Untitled part

27 0 0
                                    


S/S

Zemsta choć była dziecinna według wszystkich, dała dużo satysfakcji nocnemu łowcy. Przeraźliwy krzyk biednej Sophii słyszał każdy mieszkaniec instytutu. Mokra, oblepiona wszędzie piórami gołębi przeklinała Sebastiana, który wręcz umierał ze śmiechu. Wspomniane wcześniej pióra miał wykorzystać na nieświadomego Jace, lecz jego mroczna strona kazała mu wykorzystać na główną bohaterkę.

-Ty jesteś nienormalny! Mieliśmy trenować! A poza tym skąd wytrzasnąłeś tyle piór? - wzdrygnęła obrzydzona. - Rany boskie, Lady Gaga może mi zazdrościć outfitu.

-Pisklaczku, nie denerwuj się. -prychnął.

-Ha, ha świetny żart normalnie pióra zrywać - przewróciła oczami.

-Załapałaś - uśmiechnął się dumnie.

-Wiesz, twój niewinny mały żart posiada jedną taką malutką wadę...- zbliżyła się do Sebastiana.

-Niby jaki? - przekręcił głowę na bok zainteresowany.

-Hm.- wypuściła powietrze - Właśnie taką!- krzyknęła po czym dwoma susłami rzuciła się na wysokiego chłopaka.

Zaskoczony białowłosy pośliznął się na wypolerowanej podłodze od sali gimnastycznej. Instynktownie ochronił dziewczynę przed możliwymi otarciami, obejmując ją w pasie. Huk rozszedł się po sali. Poczuł jak przez jego plecy przechodzi nieprzyjemny ból, który zaczynała się przy karku a kończył na dolnych partiach pleców. 

Spojrzał na radosną i zarumienioną Sophii, która swoje dłonie trzymała na jego klatce piersiowej. Ich twarze znajdowały się bardzo się blisko, czuli swoje oddechy na sobie. Choć była to intymna chwila nie czuli presji, robili to co zawsze. Dogryzali sobie i tworzyli radosne wspomnienia.

-Czy teraz mogę mówić, że powaliłam potężnego Sebastiana?

-Wątpię, czy ktokolwiek Ci uwierzy w takie bzdury.

-Mógłbyś chociaż udawać...- mruknęła niezadowolona.

-To nie w moim stylu. - uniósł lekko kąciki ust.

Skupił się na twarzy dziewczyny, na której znajdowało się jedno zagubione piórko. Prawą dłonią ściągnął pióro dotykając przy tym rozgrzanego policzka głównej bohaterki. Nie wiedząc czemu poczuł zadowolenie widząc zachowanie dziewczyny. Nieświadomie przytuliła się do jego dłoni, czerwień ciągle gościła na jej twarzy. Zabolało go serce. Wyglądała tak delikatnie i uroczo mimo dużej ilości piór oraz dziwnej mazi na sobie.

-Sophii - szepnął.

-Tak? - wydusiła, zagłębiając się w jego zielone oczy.

-Nie uderz mnie tylko, za to co teraz zrobię. Szkoda tej pięknej twarzy.- musnął jej suche usta nie dając możliwości odpowiedzi.

Na sali gimnastycznej nie pojawiły się fajerwerki. Magnus nie tańczył w stroju króliczka. Czas nie zatrzymał się w miejscu. Alec i Simon nie płakali w kącie z wygranego zakładu. Jace nie robił tysiąca zdjęć. Isabell nie spisywała imion dla ich przyszłych dzieci. Clary z mocą Kordiana nie tworzyła tysięcy obrazy tej chwili.

 To co teraz robili wydawało się im normalne. Od samego początku ich znajomości nie posiadali przestrzeni osobistej. Pocałunek trwał krótko, niczym trzaśnięcie drzwiami. Odsunęli się od siebie. Choć dziewczyna dalej siedziała na biodrach Sebastiana, a dłoń białowłosego znajdowała się na jej talii.

-Będziesz tak milczała? - zapytał.

-A mam ocenić ten pocałunek? Dałabym dwa na dziesięć. - wzruszyła ramionami i zaśmiała się widząc jego niezadowoloną minę.

-Wiesz, twoje umiejętności nie są na wysokim poziomie.-prychnęła - Staram się Ci tylko pomóc. Mogłabyś to docenić.

