***

Kroczyłem wzdłuż niedużego lasku, a szum kołyszących się na drzewach liści wcale, a wcale mi nie pomagał. Ręka zaczynała coraz bardziej drżeć. Chciałem już znaleźć ofiarę idealną, by sobie ulżyć. Jedyne co nie będzie czyste to dłonie i moje sumienie, jednak nie przejmowałem się tym faktem zbytnio. Aktualnie byłem zaślepiony chęcią widoku spływającej powoli metalicznej krwi i zemsty.

Na nowo to uczucie obudziło się, gdy zabiłem dzisiejszego dnia właściciela kasyna. Przez długi okres czasu, po prostu zabijałem bez większego powodu, ale skoro miałem taką chęć, to czemu by tego nie zrobić?

W pewnym momencie usłyszałem jakiś szelest. W porę złapałem za pistolet i delikatnie ułożyłem palec na spuście, aby być w gotowości. Po cichu podchodziłem do źródła tego wszystkiego omijając liczne pnie drzew i krzewy, choć było ciężko, przez wszechogarniający mrok. Przystanąłem jednak w końcu, gdy wśród drzew prześwitywał kolor niebieski, jednak ciężko było określić kształt tego czegoś. Tak, więc podszedłem jeszcze bliżej. Schowałem się za jednym pniem i przyjrzałem dokładnie.

Rozszerzyłem oczy z zaskoczenia i niedowierzania. Był to ogromny namiot, jakby badawczy, albo do planowania. W rodzaju obozu, bazy. Masa ludzi dookoła z karabinami na piersi, którzy pilnowali terenu. Przez chwilę obserwowałem wszystko co się dzieje, by zidentyfikować możliwie znane mi twarze. Jednak wszyscy byli mi obcy.

W końcu już miałem iść i pójść, gdzieś dalej gdyż to miejsce jest zbyt ryzykowne na popełnienie zabójstwa. Ale nagle usłyszałem dźwięki rozmowy. Znów obróciłem się o sto osiemdziesiąt stopni. Wyostrzyłem swój wzrok przymrużając powieki i skupiając na osobach wychodzących z namiotu. Ku mojemu zdziwieniu był to Minhyun i...

-Rodzice Jina.

Nie czekając dłużej wyszedłem z kryjówki i dążyłem ku nim. Jednak jeden ze strażników miał inne plany. Tak, więc znów szybko chwyciłem broń w dłoń i wycelowałem w osobnika zanim ten zdążył cokolwiek zrobić.

A jednak tu też mogę się zadowolić. Cóż za ironia losu.

Pociągnąłem w końcu za spust, a kulka idealnie trafiła w jego prawe ramię, przez co upadł na gołą ziemię jęcząc z bólu i przytrzymując dłoń w miejscu postrzału. Przykucnąłem nad nim i mocnym szarpnięciem chwyciłem jego włosy, by spojrzał na mnie.

-Witaj... Nieznajomy.

-K-Kim jesteś?

-O! Skąd wiedziałeś?

Zapytałem beztrosko.

-Faktycznie Kim Namjoon. A teraz powiesz mi grzecznie, co tu się odbywa, a nie oderżnę ci gardła i nie wysmaruję twoją krwią całego tego idiotycznego namiotu.

Mężczyzna drżał pod wpływem moich słów, jak i bólu. Czułem niemałą satysfakcję.

-N-nie po-powiem... Nigdy.

Odpowiedział patrząc z nienawiścią w moje oczy, podkreślając ostatnie słowo.

-Doprawdy?

Wysyczałem przez zęby i jeszcze mocniej ścisnąłem jego włosy, które w tym momencie mógłbym rwać kępami. Mężczyzna syknął kolejny raz, a z jego oczu wypłynęły łzy.

Żałosne...

-Z-zabij mnie. Na co czekasz.

-Z chęcią, jednak nie byłoby przy tym zabawy, nie uważasz?

Prince of darkness «~NAMJIN~»Onde histórias criam vida. Descubra agora