20

1.7K 151 26
                                    

15 lipca

Andreas

– Nie, błagam, nie zabieraj mnie stąąąąd. – Błaga, kurczowo trzymając się framugi drzwi wejściowych. Starałem się ją przekonać do wyjazdu, na początku werbalnie, ale na nic sie to nie zdało. Użyłem siły fizycznej, najpierw w miarę delikatnie łapiąc w dłonie jej talię i usiłując przesunąć ją w przeciwnym kierunku, ale to również nie przyniosło zamierzonych rezultatów. Dlatego właśnie teraz trzymam ją za nogi i ciągnę najsilniej jak potrafię. 

– No Ada, no, przecież wiesz, że nie możemy tu zostać na wieczność – reaguję. Ile, cholera, ona ma siły?!

– Ale tu było tak super... – Jęczy niczym małe dziecko, ale w końcu (na moje szczęście) rezygnuje i odsuwa się od drewnianego materiału. Zerka na swoje ręce, całe czerwone i nieco opuchnięte. Kąciki jej ust opadają, a sama ujmuje uchwyt swojej walizki, którą miałem okazję naprawiać dwa tygodnie temu. 

– Daj, wezmę. – Wskazuję na jej bagaż, który już po chwili znajduje się w moich rękach. Dziewczyna odwraca się i jeszcze raz spogląda na budynek, równocześnie wzdychając. – Nie rozumiem, nie cieszysz się? Przecież jedziemy do Francji, twojego favourite favourite country!

Momentalnie odwraca się w moją stronę, a jej oczy o mało nie wychodzą z orbit.

– Poważnie?! – Dziwi się Polka. – Nie do Wisły?

– Brawo za znajomość kalendarza zawodów, pani asystentko. – Ciągnę jej walizkę po chodniku, aby później umieścić ją w luku bagażowym, lecz odwracam się do niej na chwilę, by posłać jej ironiczny uśmiech. – Wisła jest druga, najpierw Courchevel.

Adrianna momentalnie zrywa się z miejsca i biegnie w stronę autokaru. 

Wohoo, jedziemy do Francji! – Krzyczy rozradowana. 

No i jak tu zrozumieć kobietę?


***

Adrianna

Stąpam po stopniach małych schodków, aby znaleźć się w środku. Zauważam, że miejsca zdążyło już zająć kilku niemieckich skoczków, więc rzucam krótkie ,,hello" i szukam odpowiedniego lokum. Tył autobusu jest wolny – po prostu idealnie. Zmierzam w tamtą stronę, a następnie opadam na siedzenie obok okna. Patrzę przez nie, aby sprawdzić, czy Andreas schował już swoją i moją walizkę do luku. Właśnie wkłada moją, przez co pochyla się, a jego koszulka nieznacznie się napina i przesuwa ku górze, uwydatniając jego idealnie wyćwiczone mięśnie. Gdy się podnosi, zauważa mnie, na co się uśmiecha. Macham do niego i daję znak dłońmi, aby wszedł do autokaru. Nie mija pół minuty, a on już siada obok mnie. 

– Zajęłam miejsca tutaj, okay? – Mam nadzieję, że nie ma nic przeciwko jazdy na tylnych siedzeniach. Zwykle na wycieczkach szkolnych miejsca na końcu uznaje się za te najbardziej ,,prestiżowe". Chyba właśnie dlatego zawsze siedziałam z przodu. 

– Super – stwierdza i wygodnie rozsiada się w fotelu. 

W międzyczasie autobus wypełnia się nowymi pasażerami, aż w końcu wewnątrz pojazdu znajdują się wszyscy ci, którzy mieli brać udział w podróży – łącznie z samym trenerem.

– Wszystko w porządku? – skoro o nim mowa, to właśnie Schuster pyta zarówno mnie jak i swojego podopiecznego o samopoczucie. Oboje zgodnie kiwamy głowami na tak, nie mając żadnych pytań czy problemów. – To w takim razie ułóżcie się wygodnie, bo przed nami jakieś jedenaście godzin drogi, nie licząc postojów.

– Czyli przerw na siku – szepcze Andreas, abym tylko ja mogła to usłyszeć, na co oczywiście zanoszę się śmiechem. Następnie odzywa się już do Wernera. – W porządku, tato, jakby ktoś zemdlał, będziemy krzyczeć. 

– Wellinger, pamiętaj, że mam cię na oku – oznajmia trener nieco niepokojąco i wykonuje gest palcem środkowym i wskazującym; najpierwsz przesuwa palce w kierunku swoich oczu, a następnie Andreasa, dając znak, że go obserwuje. Z moich ust, jak i Andiego, wydobywa się cichy chichot z powodu zaistniałej sytuacji. 

– No więc szykuje się ze dwanaście godzin jazdy, masz jakiś pomysł, co będziemy robić? – Pyta chłopak. Dopiero co ruszyliśmy, a on już wydaje się być znudzony podróżą. 

– Hmm... – Zastanawiam się przez chwilę, aż do głowy wpada mi całkiem niezły pomysł. – Znasz taką grę ,,Heads Up"? – Kręci głową na nie. – Często gram w to ze znajomymi...

Wyciągam z kieszeni krótkich spodenek mój telefon, po czym szukam wpomnianej aplikacji. 

–Chodzi o to, że na ekranie pojawiają się słowa, które inni mają za zadanie ci wytłumaczyć. A no i najważniejsze – telefon trzymasz obok czoła tak, aby inni go widzieli, a ty nie. 

– Nie wiem, czy ogarnę, ale wydaje się spoko – podsumowuje blondyn. – Gra się we dwójkę czy w większej grupie? 

– Lepiej w grupie, jest zabawniej. 

– To zawołam chłopaków – oznajmia. 

***

Andreas

Gra okazała się naprawdę fajna i wciągająca, bo zaczęliśmy około dziewiętnastej, a skończyliśmy o dwudziestej drugiej, więc przegraliśmy całe trzy godziny. Rozgrywka trwałaby może i dłużej, gdyby nie Wank i Stephi, którzy chcieli zregenerować swoje siły i iść spać wcześniej (oczywiście nie ze sobą). Freitag i Freund również stwierdzili, że wrócą na swoje miejsca, więc finalnie na tylnych miejscach zostaliśmy tylko ja i Ada, która nawiasem mówiąc również ziewa, zasłaniając usta dłonią. 

– O nie, nie, nie, ty spać nie idziesz. – Unosi prawą brew zdziwiona moimi słowami. – Co ja będę sam robił? 

– Bo ja wiem? – Ponownie ziewa. – Może też idź spać?

– O dziesiątej? Nie ma mowy. 

Czekam na jej reakcję, ale ona jedynie wyciąga z jej małego plecaka słuchawki douszne, a następnie je zakłada. Patrzę na nią skonsternowany. 

– No co? Nie mogę już znieść twojego gadania. – Żartobliwie wystawia w moim kierunku język i obraca się w stronę okna, opierając głowę o szybę. 

– No dobra, coś za coś – mówię, a Ada ponownie się odwraca, tym razem w moją stronę. – Ty mi dasz swoją lewą słuchawkę, a w zamian będziesz się mogła oprzeć o moje ramię. Chyba, że słuchasz teraz One Directiona; wtedy propozycja jest nieaktualna.

Parska śmiechem.

– Nie, 30 Seconds to Mars – odpowiada. Zastanawia się przez chwilę, aż w końcu podejmuje decyzję. – No dobra, ta szyba jest w ciul niewygodna. Trzymaj. 

Podaje mi jedną ze słuchawek, a ja wkładam ją do ucha. Następnie kładzie głowę na moim ramieniu i już po kilku minutach słychać jej miarowy oddech. 

#disconnected || andreas wellingerWhere stories live. Discover now