Pisklak

265 16 1
                                    


Kiedy stanęła przed wielkim fioletowym otworem, który zwał się portalem wymówiła pod nosem wszystkie znane jej modlitwy. Prosząc o przetrwanie. Zgodnie z instrukcjami Magnusa zamknęła oczy i próbowała rozluźnić napięte mięśnie. Na plecach poczuła dłoń Aleca, który lekko popchnął ją do przodu. Automatycznie chciała otworzyć usta, aby wydać z siebie jakikolwiek dźwięk wskazujący na jej przerażenie, jednak chłopak przyłożył przedramię do jej ust.

Miał dzisiaj naprawdę ciężki dzień, marzył jedynie o gorącym prysznicu i spaniu. Dopiero co się stoczyła wielka wojna pomiędzy nocnymi łowcami, a on musiał wypełniać kolejne bezsensowne obowiązki. Do tego jego parabatai ma problem pierwszego świata. „Kocham Clary ale ją niszczę. Zasługuje na kogoś lepszego niż ja" Czym on może ją niszczyć? Kiedy prawie po wszystkim odstawia jakieś szopki jak w M jak Miłość. Z nudów człowiek ogląda głupoty. –Wracając.

Przez kilka sekund poczuł w okolicy pępka znajome rwanie, które zniknęło, gdy postawili nogi w salonie instytutu. Instytut nie posiadał najnowszej technologii, wszelakie informacje otrzymywali od podziemnych, którzy po wojnie chętnie wspomagali nelfin w walce z demonami. Jednak od każdej reguły znajdą się wyjątki, tymi odmieńcami są faerie, którzy byli po stronie Valentine. Największe zaskoczenie nastąpiło przy Sebastiana Morgenstern znany ze swojego okrucieństwa na podziemnych wybrał stronę dobra. 

Od czasu wojny odkupuje swoje winy wszelakich misjach ( pod rygorystycznych nadzorem). Nikt nie jest w stanie odpowiedzieć czemu nagle zmienił zdanie. Clarissa i Jocelyn ( a zwłaszcza matka) trzymają go na dystans, lecz wszystko idzie ku dobremu. Zabrał swoje przedramię z ust dziewczyny, która oczy miała jak pięciozłotówki. Bacznie obserwował każdy jej ruch.

Zrobiła niepewny krok w przód. Kurczowo trzymała zaciśnięte dłonie na materiale bluzy. Obróciła się wokół własnej osi, oglądając salon, który był trzeci największym pomieszczeniem w instytucie. Znajdowało się w nim kilka staromodnym kanap, stolik do kawy, telewizor przewieszony na szarej ścianie, obrazy przedstawiające Idris.

-Głodna jestem- powiedziała po dłuższej chwili milczenia.

-Nie chcesz dowiedzieć się o swoim pochodzeniu, nic?- zapytał zaskoczony.

Był niemalże pewny, że zostanie zbombardowany pytaniami, a tutaj jest wykazana cierpliwość i spokój. Harmonia.

-Owszem... Ale i tak tu długo zostanę, więc wole informacje przyswajać po trochę. A po za tym od wczoraj nic nie jadłam, więc prowadź!- kiwnął

Sophia zauważyła, że wszystkie pomieszczenia są urządzone starym stylu, jedynie kuchnia wymknęła się z staromodnego stylu. Czarnobiałe meble z nowoczesnymi sprzętami kojarzyły się z standardem, którego nigdy nie było jej zaznać. A tu proszę.

Alec przygotował dla Sophie jajecznicę na szybko z sokiem pomarańczowym. Sobie zrobił płatki na mleku. Kiedy zasiedli do stołu, jedyną muzyką było tykanie zegara.

-Sam tu mieszkasz?- spytała pomiędzy kęsami.- Pyszne.

-Mieszkają tutaj moi przyjaciele- i Clary, dodał w myślach- Instytut został przystosowany do pomieszczenia 250 osób, na razie mieszkają w nim 6 osób. Isabella moja młodsza siostra, jej chłopak Simon Lewis, który jest parabatai Clary Fray. Jace's jest moim parabatai i chłopakiem Clary. Do tego jest brat Clary czyli Sebastian Morgenstern. To dość długa historia jeśli chodzi o ostatnią dwójkę wspomnianą przeze mnie. Ludzie przychodzą i odchodzą.

Dziewczyna musiała rysować niewidzialne punkciki na stole, aby ogarnąć cokolwiek. Musiało to zabawnie wyglądać ale dzięki temu za pierwszym razem ogarnęła wszystko.

-Dalej jesteś głodna?- pokręciła głową- Posłuchaj... Teraz zabiorę Cię do twojego pokoju i tam posiedzisz dopóki po ciebie nie przyjdzie.

-Czemu nie mogę normalnie wychodzić? – westchnął.

-Nikt o tobie nie wie. A zwłaszcza reszta moich przyjaciół. Nie mogę Cie tak do nich wprowadzić mówiąc: Hej! To Sophia i jest nowym nocnym łowcom od wczoraj super, co nie!?

-Dobra... Zrozumiałam aluzje- odłożyła naczynia do zmywarki swoje i chłopaka- No, a jak ktoś wejdzie mi do pokoju?

-To jest niemożliwe- powiedział poważnie i zaczął się kierować ku wyjściu.

Dziewczyna musiała do niego podbiec, aby móc później dorównać mu kroku. Zaczął lawirować pomiędzy jakimiś korytarzami wyglądające tak samo.

-A jeśli będzie taka sytuacja, że ktoś nawet p r z y p a d k o w o wejdzie do pokoju?- milczał przez chwile po czym bardzo poważnie powiedział:

-Powiesz prawdziwe imię i nazwisko... A jak zapytają się co tu robisz to odpowiesz, że przyjechałaś w odwiedziny do swojego chłopaka, czyli do mnie.

-Uwierzą w tą?- spytała zaskoczona.

-Część tak.- stanęli przed drzwiami o hebanowym kolorze- To twój pokój. W szafie masz wszystkie swoje rzeczy zabrane od wujostwa. Masz na półce kilka książek, abyś się nie nudziła. A na szafce koło łóżka stoi szklanka z wodą. Jakieś pytania?

-Dziękuje... za wszystko- kiwnął głową i odszedł kilka kawałków.

Nie odwracając się z powrotem do dziewczyny rzucił:

-Nie musisz mi oddawać bluzy, nawet Ci pasuje. Pisklaku.

Mimowolnie uśmiechnęła się. Otworzyła drzwi do swojego pokoju, który wyglądał typowo hotelowo. Dębowe meble otoczone białymi ścianami prezentowały się uroczo, według dziewczyny, która mieszkała pod schodami. Jak Harry Potter. Tylko, że ona miała ciut więcej miejsca.

Zamknęła za sobą drzwi i jej wzrok padł na łóżko. Ściągnęła kapcie i rzuciła się na posłanie, które pachniało środkiem do prania oraz świeżością. Przytuliła się do poduszki myśląc... Co byłoby, gdyby nie trafiła na Magnusa?

=====

Zawiało nudą, lecz nie będę pchała do przymusowej akcji.

Dopiero później poznamy resztę.

Miłego wieczoru. ;) 

Wielki Czarownik Brooklynu Zawinił!/ Sebastian MorgensternWhere stories live. Discover now