Zemdlał

99 11 3
                                    


ALEC

Po dość interesującej nocy filmowej, gdzie zdarzyły się śmieszne akcje wokół mieszkańców instytutu takich jak: próba sprzedania Jace na OLX przez Simona, walka popcornem Izzy i Clary, chęć Sebastiana dorysowania wąsów Sophii. Rankiem, kiedy słońce już dawno zeszło każdy rozszedł się we własną stronę. Nie licząc dwójki „zakochanych" z pomiędzy narzekań białowłosego Alec odnalazł informacje, że zabiera dziewczynę od razu na trening. Aby tak obudziła się, że świadomością spania na lekcji białowłosego.

Czy gdzieś jest logika?

Ta dwójka była bardzo specyficzna.

Wzruszył ramionami. Nie będąc głodny skierował się prosto do gabinetu. Miał w planach zająć się papierami, które zalegały mu biurko. W myślach błagał, aby ta żmudna robota nie zajęła mu całego dnia. Miał w planach ciekawie rozporządzić dzień. Przesuwając nogą tłustego persa wyciągnął klucz zawieszony na jego szyi. Kot prychnął i z pogardą spojrzał na człowieka. Uniósł jedną brew. Mina kota skojarzyła mu się z cichym zabójcą. Nikt nie był pewny do czego był zdolny ten futrzak. Pojawił się pewnego dnia przed drzwiami instytutu i zaczął drzeć się w niebogłosy. Nie zdążywszy zastanowić co robi Simon o piątej rano w drzwiach instytutu kot dawno wlazł do środka. Robiąc kolejną dawkę swojego pięknego głosu.

Alec zamrugał kilkakrotnie.

Pierwszy raz w jego długiej karierze nocnego łowcy zdarzyło mu się odpłynąć. Skupiony na kocich oczach powrócił do przeszłości. Kot miauknął i zamaszystym krokiem ruszył w swoją stronę. Wzruszył ramionami. Powrócił do otwierania, kiedy klucz miał znaleźć się w dziurce po korytarzu przeszło echo dzwonka. Westchnął poirytowany i ruszył ku drzwiom wejściowych po drodze chowając kluczyk. Przemierzając korytarze natknął się na niezbyt zadowoloną Sophie, która szła w tą samą stronę co on.

-A tobie co?- spytał idąc dalej.

-Sebastian- mruknęła.

-Co tym razem?- zadał pytanie, by uniknąć żal za nie pomoc dla dziewczyny.

-Zaniósł mnie na środek Sali, kiedy smacznie sobie spałam. Wszystko ładnie i pięknie i nagle zaczął wrzeszczeć- Alec parsknął śmiechem, widząc jak dziewczyna macha śmiesznie rękami-  Co ja sobie wyobrażam, żeby spać na jego treningu i tym podobne. Wystraszona podskoczyłam i przez moja nieuwagę wpadłam na zbroje niszcząc wszystko wokół. Wielce zadowolony pan powiedział, że trening jest dopiero wieczorem. Poszedł sobie w najlepsze.- Alec uśmiechnął się pod nosem- W sumie co to za dźwięk? Przyszłam z ciekawości.

-To był dzwonek informujący, że ktoś przyszedł do nocnych łowców mając jakaś sprawę albo nelfin szukający schronienia.- wyjaśnił.

-A nie „my" nie możemy tak po prostu wejść do innego instytutu?

-Tu chodzi o...- szukał odpowiedniego słowa-  kulturalność.

-Szkoda, że niektórzy jej nie mają- prychnęła.

Miała na myśli Sebastiana.  Wszystkim wydawało się, że Alec jest we własnym świecie (czytaj papierologia) jednak on był dobrym obserwatorem. Dzięki czemu miał haczyki na poszczególne osoby.  Cierpliwie czekał, aż Simon popełni wielki błąd i on będzie mógł to wykorzystać.

-Zawsze możesz się na nim odegrać- machnął ręką, wskazując odpowiedni kierunek.

-Niby jak? Pobić go nie pobije. Włosów nie pofarbuje.... Chyba, że...- uśmiechnęła perfidnie.

-Po twojej minie jestem zapewniony, że ten plan będzie dotyczył także mnie- kiwnęła głową uśmiechnięta.

Kiedy Alec miał zapytać się jaki plan miała różowo włosa dziewczyna, byli już przed drzwiami wejściowymi, które na przejezdnych zawsze robiła dobre wrażenie. Wrota wykonane z ciemnego drewna opasały były złotymi elementami, mieniącymi się w mroku. Kojarzyły się z światełkiem w ciemnym tuneli, chociaż inni interpretowali to jako przepych.

Wielki Czarownik Brooklynu Zawinił!/ Sebastian MorgensternOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz