42

1K 117 86
                                    


28 sierpnia

Andreas

– Zaraz mnie pieron jasny strzeli – mówię, popijając urodzinowego drinka. – Widzicie, jak ją dotyka?

– No trudno by było, jakby tańcząc z nią jej NIE dotykał – prostuje Richard.

Piorunuję go wzrokiem.

– Zaraz mu te ręce wyrwę.

– Stary, wyluzuj – odzywa się Andi. – Oni tylko tańczą.

– Tak jak ty i Julia – mówi Severin.

– Ale Julia to moja siostra. A poza tym, nie tańczyłem z nią tak długo jak on z Adą.

Przypatruję się im przez dłuższą chwilę. Norweg oplata ją dłońmi w pasie, a ona trzyma dłonie na jego ramionach. Tańczą raz wolniej, raz szybciej, blisko siebie. ZA blisko siebie. Co chwilę ktoś z nich się śmieje; raz on, a raz ona.

Krew mnie, do jasnej cholery, zalewa.

– Po prostu przyznaj, że jesteś zazdrosny.

– Nie, nie jestem zazdrosny – odpowiadam podniesionym głosem. – Jestem w chuja zazdrosny.

– Ha! Mówiłem? – Andreas i Stephan przybijają sobie piątkę.

– Dobra, krój już tego torta a nie wódę z colą sączysz – zwraca mi uwagę Richard.

Przewracam oczami.

– Serio – mówi Wank. – Bo wszyscy czekają.

Niechętnie biorę do ręki nóż i czynię honory imprezy. Na początku kawałki ciasta są bardzo nierówne i trochę porozwalane, ale z każdym kolejnym jest coraz lepiej. Nakroiłem już ich chyba ze dwadzieścia, ale gości jest około pięćdziesiąt. Nie kontynuuję jednak dalszego porcjowania, gdyż moja „ulubiona" para znika mi z oczu.

– Pewnie poszli się lizać – stwierdza Geiger, widząc moją zdezorientowaną minę.

Jemu również posyłam znaczące spojrzenie.

– Dzięki, Karl. Pocieszyłeś.

– No a czego, ty się stary, spodziewałeś? Że nie wyjaśniając jej niczego nadal będzie miała ochotę z tobą gadać?

Wzdycham.

– Jak ja sam nic z tamtej imprezy nie pamiętam, więc co jej mam tłumaczyć? Że byłem głupi? Że się najebałem w trzy dupy? Że mi przykro, ale przeszłości nie zmienię?

– Dokładnie to – mówi Stephan. – Lepsze to niż nic. Bóg jeden wie, co ona teraz o tobie myśli.

– Chyba to koniec, Welli – reaguje Wank. – Teraz to się pewnie bzykają w łazience.

Krew w moich żyłach się dosłownie gotuje.

– Nie, kurwa, nie obchodzi mnie, że mnie nienawidzi. Idę tam.

Andreas kurczowo trzyma moje przedramię, abym nie ruszył się z miejsca i nie zrobił niczego głupiego. Teraz jedynie zależy mi na tym, żeby ona nie zrobiła czegoś, czego będzie potem żałowała.

– Nie żartuję. – Niemal warczę na przyjaciela, wyrywam się z uścisku i idę w kierunku łazienki.

Gdy otwieram drzwi, wbija mnie w podłogę. Słyszę krzyki, ale nie takie, jakich ewentualnie mógłbym się spodziewać. I płacz. Który bardzo dobrze znam. Mój puls przyspiesza znacząco, a kropla potu spływa po czole. Nie zwiastuje to niczego dobrego.

Gwałtownie otwieram drzwi kabiny, z której wydobywa się dźwięk.

Serce mi na chwilę zamiera. Nie chcę widzieć tego, co widzę. A zwłaszcza tego skurwysyna obok niej.

– Spierdolisz stąd sam, czy mam ci pomóc?

Gangnes przerywa rozpinanie czarnego stanika i ze zdezorientowaniem wbija wzrok we mnie.

– Won!

Wychodzi szybciej niż się spodziewałem; nie jest jednak taki w dupę odważny na jakiego wygląda. Przestraszył się, lecz nie tak bardzo jak ja stanu dziewczyny.

– Ada? Boże, nic ci nie jest?

Kucam obok niej i delikatnie gładzę jej dłoń, mając złudną nadzieję, że to w czymś pomoże.

Roztrzęsiona, zalana łzami szatynka opuszcza głowę i drgającymi wargami próbuje wypowiedzieć kilka słów.

– Andi, proszę, zabierz mnie stąd.

– Już, kochanie, już...

Zapinam guziki jej koszuli, które pewnie nie-powiem-kto zdążył wcześniej odpiąć, a następnie podnoszę ją i biorę na ręce. Kopnięciem otwieram najpierw jedne drzwi, a następnie drugie, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że nazwałem ją „kochaniem". I wcale mi to nie przeszkadza.

Szukam wzrokiem Stephana, bo on jedyny dziś nie pił, a ma prawo jazdy i samochód z wypożyczalni. Pamiętam, jak jeszcze dzisiaj odradzałem mu pomysł wypożyczenia auta w Japonii na dwa dni w celu zawiezienia nas na imprezę, a następnego dnia zrobienia długiej, samochodowej wycieczki, a teraz mam ochotę całować mu stopy. Gdy tylko mnie zauważa, podbiega do mnie wraz z chłopakami. Na szczęście inni imprezowicze są zbyt zajęci tańcem, aby wiedzieć, co się dzieje. Zwracam się do Leyhego:

– Zawieziesz ją do hotelu? – Niemal błagam.

Nawet nie odpowiada, tylko od razu idzie w stronę wyjścia. Podążam za nim, wciąż trzymając dziewczynę w ramionach, a gdy już znajdujemy się w aucie, bezpiecznie kładę Adriannę na tylnych siedzeniach, tak, aby w miarę możliwości było jej wygodnie.

– Zaczekasz chwilę? – Pytam Stephana. – Mam coś jeszcze do załatwienia.

Kiwa głową na tak.

– Dobra, ale nie za długo.

#disconnected || andreas wellingerحيث تعيش القصص. اكتشف الآن