#15

1.5K 106 8
                                    



Patrzyła na Natashę z lekkim zdumieniem tak, jak patrzy się na dawno niewidzianych znajomych. Tyle że Romanoff nie była dla dziewczyny zwykłą znajomą.

- Hej. - powiedziała niepewnie patrząc po kolei na wszystkich zebranych.

Tony przełknął głośno ślinę, a na jego twarzy szok mieszał się ze szczęściem. Clint po prostu uśmiechał się wesoło i co chwilę mrugał oczami, Jules mogła się założyć, że w ten sposób próbuje powstrzymać łzy. Jednak Natasha... W jej zielonych oczach czaił się strach i niedowierzanie, jakby Jules była dla niej jedynie sennym marzeniem, a nie żywym człowiekiem.

Kobieta zbliżyła się powoli, ciągle nie odwracając wzroku. Jules stała niepewnie, nie była pewna co ma zrobić. Uśmiechnęła się więc delikatnie unosząc prawy kącik ust ku górze. Starała się wyglądać pewnie, ale wiedziała, że czujnej uwadze Natashy nic nie umknie. Rosjanka zbliżyła się jeszcze bliżej. Jules miała ochotę zrobić krok do tyłu, ale stała w miejscu.

- To ty.- wyszeptała kobieta patrząc w oczy dziewczyny.

Jules miała ochotę się cofnąć, ale nie była w stanie nawet ruszyć się z miejsca. Czuła się tak, jakby jej nogi wrosły w ziemię. Natasha spojrzała na jej twarz, a potem nagle coś się w niej zmieniło. Uniosła dłonie i zaczęła raz po raz uderzać Jules po ramionach.

- Jak mogłaś. - krzyczała za każdym uderzeniem. - Byłam przekonana, że nie żyjesz. Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę przez co musiałam przechodzić? Przez co mu wszyscy musieliśmy przechodzić?

Jules cofała się krok po kroku, a Natasha podążała za nią nie przestając krzyczeć. W oczach Rosjanki widziała furię, zawód i ból. Wiedziała, że ją zraniła. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Na twarzy Natashy pojawiły się pojedyncze łzy, które spłynęły powoli po jej twarzy.

- Natasha, proszę... - Jules starała się dotrzeć do rudowłosej, ale ona była zbyt zajęta krzyczeniem na nastolatkę.

- Jak mogłaś się ukrywać? Jak mogłaś nic nie powiedzieć?

Jules nie wytrzymała i złapała Natashę za obie ręce. Kobieta próbowała się wyrwać, ale jej siła nie mogła równać się z siłą metalowej ręki Moore. Romanoff spojrzała na prawą rękę Jules, której rękaw bluzy podwinął się odsłaniając cześć metalowej konstrukcji.

- Chciałam przyjść Natasho. - zaczęła powoli i spokojnie, ale w jej głosie słuchać było ból. - Nawet nie wiesz jak bardzo chciałam tu przyjść. Zobaczyć was wszystkich. Zobaczyć, że nic wam nie jest. Ale nie mogłam. Nie moglam Natasho, do cholery. Nie byłam w stanie...

Natasha spojrzała jej w twarz. Jules pościła jej ręce uznając, że atak wściekłości już minął. Natasha uniosła dłoń do jej policzka i odsłoniła włosy, zakładając brązowe kosmyki za jej lewe ucho. Światło lamp padło na bliznę, kora teraz mogła prezentować się w całej okazałości. Dodatkowo światło jakby pogrubiało ją i uwidaczniało na bladej twarzy Moore. Natasha przesunęła palcami po skraju szramy. Jules usłyszała, jak Tony przeklina pod nosem, a Clint jęczy cicho.

- Nie mogłam przyjść Natasho. Spójrz na mnie. - teraz Jules była bliska płaczu.

Natasha wciąż miała utkwione spojrzenie w jej lewym policzku.

- Czy to...- zaczęła, a jej głos był dziwnie ochrypły. - To po Mattcie? Bo tym jak ugodził cię nożem?

Jules wahała się krótko po czym kiwnęła głową. Natasha syknęła i przymknęła oczy w niemym bólu. Jules uniosła głowę i spojrzała po wszystkich po kolei.

- Chciałam wrócić. - tym razem jej słowa poniosły się echem po pomieszczeniu, aby wszyscy dokładnie ją usłyszeli. - Chciałam, ale za bardzo się wstydziłam.

Spuściła głowę, a jej policzki zapłonęły czerwienią.

- Czemu? Dobrze wiesz, że Stark Tower to również twój dom.

Słowa Steve'a sprawiły, że twarz Jules zapłonęła jeszcze szkarłatniejszym rumieńcem, mimo że było to fizycznie niemożliwe.

- Uciekłam. - stwierdziła cicho, nie chcąc, aby wstydliwe słowa zostały wypowiedziane. - Po wydarzeniach na zaporze zaszyłam się. Owszem potrzebowałam trochę czasu na dojście do siebie, ale potem po prostu... nie mogłam wrócić. Nie potrafiłam spojrzeć wam w oczy.

Wanda podeszła bliżej, ale i tak zachowała pewną odległość. Włosy odgarnęła na plecy. Wyglądała na zmęczoną, a jednocześnie niesamowicie przejętą. To była ważna rozmowa dla nich wszystkich.

- Czemu teraz to robisz? Czemu wróciłaś akurat w tym momencie?

Jules zaśmiała się żałośnie. Spojrzała w bok i przygryzła dolną wargę. Widać było tylko jej prawy profil i przez chwile wyglądała jak dawna Jules: beztroska, wesoła, ale z własnymi demonami. Teraz pozostały jej tylko one. Miała podkrążone oczy, opuchnięte od płaczu i czerwone spojówki z niewyspania. Skórę bledszą, a nawet na niej blizna wyglądała jak wyrysowana białą kreska. Nadawała jej twarzy jeszcze ostrzejszych rysów. Wzruszyła ramionami, niby beztrosko. A jednak wyglądała tak, jakby utrzymywała na własnych barkach ciężar całego świata.

- Znaleźliście mnie. Nie mogłam już nic zrobić. Chyba zrozumiałam, że całkowicie zagubiłam swoje miejsce w świecie i uznałam, że nie mam już nic do stracenia.

Natasha czuła, że Jules nie mówi jej całej prawdy. Mimo to postanowiła narazie nie drążyć tematu. Położyła dłoń na ramieniu Jules. Czuła pod palcami i grubą bluzą stelaż protezy. Spojrzała jej prosto w oczy z lekką obawą, co może w nich dostrzec. W końcu to w oczach chowają się demony.

- Tu jest twoje miejsce. Wśród przyjaciół. Nawet jeśli nie chcesz sobie tego przetłumaczyć.

New HeroesWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu