#43

716 51 6
                                    

Miarowe pikanie aparatury rozchodziło się po całej sali szpitalnej Stark Tower. Światło lamp odbijało się od białych mebli i ścian rażąc Leo w oczy. Chłopak stanął w drzwiach i przez chwilę wahał się przed wejściem do środka. W końcu zdecydował się i zrobił krok do przodu. Przysiadł na jednym z krzeseł, ale tych dalej łóżka. Natasha wciąż była nieprzytomna i poinformował drużynę, że może pozostać w takim stanie jeszcze przez cały czas, ale mimo wszystko Leo bał się, że jak podejdzie bliżej, niechcący ją obudzi. Czekał chwilę, aż drzwi od łazienki otworzyły się i wyszła Jules.

Wyglądała już lepiej, aniżeli wtedy, gdy Stark i Steve przywieźli je Quinjetem. Zmyła z twarzy popiół i przebrała pobrudzone krwią Romanoff ubranie. Pozostały tylko otarcia i siniaki. Prawą rękę miała na temblaku, a wzdłuż całego ramienia biegły czerwone pręgi. Stark bardzo się namęczył zanim pomógł jej wydostać się z powyginanej od gorąca protezy. Ale mimo wszystko metal zdążył mocno poparzyć jej skórę. Jules uśmiechnęła się, gdy go zobaczyła. Podeszła bliżej i przysiadła na jednym z krzeseł. W takiej pozycji prawie stykali się kolanami.

- Cześć - powiedział cicho i uśmiechnął się.

Jules przeczesała ręką mokre włosy. Wyglądała na zmęczoną, ale jednocześnie jej oczy rzucały mu pewne, trzeźwe spojrzenia.

- Wszystko dobrze? - zapytała, patrząc na niego poważnie.

Leo zaśmiał się i pokręcił głową.

- Jesteś niemożliwa. Czy u mnie wszystko dobrze? Przecież to ty siedziałaś Bóg wie gdzie.

Jules nic nie odpowiedziała, tylko wlepiła wzrok w ścianę. Leo nie był pewien co ma zrobić. Przysunął się więc jeszcze bliżej dziewczyny i złapał ją za rękę, zmuszając tym samym by na niego spojrzała. W jej oczach zabłyszczały łzy. Leo nachylił się do niej, wpatrując się łagodnie w jej szare tęczówki.

- Hej, co się dzieje? - zapytał niemal szeptem.

Jules wytarła twarz w rękaw bluzy. Wydawała się być zła na samą siebie za pozwolenie sobie na tę chwilę słabości. Leo zauważył bąble po oparzeniu na jej obojczyku i poczuł dziwną złość. A czuł ją za każdym razem gdy na skórze Julien pojawiały się rany.

- Wszystko spieprzyłam. - Jules pokręciła głową. Widział jak starała się nie nawiązywać z nim kontaktu wzrokowego. - Zresztą jak zawsze. Czemu to wszystko nie może być łatwiejsze? Czemu zawsze komuś musi się coś stać?

- Ten pożar nie był twoją winą. Zapaliły się stare materiały. To był wypadek.

- Nie był. Leo, waśnie o to chodzi. Ktoś specjalnie podpalił te materiały, rozumiesz?

Denvis dotknął delikatnie jej policzka, gładząc go kciukiem. Jules złapała go za rękę, splatając ze sobą ich dłonie.

- Przestań się obwiniać, słyszysz? Przestań.

Leo ucałował ją w czoło, a potem przytulił. Nie wiedział ile dokładnie siedzieli tak ze sobą spleceni, ale miał zamiar zostać tyle, ile będzie to konieczne. Nawet jeśli miałaby to być wieczność.

***

Steve wszedł do sali i uśmiechnął się na widok Jules zwiniętej w kłębek na jednym z krzeseł. Głowę i ramiona ułożyła na kołdrze, a palcami lewej ręki niemal dotykała palców Natashy. Nie wiedział ile dziewczyna siedziała w takiej pozycji, ale pewne było to, że musiało jej być strasznie niewygodnie.

Podszedł i potrząsnął lekko jej ramieniem. Dziewczyna uniosła głowę, mrużąc jedno oko. Popatrzyła na niego sennie. Na policzku udcisnął jej się rąbek kołdry. Wyprostowała się z głośnym westchnięciem.

New HeroesWhere stories live. Discover now