William Herondale

119 11 3
                                    



SOPHIA

-Nienawidzę Cie- wydyszała.

-Powiedz mi coś, czego nie wiem.- rzucił Sebastian.

Minęło kilka dni odkąd dziewczyna zaaklimatyzowała się w nowym miejscu. Dzielnie znosiła wszelakie treningu pod okiem Sebastiana Morgensterna, który (o dziwo) okazał się cierpliwym nauczycielem. Aktualnie siedzieli w parku, gdzie zrobili sobie kilkominutową przerwę na życzenie dziewczyny, której organizm jeszcze nie przyzwyczaił się do takiego trybu życia. Kiedy dziewczyna leżała na ziemi ciężko oddychając, Sebastian jak posąg stał koło niej, wyglądać jak powalająco. Chociaż pora jesienna dawno zagościła w mieście, w niektórych miejscach dalej gościło babie lato.

Koło dwójki nocnych łowców biegały niczego nic świadome dzieci, które nie posiadali „Wzroku". Cieszyły się beztroskim życiem. W głęboki serca zazdrościła im normalności, która została jej brutalnie odebrana.

Przymknęła oczy i westchnęła.

Prędzej czy później prawda wyszłaby na jaw, prawda?

Rodzice musieli jej w końcu o tym powiedzieć!

Czuła jak każdy mięsień był napięty jak struna, gotowy do działania. Okres zakwasów dawno znikł w niepamięć. Popołudniowe słońce okalało jej twarz przyjemnym ciepłem chciała, aby ta chwila trwała wiecznie.

-Możesz się tak nie krzywić?- powoli otworzyła oczy.- Powiesz co chodzi po twojej pustej głowie? – prychnęła.

Spojrzała na Sebastiana, ubranego szare dresy i biały podkoszulek ukazujący zarys niektórych blizn oraz wypalone na ciele runy. Wyglądał jak morderca czekający na ofiarę.

-Twa dobroć mnie powala- rzekła i uniosła się do pozycji siedzącej.

-Mów- kucnął koło niej- Bez koncentracji jesteś łatwym celem do ataku.

Zamrugała zaskoczona.

-Myślałam o swoim rodzicach-wyznała szczerze.

-I?- wyczuła w tonie głosu nutkę ciekawości.

-Czy kiedyś odważyli by się powiedzieć mi prawdę? A może cały życie byłaby okłamywana? Gdyby nie Magnus...- zaśmiała się bez krzty radości- Nie stałabym się nocnym łowcom. Pieprzonym nocnych łowcą z w y b o r u Tylko nikt nie zapytał mnie o zdanie! Zawsze było Sophia zrób to, tamto pamiętaj o tym. Ucz się pilnie, przynoś chwałę swojemu nazwisku. Znajdź męża. Idź na studia. To nie fair! Czemu nie mogę mieć problemów typu jakiego faceta wezmę dzisiaj w swoje sidła? Czy szminka będzie pasowała do sukienki? Boże, a ta kobieta ma takie same buty jak ja! Toż to skandal! Nawet nie wiem co mówię! Przepraszam, że musiałem moich jęków wysłuchiwać.

Przez krótki moment nie zdawała sobie sprawy, że była w objęciach Sebastiana, który uparcie milczał, wpatrywał się w stawek niedaleko nich. Głaskał ją po plecach, dając chwilowe poczucie bezpieczeństwa.

-Skończyłaś swoje żale?- mimowolnie uśmiechnęła się.

Lubiła to w nim. Nie ważne co robiła, mówiła, a nawet myślała, nie traktował ją z współczuciem. Jakby miała się zaraz rozlecieć. Jego obojętność była ukojeniem dla jej duszy. Odsunęła się od niego kawałek. Mimo to dalej była w objęciach. Musiała zadzierać głowę do góry, aby spojrzeć mu w oczy.

-To jeszcze jedno kółko na koniec wokół parku?- kiwnęła głową.

MAGNUS

-Gdzie jest ta cholerna księga? Do stu brokatów! Prezes Miau zjeżdżaj mi z drogi bo przerobie Cię na rakietę tenisową! A tyle razy powtarzałem, żeby odkładać rzeczy na miejsce! Teraz wszystkiego szukać! Na tego Anioła Razjela czy jakoś tak!

Wielki Czarownik Brooklynu Zawinił!/ Sebastian MorgensternWhere stories live. Discover now