Tchórzostwo jest hańbą zwłaszcza dla nocnych łowców

106 13 2
                                    

SOPHIA

-Co pani jest moją matka? Z tego co wiem to dawno leży martwa w grobie, chociaż po tych wszystkich sytuacjach wokół mnie mogę mylić.- wzruszyła ramionami.

Kobieta zaintrygowana dostojnym krokiem wstała z łóżka i położyła dłonie na twarzy młodszej dziewczyny. Sophia dobrze widziała swoje w odbiciu w szarych oczach brązowowłosej. Z pomiędzy palców wydobywała się ciepło, które dawnym czasach obdarowywała ją matka. Zamrugała kilkakrotnie, aby odpędzić niepożądane łzy. Nieznajoma zagięła usta w pół uśmiechu.

-Czy milczeniem jest nową formą rozmowy?

-Przepraszam-Tessa odsunęła się od Sophii- Jesteś tak podobna do swojej prababci. Kiedy weszłaś myślałam, że to ona. Usiądźmy. - łóżko zaprotestowało wydając z siebie cichy jęk.

-Znała pani moją prababcie? To ile pani ma lat?- podłożyła poduszkę przed brzuch i objęła je rękami.

-Czy wiesz cokolwiek o swojej rodzinie?- różowo włosa próbowała określić jakich perfum używa kobieta.

Wanilia? Zapach starych książek? Skądś znała ten zapach i pamięć krótka nie pozwalała jej na odszyfrowanie zagadki. Dla osoby trzeciej mogło to się wydawać nieistotne, lecz wszystkie książki kryminale mówią, że każdy trop jest ważny.

-Tata nazywała się Arkadiusz, a mama Laturina. Dalszej rodziny nie dano było mi poznać.- wzruszyła ramionami- Rodzice mówili, że pokłócili się o bardzo ważną rzecz. Czasem wydawało mi się, że chodzi o mnie. Wchodząc do pomieszczenia milkli bądź zmieniali na bezwartościowy temat. Czy pani jest wstanie opowiedzieć historie mojej rodziny? Skąd ją pani właściwie znała? Czemu ród Tian przestał istnieć? Czyja to wina?

-Twoja prababcia Sahata była ostatnią żyjącą z rodu. W tamtych czasach była epidemia demonów wysyłano grupki nocnych łowców, wracali tylko nieliczni, w tym członkowie Tianów znanych z upartości walki. Woleli zginąć z nadzieją na lepsze jutro dla reszty niż żyć owiniętym tchórzostwem i hańbą. Przez co wielu członków rodu ginęło w dziwnym okolicznościach. Łatwo można było złapać napaleńca walki....Hańbą było niestawienie się do bitwy, wiele nocnych łowców wybierało wszelakie rozwiązania, aby w pewien sposób uniknąć czołowego spotkania z demonem. Może jesteśmy „wybrańcami" ale tak jak miłością darzy wolność świata to jednak rodzina zawsze była dla nas najważniejsza. Z każdego rodu jak Herondale, Lightwood, Morgenstern, Fairchild, Wayland, Branwell i wiele innych znajdą się odmieńcy. Tą osobą była twa prababka postanowiła upozorować własną śmierć, aby ród Tian odrodził się od nowa. Dlatego postanowiła wyjść za kalekę Witolda Branwell, który nie mógł już uczestnik w walce. Witold był z wyglądu modelem z charakteru gentlemanem, nic nie można było za rzucić. Okrutny los zesłał mu paraliż nóg przez co mógł pomarzyć o założeniu rodziny. Dla Sahaty to był dobry kandydat, Witold po tym przykrym zajściu zamknął się w sobie i niech chciał nic więcej wspólnego z Clave. Upozorowała śmierć także Witolda. Nie musiała się martwić, że zostanie odkryty jej spisek. Czy go kochała? W pewien sposób owszem. Zaszyli się w starym domu na przedmieściach Nowego Yorku. Spłodzili kilka dzieci. Plan Sahaty przeżył jedno pokolenie. Czyli pokolenie twojej babci i dziadka. Niestety po wielu latach radosnego życia Branwellów nastał pożar, który przeżył jedynie wnuczek Sahaty. Trafił od razu do domu dziecka. Tu jako normalny człowiek odnajduje miłość swojego życia zakłada rodzinę. Mają jedno dziecko, dziewczynkę Karinę, czyli twoją mamę.

-Jak dobrze zrozumiałam... Sahata ma męża Witolda i mają kilkoro dzieci.

