[A/N]
Zaczynamy maraton! (:
28 sierpnia
Adrianna
Bezszelestnie otwieram drzwi do jego pokoju i wkradam się do środka. Cóż, w zasadzie nie jest to tylko jego pokój, bo pomieszkuje w nim także jego imiennik. Oboje jeszcze odsypiają wczorajszy konkurs, podczas gdy ja jestem już na nogach, o dziwo. Uważam, żeby papierową torebką o nic nie zahaczyć i tym samym nie obudzić blondyna. Podchodzę za to do Wanka i delikatnie dotykam jego ramienia, żeby się przypadkiem jeszcze nie przestraszył i swoim krzykiem nie obudził swojego kolegi.
– Psss, Wanki – odzywam się szeptem, aby tylko on to usłyszał. Chłopak budzi się i patrzy na mnie z niemałym zaskoczeniem. – To śpiewamy Andiemu sto lat?
Chyba dopiero teraz przypomniał sobie naszą wczorajszą rozmowę, bo jego twarz nabiera mniej zszokowanego wyrazu.
– Aaa, no tak.
Odrzuca kołdrę na bok i przeczesuje włosy dłonią, po czym wstaje z łóżka. Spoglądam na jeszcze pogrążonego we śnie Andreasa. Wygląda tak uroczo, że aż szkoda go budzić.
No ale cóż – tylko raz ma się dwadzieścia jeden lat.
No i prawdopodobnie tylko raz będę obchodzić jego urodziny.
– Chwila. Tylko po coś pójdę – oznajmia Wanki, a następnie idzie do łazienki. Gdy przychodzi, patrzę z żalem to na kubek z wodą jaki trzyma w ręce, to na Wellingera.
– No weź, nie. To zbyt okrutne.
– To jest zbyt okrutne? Pfff. Mogłem przynieść wiadro z lodowatą wodą.
Cóż, co racja to racja.
– Hmmm?
Andreas mruczy we śnie, przez co nie mogę powstrzymać śmiechu. W tej samej chwili zawartość plastikowego kubka ląduje na twarzy i włosach blondyna.
– Ej no, co jest?! Posrało was?! – Momentalnie budzi się ze snu i zrywa na równe nogi. Znakomity czas na rozpoczęcie piosenki.
– Happy birthday tooo youuu. Happy birthday tooo youuu... – Zaczynamy ,,sto lat" po angielsku. Jubilat trochę się rozwesela. Uśmiecha się szeroko, a następnie zakrywa twarz dłonią z zażenowania. – Happy birthday to you, Andi. Happy birthday tooo youuu!
Ja i Wanki klaszczemy w dłonie, a Wellinger kręci głową z niedowierzaniem.
– Oboje śpiewacie okropnie. Ale dziękuję. – Wyciąga ramiona do przodu, aby nas przytulić, lecz zatrzymuję go moimi słowami.
– Ale to jeszcze nie wszystko! – Wręczam mu prezent, który przez cały czas trzymałam za plecami, aby nie mógł go od razu dostrzec.
Oczy mu niemal nie wychodzą z orbit.
– To dla mnie?
– No a widzisz tu jakiegoś innego Andreasa Wellingera, który kończy dzisiaj dwadzieścia jeden lat? – mówię. On natomiast parska śmiechem.
– Ale wiesz, że nie musia... – Nie pozwalam mu skończyć zdania.
– No dalej, otwórz!
Przez moment waha się, ale w końcu spogląda do wnętrza kolorowej torebki i wyciąga z niej pierwszy przedmiot.
– Kupiłaś mi... Żółtą koszulkę bez rękawów?
Przygląda się jej badawczo, a po chwili stwierdza:
– Podoba mi się.
– Przymierz! – Rozkazuje Wank, na co Wellinger przewraca oczami. Pomimo tego, wykonuje jego polecenie.
Ściąga koszulkę, w której spał i zakłada nową. I to w mojej obecności. Co gorsza, wcale mi to nie przeszkadza.
– Wygląda fajnie! – Mówi i uśmiecha się jeszcze szerzej. – Ale czemu akurat żółta?
– Eh... – Wzdycham. – To tak naprawdę nie jest zwykła, żółta koszulka, tylko tajny plastron lidera. Totalnie brak ci wyobraźni.
Wzrusza ramionami, choć wciąż nie może powstrzymać olbrzymiego uśmiechu.
– Wczoraj byłeś trzeci, a teraz już będziesz zawsze pierwszy.
Śmieję się zarówno ja, jak i on, po czym sięga po kolejną rzecz – płytę 30 Seconds to Mars.
– Skąd wiedziałaś, że właśnie tej nie mam?! – Niemal krzyknął z radości.
Odchrząkuję i w tym samym czasie szturcham Wanka w prawe ramię.
– Ja nic o tym nie wiem... – Brunet podnosi ręce, dając Wellingerowi do zrozumienia, że nie jest winy zarzuconego mu czynu, choć to oczywiście mija się z prawdą.
– I jest coś jeszcze... – Ze zniecierpliwieniem czekam na reakcję Andiego.
– Oh mein Gott! Kupiłaś mi śmietanę! I to jeszcze dwa kubeczki!!!
Oczy aż mu się błyszczą z radości. Nawet się nie zastanawia, gdy bierze mnie w ramiona, podnosi i okręca dookoła.
Jeszcze nigdy nie widziałam nikogo tak szczęśliwego na widok śmietany.
– Dziękuję! Naprawdę, bardzo dziękuję!
– Nie ma za co. – Uśmiecham się.
– Nie ma za co?! No chyba nie mówisz poważnie. No i naprawdę nie musiałaś mi nic kupować.
– Wiesz co, ziom, w zasadzie to ja nic ci nie kupiłem, ale wiesz – najcenniejsza jest nasza przyjaźń i takie tam. – Odzywa się Wank, na co zanoszę się śmiechem.
– Dzięki, stary. Na ciebie zawsze można liczyć. – Jubilat klepie bruneta w ramię.
– Aleee za to robię ci imprezę! – Zwraca mu uwagę Wank.
– Robimy. – Natychmiast go poprawiam. Przewraca oczami.
– Także po dzisiejszym konkursie koniecznie wbij. Godzina dwudziesta. Adres wyślę ci sms'em.
Wellinger z pewnym zmieszaniem, jak i podejrzliwością, przygląda się nam z uwagą. Po chwili jednak odzywa się ponownie, uprzednio kiwając głową.
– Czego wy jeszcze nie wymyślicie... Ale dobra, spoko – przyjdę.
![](https://img.wattpad.com/cover/81993580-288-k543313.jpg)
YOU ARE READING
#disconnected || andreas wellinger
FanfictionI część - #skijumping II część - #disconnected ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Sekrety, sekrety, sekrety... Kto ich nie ma? Z całą pewnością nie dwójka młodych ludzi, którzy kilka miesięcy temu spotkali się na portalu internetowym, po czym ich relacja przeni...