#11

1.5K 89 2
                                    

Natasha 

Miotała się nerwowo po pokoju starając się znaleźć swój pistolet, za którego czyszczenie zabrała się wczorajszego wieczoru. Nie mogła sobie przypomnieć gdzie go pozostawiła, ale wiedziała, że jest gdzieś w pokoju. Przeszukała już komodę, na co mogły wskazywać ubrania leżące wszędzie na podłodze. Nigdy jeszcze w pokoju Romanoff nie panował taki bałagan. Kobieta uważała porządek za rzecz pierwszorzędną i zawsze stosowała się do swoich zasad. Jednak teraz nie mogła znaleźć we własnym pokoju rzeczy tak niezbędnej dla niej jak pistolet. Podświadomie wiedziała, że stan jej miejsca zamieszkania odzwierciedlał stan jej duszy. 

- Gdzie one są do jasnej... - dopiero wtedy je dostrzegła leżące na półce koło okna. 

Ruszyła w tamtym kierunku i z impetem wyrzuciła przed siebie rękę. Jej dłoń nie natrafiła jednak na broń, lecz obok strącając kilka rzeczy, które spadły na podłogę. Zaczęła zbierać książki, które spadły na podłogę. Pod stosem książek dostrzegła jeszcze jedną rzecz. 

Ramka ze zdjęciem leżała wierzchem do dołu. Natasha zawahała się nieco zanim sięgnęła po nią. Odwróciła w swoją stronę, a kilka kawałków szkła spadło na posadzkę. Przyjrzała jej się dokładnie. Pamiętała tamten dzień i moment zrobienia zdjęcia. Stark zaskoczył je wtedy, a one były w środku treningu. Natasha na fotografii miała ten sam z pozoru niezadowolony wyraz twarzy i spoglądała w obiektyw wzrokiem zimnym jak lód. Ręce skrzyżowała na piersiach, a włosy miała rozpuszczone na ramiona. A Jules... Moore stała uśmiechnięta od ucha do ucha, a szczerzyła się wprost do obiektywu i Starka stojącego za nim. Blond włosy miała związane w ten lekki warkocz, który opadał jej na plecy. Twarz miała czerwoną z wysiłku, ale mimo to szczęśliwą. Jej uśmiech już na zawsze zastygł na fotografii. 

Natasha poczuła jak po jej policzkach spływają pojedyncze łzy, ale mimo to zmusiła się do lekkiego półuśmiechu. Jules nigdy nie lubiła treningów, ale starła się tego po sobie nie pokazywać i zawsze dawała z siebie wszystko, jakby bała się zawieść Natashę. Gdyby tylko wiedziała, że Rosjanka była z niej bezgranicznie dumna...

Łzy spłynęły z jej twarzy na zdjęcie. Natasha uniosła dłoń i zawahała się przez chwilę. Następnie dotknęła ramki. Przesunęła po niej kciukiem i syknęła cicho, kiedy poczuła ostre ukłucie. Uniosła z powrotem dłoń, a na potłuczone szkło spadły dwie szkarłatne krople krwi. Spłynęły po fotografii sprawiając, że na sylwetce Jules pojawiły się smugi. Znajdowały się one dokładnie w miejscu jej serca, co sprawiało, że na tle jej białej koszulki wyglądały jak... jak Moore na zaporze.

Natasha wybuchła głośnym urywanym szlochem i siedziała na podłodze przez kilka minut przyciskając pobitą ramkę do serca.




Wyszła z pubu zataczając się lekko. Nie obchodziło jej, która godzina. Alkohol w jej krwi sprawiał, że było jej przyjemnie wszystko obojętnie. Nie dbała już o to, co powie Steve lub czy ktoś ją zobaczy i rozpozna. Ważne było to, że utopiła swoje smutki w whisky i winie. Przynajmniej tak jej się wydawało. 

Ruszyła niezgrabnie, a w jej ruchach nie można było dopatrzyć się Czarnej Wdowy. Teraz była po prostu załamaną, młodą kobietą, która straciła już w swoim życiu zbyt wiele. Zatoczyła się mocno i tylko ceglana ściana uratowała ją przed upadkiem. Było zimno, a z ciężkiego nieba zaczął powoli padać deszcz mocząc jej kurtkę i włosy, ale nie dbała o to. Z wewnętrznej kieszeni dobiegł ją dźwięk dzwonka telefonu. Sięgnęła tam z ociąganiem i wydobyła go. Starała się skupić wzrok na wyświetlaczu i odczytać kto do niej dzwoni. Zajęło jej to chwilę, kiedy dostrzegła nazwę kontaktu. Steve. Odrzuciła momentalnie połączenie, cisnęła komórką przez całą długość ulicy i patrzyła z satysfakcją jak urządzenie ląduje na betonie z głośnym trzaskiem. Oparła czoło o zimną ścianę starając się uspokoić bijące mocno serce i krew wrzącą w żyłach. Nie była nawet pewna co ją rozwścieczyło. 

