#46

762 46 3
                                    

W jadalni jak zawsze panował gwar, co nikomu nie przeszkadzało. Każdy i tak kręcił się, przygotowując sobie śniadanie. Leo z uśmiechem na ustach podał Jules i Natashy po kubku z gorącą kawą. Obie siedziały w najdalszym kącie pomieszczenia i rozmawiały. Nikt nic nie mówił, ale Jules wcześniej już zauważyła zainteresowanie w ich spojrzeniach. W końcu kilka tygodni wcześniej Moore skakała Natashy do gardła. Tak naprawdę od wydarzeń ostatniego wieczoru Natasha i Jules rozmawiały praktycznie bez przerwy, ale dzięki temu udało im się wszystko sobie nawzajem wyjaśnić. Znów zapanował spokój.

- Jak cudownie, że wszyscy są w komplecie. - Maria Hill weszła do pomieszczenia pewnym, żywym krokiem. W ręce trzymała tablet, z którym niemal się nie rozstawała.

Gwar rozmów ucichł i wszystkie spojrzenia skierowane zostały na nią. Mogli być dzielnymi Avengers, ratującymi świat, ale prawda była taka, że to Maria zazwyczaj nad wszystkim panowała i rozdzielała zadania. A nikt nie miał też nic przeciwko temu. Popatrzyła po nich i nie zdziwiła się nawet na widok Jules.

- Sprawdziłam faceta, o którym mówiła Natasha - powiedziała, rzucając obraz na ekran. - To Adam Haly, kuzyn Matta. Właściwie mało co o nim wiemy, poza tym, że służył w wojsku. Został zawieszony w czynnościach i przeszedł do cywila po tym, jak na jednej z misji został ranny. Ale nigdy nie sprawiał kłopotów przełożonym.

- To jeszcze o niczym nie świadczy. - Tony skrzyżował ręce na piersiach i oparł się wygodnie o oparcie krzesła, wyciągając przed siebie nogi.

Natasha rzuciła Jules przelotne spojrzenie, żeby sprawdzić, jak zareagowała na wspomnienie o Matthew. O dziwo, była zaskakująco spokojna. Albo przynajmniej grała. Jeśli tak było, to oznaczało, że była w tym naprawdę dobra. Leo usiadł obok niej i objął ramieniem. Natasha uśmiechnęła się pod nosem. Odwróciła spojrzenie, natrafiając na niebieskie oczy Rogersa. Spięła się nieco, co zdziwiło ją samą, bo przecież to był Steve. Ten sam Steve, z którym od tak dawna trenowała i którym już tyle razy spędzała czas. Co się zmieniło? Nie wiedziała i nie umiała sobie na to pytanie odpowiedzieć. Ale podejrzewała i z jednej strony nieco ją to przerażało, ale z drugiej strony było to całkiem nowe uczucie. Któremu towarzyszył dziwny rodzaj ekscytacji.

Maria westchnęła i odłożyła tablet na stół. Przeczesała rozpuszczone włosy ręką.

- Decyzja o tym co dalej zrobimy będzie należeć do was. Wiem, że nie chcieliście już zajmować się tą sprawą, dlatego teraz sami musicie zdecydować. Szczerze mówiąc nie wiem co o tym myśleć. Jeśli Adam faktycznie nie porywał tych ludzi, tylko ich werbował, to są tam dobrowolnie i mają jakąś motywację do działania. Robią to we własnej sprawie, co czyni ich bardziej zdeterminowanymi. A tym samym niebezpiecznymi. Chciałabym, żebyście o tym pamiętali.

Zapanowała cisza. Nikt się nie odzywał. Stark wyglądał na pogrążonego we własnych myślach. Clint patrzył po nich z niepewną miną. Wanda w ogóle nie nawiązywała z nikim kontaktu wzrokowego. Jules popatrzyła na Natashę i na wszystkie rany oraz siniaki, które widniały na jej skórze. Na wszystkie oparzenia. I przypomniała sobie jak leżała nieprzytomna w szpitalu i nie wiadomo było czy w ogóle się obudzi. Przypomniała sobie jak lekarze szukali po wszystkich innych placówkach medycznych krwi, której tak wiele straciła. Zacisnęła dłoń tak mocno, że paznokcie wbiły jej się w skórę. A potem pomyślała o tym, jak razem z Leo starali się uciec przed nimi, jak przez tych ludzi straciła swoje ukochane autko.

- Nie wiem jak wy, ale nie obchodzi mnie kim są ci ludzie - powiedziała przerywając ciszę. - Mam dość tego, że ciągle zagrażają moim przyjaciołom. Mam zamiar to skończyć.

Clint skinął głową, popierając jej słowa. Podobnie postąpiła Wanda.

- Jules ma rację. To nie są porwania, a to stawia całą sprawę w zupełnie innym świetle. Oni już nie są niewinnymi ofiarami tylko terrorystami. - Jules uniosła brwi słysząc słowa Starka, który przyznawał jej rację.

New HeroesWhere stories live. Discover now