-Te dzieci mają własne. Tobiasz, Dawid, Armenia i Sylwie. Każde z nich ma jedno dziecko Tine, Mortion, Tadeusza i Kordiana. Podczas pożaru przeżył jedynie Mortion bo znany był z ucieczek z domu. Ta ucieczka uratowała mu życie. Nikt nie wie skąd pojawił się pożar, lecz strawił wszystkich obecnych. Mortion trafił do domu dziecka mojej znajomej przez co mogłam mieć na niego oko. Niestety nie był on dość silny, aby ród powrócił dawny tron. Natomiast Karina czyli twoja mama to była inna sprawa. Miała w sobie krew nocnego Łowce, do tego nie zdając sobie sprawy przysięga miłość wyrzutkowi dawnego nocnego łowcy, Setiana.

-Czyli... Pętla w historii znów się powtarza dziwnym trafem ktoś zabija członków rodziny Tian?

-Najpierw ataki demonów, pożar,- Sophia widziała, że Tessa zaciska wargi, wydało się jej podejrzane- śmierć rodziców... Czemu ktoś próbuje zabić ród?- Tessa wzruszyła delikatnie ramionami.

-Twój ród był szanowany przez najwyższe rody przez co niższe zawsze odczuwały zazdrość. Pragnęły być jak one.

-Gdzie jest twoja rola? Kim ty jesteś w ogóle, aby opowiadać mi to wszystko?- spytała podejrzliwie.

-Sophia- westchnęła- Sahata potrafiła owinąć ludzi wokół palca. Byłam jedną z jej ofiar. Kiedy odkryłam jej niecne cele pragnęłam zemsty. W napadzie gniewu mogłam zrobić wszystko. Ciężko mi jest o tym mówić, serce mam pełne trucizny. To ja nieumyślenie stworzyłam magiczny pożar, który zabił każdego z domowników. Zrobiłam to.... Jak to głupio brzmi niechcący. W rękach trzymając maleńki żar nie zdawałam sobie sprawę, że marzenia mają taką siłę. Wiatr zawiał mocniej przez co żary poleciały w stronę domu... Nie jestem oprawczyni innych kar jakie nastały twą rodzinę. Po tym przykrym zdarzeniu moje wspomnienie dotyka dziwnego zjawiska, niedaleko przy dziewie stał facet ubrany w szary płaszcz. Jakiego postawa mówiła, że go wręczyłam.

-Zabiłaś mi moją rodzinę- zaczęła Sophia, nie mogła poukładać w logiczną całość tego wszystkiego- Nieumyślnie. Nie wymierzę Ci kary bo to nie przywróci mi już martwych ludzi. Odczuwam gniew- westchnęła- To dla mnie za dużo....

-Zrobię wszystko, aby ci pomóc. Wyczuwam w tobie moce, jakie ja sama posiadam trochę w innej wersji...

-Pomożesz? - kiwnęła głową- Dobrze. Proszę pani...

-Mów mi Tesso- powiedziała uprzejmie.

-Muszę dowiedzieć się kto stoi za atakami za ród Tian i opanować swoją moc. Czy istnieje jakiś super zły złoczyńca na wolności?

-Valentine został dawno już pokonany, a jego syn jest dobry człowiekiem.

-A kto jest synem Valentine?- kobieta zrobiła zdziwioną minę- Nie mówi, że o tym dużo.

-To wieki wstyd dla nelfin. Jego synem jest Sebastian Morgenstern.

-Słucham?- Sophia wstała gwałtownie z łóżka.- Chcesz mi powiedzieć, że Sebastian był zły jak Valentine!?- Tessa stanęła przed dziewczyną.

-Przeszłości człowiek nie zmieni, pamiętaj. Możemy jedynie walczyć u lepszą przyszłość.

-Trzeba zawsze liczyć się z przeszłością. Ja... muszę się przejść. Dowidzenia-wybiegła z pokoju.

Nie zważając na kierunek zaczęła biec. Było jej duszno i potrzebowała świeżego powietrza. Instynktownie odnalazła drzwi wejściowe. Nie rozkoszując się estetyką drzwi, wybiegła na zewnątrz. Panowała jesienna atmosfera. Zmusiła ciało to nieustannego biegu. Biegła ku zachodzącemu słońcu...


O matko jak ten "rozdział" był trudny starałam się tak ułożyć fakty, aby tworzyły jednolitą całość. Masakra. Błędów nie policzę. Miłego.

Wielki Czarownik Brooklynu Zawinił!/ Sebastian MorgensternOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz