34

1.5K 129 65
                                    

,,Rescue me

From the demons in my mind"


25 lipca

Andreas

– To ja muszę wyjść. I zniknąć z twojego życia.

Przepycha się w stronę drzwi z zamiarem opuszczenia pomieszczenia. W chwili, gdy jej ramię ociera się o moje, stanowczo dotykam jej nadgarstka. Patrzy na mnie znacząco, dając niewerbalny znak, żebym puścił. Ja jednak zaciskam dłoń jeszcze mocniej. Dziewczyna próbuje poluźnić uścisk, choć na nic się to zdaje. Nie ma najmniejszych szans, że pozwolę jej odejść.

– Po pierwsze... – Zaczynam. – Musimy porozmawiać. Naprawdę poważnie porozmawiać. Po drugie, nie możesz sobie tak po prostu wyjść w piżamie, bez zabrania swoich rzeczy. No i po trzecie – wyszedłem, aby kupić nam coś na śniadanie. I nie obchodzi mnie, że nie jesteś głodna.

Adrianna patrzy mi w oczy. Na jej twarzy maluje się grymas. Nie zbyt pasuje jej ten układ, ale daje za wygraną. Wzdycha i wchodzi do środka.

Kładę na blacie torbę z zakupami, gdy ona szuka czegoś w swoim plecaku. Kątem oka zauważam, że wyjmuje ubranie i jakieś babskie pierdoły. Następnie kieruje się w stronę łazienki.

– Idę się ogarnąć – mówi beznamiętnie, dotykając dłonią klamki. Na jej nadgarstkach widnieją pokaźnych rozmiarów siniaki. Zagryzam wargi. Widok zdecydowanie nie należy do najprzyjemniejszych.

Kiwam potakująco głową, czego w zasadzie i tak nie zauważa, i zabieram się za przygotowywanie śniadania. Co prawda, nie będzie to nic ambitnego, bo nie jestem zbyt dobrym kucharzem, ale kilka kanapek powinno być w porządku. Wyciągam z szafki nóż i zaczynam kroić pomidora na grube plasterki. W międzyczasie wracam myślami do wydarzeń z dzisiejszej nocy jak i do dzisiejszego poranka.

Gdy się obudziłem, było około siódmej. Leniwie otworzyłem oczy, a po spojrzeniu w prawo zobaczyłem szatynkę pogrążoną w spokojnym śnie. Uśmiechnąłem się na ten widok, jako że był totalnym przeciwieństwiem sytuacji sprzed kilku godzin. Jej prawa ręka była umieszczona tuż pod głową, a druga na poduszce, zgięta w łokciu. Jej długie włosy były spięte w wysoki kok, choć ich spora część opuściła objęcia gumki do włosów, przez co cała fryzura była w sporym nieładzie. Policzki przybrały kolor delikatnego różu, a klatka piersiowa miarowo podnosiła się i opadała. Najdłużej jednak przyglądałem się jej lekko rozchylonym wargom o malinowym odcieniu. Były lekko spierzchnięte, jakby zmęczone przez ostatnie wydarzenia. Przysunąłem się bliżej, aby je pocałować. Moje usta już miały zetknąć się z jej wargami, lecz w ostatnim momencie się odsunąłem. Z pewnością by się obudziła, a przecież powinna jedynie spać i odpoczywać. Poza tym, co bym jej powiedział? Bez sensu... Chłopak to ostatnie, czego teraz potrzebuje. Niechętnie podniosłem się z łóżka i pościeliłem te drugie. Poczułem głód i otworzyłem lodówkę z nadzieją, że coś w niej zastanę, lecz zobaczyłem jedynie półki świecące pustką. Nic wczoraj nie kupiliśmy, więc będę musiał wybrać się po coś do sklepu. Założyłem spodnie i narzuciłem na siebie byle jaki podkoszulek. Schowałem portfel do kieszeni jeansów i skierowałem się w stronę drzwi. Zerknąłem jeszcze na szatynkę i... Zrobiłem jej zdjęcie.

Uśmiecham się na wspomnienie sprzed kilku godzin. W tym samym momencie Adrianna opiera się o blat, znajdujący się tuż obok mnie.

– Dobry humor? – Pyta. Zerkam na nią, a następnie wracam do przygotowywania śniadania. – Robisz kanapki?

– Tak. I mam nadzieję, że jesteś głodna. – Odpowiadam, tym razem nie ignorując jej pytania.

– Och, i to jak! – Podkrada z drewnianej deski do krojenia kawałek pomidora, a następnie wkłada go do ust.

– Ey! – Upominam ją i trącam łokciem jej ramię w odwecie.

Dziewczyna jedynie wzrusza ramionami i zanosi się śmiechem. Pojęcia nie mam, co robiła w tej łazience, ale jej nastrój diametralnie się zmienił. I to na lepsze.

Tym bardziej mi przykro, że kolejnym pytaniem będę musiał go zepsuć.

– Pogadamy? – Pytam z lekką obawą, kończąc układanie warzyw na plasterkach szynki.

Niestety miałem rację – na usta dziewczyny momentalnie wkrada się smutek.

Well... Jeśli musimy.

Niechętnie zajmuje miejsce przy stole, tak samo jak i ja. Kładzie na swój talerz jedną z przygotowanych kanapek, lecz nie śpieszy się by ją skonsumować. Bawi się jedynie liściem sałaty. W końcu jednak odkłada talerz na bok i bierze głęboki oddech.

– Chcesz znać prawdę? W porządku.

Rozsiadam się wygodniej na krześle, bo wiem, że będzie to długi monolog.

– Boję się. Cholernie się boję. Strach paraliżuje mnie, nie pozwalając normalnie funkcjonować. Każdej nocy wiercę się niemiłosiernie w łóżku, myśląc o przeszłości. O tym, co się stało, jak i o tym, co się nigdy nie wydarzyło. O tym, co mogłam zrobić, jak i o tym, czego nie zrobiłam. Czasami zasypiam po godzinie, po dwóch, a czasami wcale. Ale to nie jest w tym wszystkim najgorsze. Najbardziej boję się zasnąć. Boję się zasnąć, bo nie mam pojęcia, o czym będę śnić i nie mam na to najmniejszego wpływu. Mogę obudzić się w środku nocy i niczego nieświadoma zrobić sobie krzywdę. Albo jeszcze gorzej – zrobić krzywdę innym. I to na dodatek ludziom, których kocham. – Przerywa na chwilę, aby zetrzeć z policzka mimowolnie spływającą po nim łzę. Jeszcze nigdy nie miałem tak wielkiej ochoty ją przytulić. – Sny bywają różne. Czasami przypominają rzeczywiste zdarzenia, które naprawdę miały miejsce, a czasami takie zupełne nierealne, jakie tworzy moja wyobraźnia. Nie umiem stwierdzić, które mają na mnie gorszy wpływ. Na szczęście niewiele z nich pamiętam. Nawet, gdy budzę się z krzykiem w środku nocy nie przypominam sobie, o czym śniłam. Zazwyczaj niczego nieświadoma uderzam pięścią w co popadnie, a kiedy mój organizm jest wykończony tą całą szamotaniną, opadam na łóżko i wracam do snu. Albo raczej do czegoś, co jest jego marną imitacją.

Znowu przeciera oczy dłonią. Nie wytrzymuję. Zrywam się z miejsca i biorę ją w objęcia najmocniej jak potrafię. Opiera głowę na moim torsie i również oplata moje plecy ramionami. Kilka jej łez wsiąka w mój biały T-shirt. Odrywam prawą dłoń od jej ciała i zaczynam nią gładzić jej długie włosy. Mija kilka minut, gdy Ada odsuwa się nieznacznie i patrzy mi w oczy.

– Nie zdziwię się, jeśli uznasz mnie za wariatkę. Chyba nią nawet trochę jestem. Tak bardzo żałuję, że do tego doszło. Ostatnio nawet nie miałam tak drastycznych snów. Nawet zasnąć było mi znacznie łatwiej niż kiedyś, a łzy i siniaki poszły w pozorną niepamięć. Niechętnie bo niechętnie, lecz w końcu się zgodziłam, bo miałam nadzieję, że akurat tej jednej nocy wszystko będzie w porządku, że wszystko będzie jak dawniej. No ale... Nie miałam racji.

Brak mi słów.

– Ada... Tak strasznie mi przykro. Nie wiem. Nie wiem co powiedzieć. Ale wiem jedno – nie pozwolę ci tak po prostu odejść.


[A/N]

Wracam do świata żywych!

Pisałam ten rozdział przez okrągłe 2 tygodnie. Mój beznadziejny stan emocjonalny nie pozwalał na wyprodukowanie czegokolwiek nadającego się do czytania przez ludzi. Przepraszam Was za to *po raz chyba setny*. 

Przysięgam, że kpop to chyba najlepsze lekarstwo na depresję. Jeszcze nigdy nie miałam tyle energii.

PS Ostatnie zdanie to taki wielki cringe, ale mam nadzieję, że to przeżyjecie.

PS 2 ILU ICH TAM JEST W TYCH KOREAŃSKICH ZESPOŁACH? WIĘCEJ WAS MATKA NIE MIAŁA?!

PS 3 Przepraszam @SamotnyTampon  której obiecałam rozdział tydzień temu z kawałkiem. Postaram się to wynagrodzić w maju jakimś maratonikiem (:


Cytat:

30 Seconds to Mars – Rescue Me

#disconnected || andreas wellingerWhere stories live. Discover now