- Mogę pani jakoś pomóc?

Nie odwróciła się na dźwięk męskiego głosu, tylko odepchnęła się od ceglanej ściany. Starała się zrobić to jak najzgrabniej, ale chyba nie osiągnęła zamierzonego efektu. 

- Nie. Radzę sobie świetnie. - nie zdziwił jej oschły ton we własnym głosie. 

Mężczyzna  i tak podszedł do niej i stanął kilka kroków od kobiety. Miał na sobie lekko podniszczoną kurtkę, spodnie i wełnianą czapkę, spod której wystawały ciemne, proste włosy. Uśmiechał się rozbawiony pewnie jej stanem. 

- Ty jesteś Natasha Romanoff, prawda?

Spojrzała na niego obojętnie. Pewnie gdyby była trzeźwa to zaniepokoiłby ją fakt, że obcy człowiek zna jej personalia, ale teraz... Chłopak jednak nie czekał na jej odpowiedź, jakby doskonale sam ją znał. Dalej się uśmiechał, ale kiedy Natasha z wysiłkiem spojrzała mu w oczy nie dostrzegła w nich ani grama wesołości. 

- Proszę, proszę. Słynna Natasha Romanoff. Członkini  Avengers. Nieustraszona Czarna Wdowa...- zacmokał cicho z udawanym podziwem. - Kobieta, która razem ze swoją grupą przebierańców zniszczyła Sokovię. 

Spojrzał jej prosto w oczy zbliżając się niebezpiecznie blisko. Teraz już się nie uśmiechał, a na jego twarz wpłynął wyraz zimnej satysfakcji i złości. Złapał ją za rękę, wbijając boleśnie paznokcie w skórę kobiety. 

- A wiesz... ja też byłem w Sokovii. I w Waszyngtonie. I tu w Nowym Jorku. Byłem wami zafascynowany. W końcu byliście bohaterami, niepokonanymi herosami, którzy bronili nas, bezbronnych ludzi przed całym złem. Ale nie obroniliście nas przed jednym. - ścisnął ją mocniej, ale do Natashy nie dochodził ból. - Przed wami samymi. 

Romanoff próbowała wyrwać się z uścisku mężczyzny, ale nie była w stanie. Chłopak sam ją puścił i popchnął, a pijana kobieta potknęła się i runęła na plecy. Kątem oka dostrzegła jeszcze dwóch, którzy pojawili się za plecami jej napastnika. Ciemnowłosy kontynuował dalej:

- Byłem w Sokovii z moją młodszą siostrą. Chciałem jej na własne oczy pokazać Avengers w akcji. Cóż... wasza akcja była ostatnią rzeczą jaką widziała, kiedy budynek zwalił nam się na głowę. Mnie wyciągnęli, jej nie. 

Jakby na potwierdzenie swoich słów wbił jej czubek buta w żebra. Kobieta syknęła i odwróciła się tak, aby popatrzeć mu w oczy.

- Chyba w takim razie nie byłeś najlepszym bratem.

W odpowiedzi otrzymała kolejny cios w żebra. Pozostali dwaj poszli w ślady towarzysza i również przystąpili do zadawania ciosów. Natasha jakimś cudem zdołała przetoczyć się pomiędzy ich nogami i wstać chwiejnie. Jej ciało reagowało instynktownie. Wyszarpnęła zza paska spodni pistolet i wymierzyła w nich. Ręka lekko jej drżała, ale natychmiast spięła mięśnie. 

- A teraz mi powiedz kochaniutki. - zaczęła przeciągając słowa. - Jesteś kuloodporny?

Chłopak cofnął się o krok, a w jego oczach zalśnił ledwie widoczny ślad strachu. Pozostali również się cofnęli. 

Nagle nie wiadomo skąd runął na nią cień, zwalając Natashę z nóg. Natashy zaszumiało w głowie i jak przez mgłę słyszała jak ktoś woła do jej napastników, aby uciekali. Na to odpowiedział jej tupot stóp oddalających się ludzi. Szarpała się przez chwilę, na co otrzymała porządny cios w policzek, który zapiekł ją boleśnie. 

- Nie miotaj się. Leż spokojnie to nic ci się nie stanie. - głos przy jej uchu był lekko zachrypnięty z niebezpieczną nutą. 

Natasha wydała z siebie wrzask wściekłości, który poniósł się echem po uliczce. 

- Co ty wyprawiasz do cholery? Puść mnie!!!

-Ratuję cię przed popełnieniem wielkiego błędu.

Dostała jeszcze kilka ciosów w żebra, ale te były raczej lekkie, po czym została momentalnie puszczona. Upadła na kolana oddychając głęboko i starając rozmasować sobie żebra. Kiedy obejrzała się po uliczce nikogo już nie było. 



New HeroesWhere stories live. Discover now