Sophii duże wrażenie.

-Wow- wydusiła.

-Wchodź, nie mam całego dnia dla ciebie-położył dłoń na jej plecach i popchnął w stronę pomieszczenia.

-Z tego powodu jest mi bardzo przykro- rozejrzała się po pomieszczeniu.

Mruknął coś pod nosem. Kroki skierował do tłustego persa, która nie zwrócił na niego uwagi, dopóki nie zostało zabrane jego legowisko. Prychnął i podszedł na bohaterki.

-Uważaj, drapie, żebyś potem nie płakała.

-Martwisz się? Jak słodko- uśmiechnęła się.

-Sebastian !-pisnął- Kot mnie dziabnął! Umieram!

-Ja tak nie mówię!- oburzyła się- Jak się wabi? Kici, kici.

-Church.- kot spojrzał na nią podejrzliwie po czym pozwolił się pogłaskać.

Dziewczyna usiadła na sofie, która była wygodna i rozłożyła nogi.

-Nie za wygodnie Ci?- rzucił w nią starą księgę, którą przyjęła z jękiem.- Muzyka dla moich uszu.

-Mogłam sobie coś zrobić.- wzruszył ramionami.

-Nie przeżywaj. Masz nauczyć się całej książki na pamięć. Na tamtym biurku-wskazał biurko stojące koło okna- Masz czajnik, kubki i herbatę. W prawej szafce od dołu znajdziesz coś słodkiego. Tylko wszystkiego nie wyjedź. Nie reaguj na niczyje zlecenie. Tu jest bezpiecznie. –skierował się do wyjścia

Wielki Czarownik Brooklynu Zawinił!/ Sebastian MorgensternWhere stories live. Discover now