-Wybacz mnie o panie mój!- złapała się teatralnie za klatkę piersiową - A tak poważnie, dlaczego?- otrzymała w odpowiedzi milczenie.- Sebastian, odpowiedz mi dlaczego.- nalegała.

-Nie wiem - powiedział po chwili - Nie kocham Cię, nie odczuwam żadnych tych głupich emocjonalnych bzdur. Nie znam odpowiedzi na to pytanie...Chciałem to zrobić bo... potrzebowałem wyładować potrzebę seksualną.- zamilkł na moment.- Chociaż to też kłamstwo. Nie jesteś dla mnie niebem i ziemią... Ja..

-Ty to lubisz komuś dowalić - mruknęła i pacnęła go w pierś.

Próbując wstać została zatrzymana przez silną dłoń, która pociągnęła ją do poprzedniej pozycji. Tym razem chłopak trzymał ją solidnie, aby nie uciekła. Przyjrzała się jego twarzy, która wyglądała na zmartwioną oraz zagubioną. Dla tej dwójki było coś nowego. Każde słowo miało duże znaczenie dla ich przyszłości. 

Dlatego Sophia nie chciała niczym prawdziwa bohaterka fanfiction uciekać w spektakularny sposób z muzyką w tle. Uśmiechnęła się zachęcająco w stronę białowłosego, ignorując szybko bijące serce. Wiedziała, że mieli czas.

-Ja... lubię mieć Cię przy sobie. Nie patrzysz na moją przeszłość, nie oceniasz. Jesteś dla mnie taka... naturalna. -westchnął - Sprawia mi wielką przyjemność dogryzanie Ci przy każdej okazji. Sophia, nie chcę Ci deklarować wielkiej miłości. To dla mnie... - zakrył twarz ramieniem - To dla mnie wszystko nowe.

-Sebastian - szepnęła - Mamy czas. Nie musimy się być parą niczym Romeo i Julia...

-Umierać po trzech dniach? Nie dziękuję, wolę umrzeć w lepszy sposób - mruknął.

-Czy ja Ci przerywałam? Dupek z Ciebie, wracając. Nieważne co będzie między nami zawsze będą Cię wspierać, dobrze?

-A ty wiesz, że za te piękne słowa nie minie Cię dwadzieścia okrążeń ? - prychnął, powracając do siebie.

-Ty to umiesz zepsuć atmosferę - podniosła się do pozycji stojącej i podała mu dłoń.

-Weź najpierw prysznic bo cuchniesz gorzej skarpetki Simona z przed tygodnia - wstał samodzielnie i otrzepał się z kurzu. - Potem czeka na ciebie dwadzieścia okrążeń.

-A może uda mi się utopić pod prysznicem - mruknęła do siebie i ruszyła do wyjścia.

-I tak jesteś sztywna! - krzyknął na odchodne. - Dziękuje Sophia - szepnął do siebie

===

T

Odczuwał wielki gniew, który w żaden sposób nie chciał zniknąć. Wszystko na jego drodze zostało zniszczone. Z poparzonej dłoni sączyła się krew, płaszcz skrywał się gdzieś w kącie. Spojrzał na swoje odbicie w potłuczonym lustrze. Rude włosy, które zawsze było ułożone tworzyły niespotykaną burzę chaosu. Brązowe oczy płonęły gniewem. Blizna na lewej stronie poszarzała.

Wiedział czym jest to spowodowane, lecz nie chciał dopuszczać do siebie tej okropnej myśli. Gwałtownie odsunął się do lustra i podszedł do zdjęcia. Mała Sophia znajdowała się w parku i nieświadomie uśmiechała się do aparatu. Oczy wskazywały czystą radość i dziecięcą niewinność. Dotknął opuszkami palców zdjęcia

-Moja malutka Sahata, w końcu się odrodziłaś i możemy być razem. Dlaczego kazałaś mi tyle czekać? Z naszymi mocami byliśmy niezwyciężeni. Idealni w każdym calu. Ciemność nam nie była straszna, niebo składało nam hołd. A ty wybrałaś tego kalekę na wózku, naprawdę do kochałaś? Czy chciałaś sprawdzić moją cierpliwość?  Dla ciebie nawet kogoś zabiłem - zachichotał  ignorując strużkę krwi uciekając z ust- Zrobię to ponownie, aby móc spędzić z Tobą jeszcze kilka chwil. Wybaczę Ci wszystko, moja malutka Sahata. 

 [9.01.2021]

Wielki Czarownik Brooklynu Zawinił!/ Sebastian MorgensternOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz