#32

867 51 4
                                    

Leo stał pewnie z wyciągniętą przed siebie ręką. W dłoni trzymał pistolet i co chwilę rzucał Jules krótkie spojrzenia. Dziewczyna siedziała kawałek dalej i co chwilę poganiała go, bo Leo od niemal dziesięciu minut stał w tej samej pozycji. 

- No rusz się wreszcie - jęknęła, któryś już raz z kolei, machając na niego ręką - Przecież doskonale wiesz jak się strzela. 

- Tak - Leo wywrócił oczami, odwracając się w jej stronę - To nie tak, że nie wiem jak to zrobić. Nie rozumiem po prostu, po co mam strzelać. Myślałem, że tamtych ludzi mamy już z głowy.

Jules wstała i otrzepała spodnie. Podeszła do niego i uniosła lekko głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Musiała patrzeć w górę, bo Leo był od niej wyższy i czuła się przy nim jak dziecko. Wzięła z jego ręki pistolet i popchnęła delikatnie do tyłu, żeby zrobił jej miejsce na torze. 

- Nigdy nie zakładaj, że sprawa skończona, jeśli sam jej nie zakończysz. Jeśli wiesz o co mi chodzi. 

Leo zmarszczył brwi. 

- Masz na myśli... 

Jules skinęła głową, na co chłopak nieco pobladł. Wcześniejszy uśmieszek zszedł mu z twarzy, na którą weszła tylko zimna powaga. Leo potrafił brać rzeczy na serio, jeśli tylko był do tego przekonany. 

- Właśnie do tego potrzebny jest nam pistolet. Może pewnego dnia nie będzie nikogo, kto cię ochroni. Dlatego musisz przypomnieć sobie, jak się obronić. 

Leo spojrzał jej w oczy. Widziała w nich troskę, ale z satysfakcją stwierdziła, że nie ma w nich ani trochę strachu. Doskonale wiedziała, że gdyby był do tego zmuszony, Leo obronił by się sam. Ale wolała się upewnić, że nic go nie zaskoczy. 

- Dobrze wiesz jak podchodzę do boni. 

Leo skrzyżował ręce na piersiach i westchnął. Jules dalej patrząc na niego uniosła rękę tak szybko, że chłopak prawnie nie zarejestrował jej ruchu. Strzeliła nie patrząc na tarczę. Po wyrazie twarzy Denvisa wiedziała, że trafiła. Sprawdziła i faktycznie, niewielka dziurka znajdowała się dokładnie po środku tarczy. Uśmiechnęła się półgębkiem. Od wejścia usłyszała ciche klaskanie. Natasha stała opierając się ramieniem o drzwi.

- Brawo, świetny popis. Skończyłaś już?

Jules uniosła jedną brew i wetknęła broń z powrotem w dłoń Leo. Zwróciła się twarzą w stronę Natashy.

- Podobało ci się? Nie musisz być zazdrosna. 

- Ja zazdrosna? - Natasha prychnęła i weszła dalej wgłąb pomieszczenia. Ręce trzymała w kieszeniach - Oj dzieciaku, nie dorastasz mi do pięt. 

- Doprawdy? 

Jules nie mogła stwierdzić dlaczego, ale wzajemne dogryzanie sobie z Natashą sprawiało jej wiele przyjemności. Czuła się niemal jak za dawnych lat. 

- Nie ośmieszaj się, Jules. Potrzebowałabyś lat ćwiczeń, żeby dotrzeć do poziomu przynajmniej miernego. 

Jules zaśmiała się. Spojrzała kątem oka na Leo, który stał za jej plecami, szczerząc zęby. Patrzył to na Natashę, to na Moore, ciekaw dalszej wymiany zdań. 

- A ty co się tak patrzysz? Ćwicz dalej. 

Natasha przeniosła wzrok z dziewczyny na Denvisa. Jej zielone oczy przyjrzały mu się dokładnie od góry do dołu.

- Jeśli chcesz się czegoś nauczyć lepiej zgłoś się do mnie albo Clinta. Inaczej słabo to widzę. 

- A ciebie to niby co ugryzło? - Jules starała się ukryć uśmiech, ale wiedziała, że raczej słabo jej to wychodzi - Przypomnę ci, kto uczył mnie strzelać. Poza tym, skoro jesteś taka mądra, to pokaż co potrafisz.

New HeroesWhere stories live. Discover now