#29

925 61 6
                                    

Jules wahała się chwilę nim przekroczyła próg, wchodząc do okrytej półmrokiem klatki schodowej. Słońce zaszło już dawno, ale kiedy tylko dziewczyna weszła na półpiętro, cały korytarz rozjaśnił się blaskiem lamp. Westchnęła cicho, bo szczerze mówiąc dużo lepiej czuła się otoczona półmrokiem, ale w tamtym momencie nie mogła już nic poradzić. Szybko weszła na ostatnie piętro i zapukała cicho do drzwi. Mimo późnej godziny wiedziała, że domownicy jeszcze nie śpią, bo słyszała ciche poruszenie wewnątrz mieszkania, kiedy tylko zapukała. Drzwi uchyliły się nieco, a ona została wciągnięta do środka, zanim zdążyła otworzyć usta. Zderzyła się plecami ze ścianą jęcząc cicho, a potem poczuła zimny metal przy skroni. W mieszkaniu było ciemno, ale widziała doskonale parę oczu wpatrujących się w nią z natarczywością. Uśmiechnęła się ironicznie. 

- Gdybym wiedziała, że będę tak miło potraktowana, nie zaszczyciłabym was swoją obecnością. Szczerze mówiąc nie dziwię się, że nie masz wielu znajomych, skoro tak traktujesz gości, Leonardzie. 

Chłopak przeklął cicho i osunął się od niej na bezpieczną odległość. Dopiero wtedy Jules mogła mu się bliżej przyjrzeć. Miał na sobie jeansy i koszulkę, która wisiała na nim luźno. Był nieuczesany, jakby niedawno wyszedł z łóżka. Jednak wzrok miał trzeźwy jak nigdy i wpatrywał się prosto w dziewczynę, ściskając w dłoni pistolet. 

- Co ty tu robisz? - zapytał, przeczesując nerwowo włosy dłonią. 

- Ja po nią zadzwoniłem.

Mark Denvis wszedł do pokoju ubrany, jakby gotowy do wyjścia. W rękach trzymał torbę, którą następnie położył na stole w jadalni. Spojrzał na syna i dziewczynę stojącą w drzwiach. Leonard zmarszczył brwi patrząc to na ojca, to na Jules, najwyraźniej nic nie rozumiejąc. 

- Tato, o czym ty mówisz? 

Mark westchnął cicho i podszedł bliżej syna. Położył mu rękę na ramieniu i odprowadził kawałek dalej, szepcząc mu coś na ucho, czego Jules z odległości nie mogła usłyszeć. Dziewczyna podeszła powoli do sofy i usiadła na niej, czekając aż mężczyźni skończą rozmowę. 

- Co? Nigdzie nie jadę - Leo nie krzyczał, ale w jego głosie słychać było, że jest zdenerwowany. 

- Leo, daj spokój. Rozmawialiśmy już o tym. Nie zaczynajmy po raz kolejny tej dyskusji - Mark próbował uspokoić syna, ale chyba nie najlepiej mu szło, bo chwilę później Jules została poproszona o pomoc. 

Dziewczyna wstała, ale zanim podeszła do mężczyzn wyjrzała przez okno. Na ulicy było spokojnie, żadnych ludzi, ani samochodów. Było spokojnie... aż za spokojnie. 

- Julien, pomocy. Przetłumacz proszę mojemu synowi, że musi stąd wyjechać. Natychmiast. 

Jules podeszła do nich i spojrzała na Marka. W jego oczach widziała troskę, ale też zakłopotanie. Wiedziała, że nie chciał początkowo jej w to wciągać, ale najwyraźniej sytuacja była poważniejsza niż dziewczyna początkowo sądziła. 

- Od jak dawna was obserwują? - zapytała, nie owijając w bawełnę. 

Leo odchylił się nieco do tyłu, krzyżując ręce na piersiach. Odłożył pistolet, który do tej pory trzymał w ręce na stolik i spojrzał prosto w oczy dziewczyny. Wyglądał na naprawdę zmęczonego, ale Jules dostrzegła to dopiero po chwili. Leo od zawsze potrafił się doskonale maskować, ale nie mógł ukryć nic przed Moore. Dziewczyna znała go zbyt dobrze, żeby nie zauważać takich detali. 

- Nie wiem, od dwóch tygodni. Może trzech. Byli pod moją szkołą i w parku, gdzie czasami biegam. Obserwowali mnie, śledzili. Kilka razy byli też w pracy ojca. 

New HeroesWhere stories live. Discover now