38

1K 111 35
                                    

[A/N]

Zaczynamy maraton! (:

28 sierpnia

Adrianna

Bezszelestnie otwieram drzwi do jego pokoju i wkradam się do środka. Cóż, w zasadzie nie jest to tylko jego pokój, bo pomieszkuje w nim także jego imiennik. Oboje jeszcze odsypiają wczorajszy konkurs, podczas gdy ja jestem już na nogach, o dziwo. Uważam, żeby papierową torebką o nic nie zahaczyć i tym samym nie obudzić blondyna. Podchodzę za to do Wanka i delikatnie dotykam jego ramienia, żeby się przypadkiem jeszcze nie przestraszył i swoim krzykiem nie obudził swojego kolegi.

– Psss, Wanki – odzywam się szeptem, aby tylko on to usłyszał. Chłopak budzi się i patrzy na mnie z niemałym zaskoczeniem. – To śpiewamy Andiemu sto lat?

Chyba dopiero teraz przypomniał sobie naszą wczorajszą rozmowę, bo jego twarz nabiera mniej zszokowanego wyrazu.

– Aaa, no tak.

Odrzuca kołdrę na bok i przeczesuje włosy dłonią, po czym wstaje z łóżka. Spoglądam na jeszcze pogrążonego we śnie Andreasa. Wygląda tak uroczo, że aż szkoda go budzić.

No ale cóż – tylko raz ma się dwadzieścia jeden lat.

No i prawdopodobnie tylko raz będę obchodzić jego urodziny.

– Chwila. Tylko po coś pójdę – oznajmia Wanki, a następnie idzie do łazienki. Gdy przychodzi, patrzę z żalem to na kubek z wodą jaki trzyma w ręce, to na Wellingera.

– No weź, nie. To zbyt okrutne.

– To jest zbyt okrutne? Pfff. Mogłem przynieść wiadro z lodowatą wodą.

Cóż, co racja to racja.

– Hmmm?

Andreas mruczy we śnie, przez co nie mogę powstrzymać śmiechu. W tej samej chwili zawartość plastikowego kubka ląduje na twarzy i włosach blondyna.

– Ej no, co jest?! Posrało was?! – Momentalnie budzi się ze snu i zrywa na równe nogi. Znakomity czas na rozpoczęcie piosenki.

– Happy birthday tooo youuu. Happy birthday tooo youuu... – Zaczynamy ,,sto lat" po angielsku. Jubilat trochę się rozwesela. Uśmiecha się szeroko, a następnie zakrywa twarz dłonią z zażenowania. – Happy birthday to you, Andi. Happy birthday tooo youuu!

Ja i Wanki klaszczemy w dłonie, a Wellinger kręci głową z niedowierzaniem.

– Oboje śpiewacie okropnie. Ale dziękuję. – Wyciąga ramiona do przodu, aby nas przytulić, lecz zatrzymuję go moimi słowami.

– Ale to jeszcze nie wszystko! – Wręczam mu prezent, który przez cały czas trzymałam za plecami, aby nie mógł go od razu dostrzec.

Oczy mu niemal nie wychodzą z orbit.

– To dla mnie?

– No a widzisz tu jakiegoś innego Andreasa Wellingera, który kończy dzisiaj dwadzieścia jeden lat? – mówię. On natomiast parska śmiechem.

– Ale wiesz, że nie musia... – Nie pozwalam mu skończyć zdania.

– No dalej, otwórz!

Przez moment waha się, ale w końcu spogląda do wnętrza kolorowej torebki i wyciąga z niej pierwszy przedmiot.

– Kupiłaś mi... Żółtą koszulkę bez rękawów?

Przygląda się jej badawczo, a po chwili stwierdza:

– Podoba mi się.

– Przymierz! – Rozkazuje Wank, na co Wellinger przewraca oczami. Pomimo tego, wykonuje jego polecenie.

Ściąga koszulkę, w której spał i zakłada nową. I to w mojej obecności. Co gorsza, wcale mi to nie przeszkadza.

– Wygląda fajnie! – Mówi i uśmiecha się jeszcze szerzej. – Ale czemu akurat żółta?

– Eh... – Wzdycham. – To tak naprawdę nie jest zwykła, żółta koszulka, tylko tajny plastron lidera. Totalnie brak ci wyobraźni.

Wzrusza ramionami, choć wciąż nie może powstrzymać olbrzymiego uśmiechu.

– Wczoraj byłeś trzeci, a teraz już będziesz zawsze pierwszy.

Śmieję się zarówno ja, jak i on, po czym sięga po kolejną rzecz – płytę 30 Seconds to Mars.

– Skąd wiedziałaś, że właśnie tej nie mam?! – Niemal krzyknął z radości.

Odchrząkuję i w tym samym czasie szturcham Wanka w prawe ramię.

– Ja nic o tym nie wiem... – Brunet podnosi ręce, dając Wellingerowi do zrozumienia, że nie jest winy zarzuconego mu czynu, choć to oczywiście mija się z prawdą.

– I jest coś jeszcze... – Ze zniecierpliwieniem czekam na reakcję Andiego.

– Oh mein Gott! Kupiłaś mi śmietanę! I to jeszcze dwa kubeczki!!!

Oczy aż mu się błyszczą z radości. Nawet się nie zastanawia, gdy bierze mnie w ramiona, podnosi i okręca dookoła.

Jeszcze nigdy nie widziałam nikogo tak szczęśliwego na widok śmietany.

– Dziękuję! Naprawdę, bardzo dziękuję!

– Nie ma za co. – Uśmiecham się.

– Nie ma za co?! No chyba nie mówisz poważnie. No i naprawdę nie musiałaś mi nic kupować.

– Wiesz co, ziom, w zasadzie to ja nic ci nie kupiłem, ale wiesz – najcenniejsza jest nasza przyjaźń i takie tam. – Odzywa się Wank, na co zanoszę się śmiechem.

– Dzięki, stary. Na ciebie zawsze można liczyć. – Jubilat klepie bruneta w ramię.

– Aleee za to robię ci imprezę! – Zwraca mu uwagę Wank.

– Robimy. – Natychmiast go poprawiam. Przewraca oczami.

– Także po dzisiejszym konkursie koniecznie wbij. Godzina dwudziesta. Adres wyślę ci sms'em.

Wellinger z pewnym zmieszaniem, jak i podejrzliwością, przygląda się nam z uwagą. Po chwili jednak odzywa się ponownie, uprzednio kiwając głową.

– Czego wy jeszcze nie wymyślicie... Ale dobra, spoko – przyjdę.

#disconnected || andreas wellingerWhere stories live. Discover now