#2

2K 128 9
                                    

Steve

Kiedy wszedł do sali treningowej usłyszał tylko głuche uderzenia pięści i ciche sapanie. Natasha ze swoimi rudymi włosami luźno rozpuszczonymi wymierzała raz po raz moce ciosy manekinowi. Kobieta wydawała się całkowicie skupiona na treningu, zresztą jak zawsze. Steve lubił rozmawiać i żartować, kiedy ćwiczył. Romanoff była jednak całkiem inna. Ona pracowała w ciszy i skupieniu, maksymalnie koncentrując się na wykonywanym zadaniu.

- Nie tak ostro. - zawołał wesoło do swojej przyjaciółki. - Nie chciałbym, żebyś się tu zamęczyła.

Natasha skierowała na niego spojrzenie swoich niesamowicie zielonych oczu, a na jej twarzy pojawiło się coś, na kształt uśmiechu. Przestała uderzać i usiadła pod ścianą. Kapitan zbliżył się do niej i zajął miejsce obok. Kątem oka zauważył, jak Rosjanka stara się schować przed nim srebrną piersiówkę, która do tej pory leżała obok jej rzeczy. Steve nic nie powiedział, nie chciał znów kłócić się z Wdową.
Od śmierci Jules Natasha znów stała się małomówna i raczej ponura. Wszystkim dookoła starała się wmówić tę samą śpiewkę. Wszystko dobrze. Nie martw się. Te słowa powtarzała w kółko każdemu, kto ją o to zapytał. Do tego zaczęła pić. Steve już kilkanaście razy w ciągu ostatnich tygodni kłócił się z Natashą, ale kobieta nie słuchała go i puszczała jego rady mimo uszu.

- Jak ostatnia misja? - zagadnął Rogers, starając się ukryć w głosie nutę zawodu, który czuł w związku z Rosjanką.

Natasha wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się lekko. Kapitan wiedział jednak, że stara się tylko zatuszować schowaną wcześniej piersiówkę.

- Właściwie nienajgorzej. Dokładniej mówiąc to był tylko zwiad, ale miło że pytasz. A co u ciebie?

Kapitan nie powiedział Natashy o misji przydzielonej mu przez Marię. Wdowa była dość drażliwa jeśli chodziło o Matthew'a Haly'eja. Kobieta nie mogła pogodzić się ze śmiercią młodej przyjaciółki. Skutki tego odczuwali wszyscy mieszkańcy Stark Tower. Romanoff chodziła ciągle zdenerwowana, do tego była jeszcze niesamowicie drażliwa.

- Nic. Maria znów ma dla mnie jakieś głupie zadania.

- Ooo. Ktoś tu zaczyna się buntować. - prychnęła Natasha i klepnęła go w ramię. - Brawo Steve. Dojrzewasz.

Kapitan zaśmiał się cicho. Czasem Romanoff przypominała dawną siebie. Z czasów, kiedy Jules wciąż była wśród nich.

- Dobra, dobra. Nie musisz być niemiła.

Steve musiał przyznać, że wesoła Natasha, nawet jeśli była złośliwa to odpowiadała mu dużo bardziej niż ta smutna i pogrążona w żałobie. Wstał.
Podał rękę przyjaciółce, ale odmówiła i sama wstała. Kiedy Kapitan chciał już wychodzić obejrzał się przez ramię i spojrzał na Natashę niebieskimi oczami.

- Idziesz?

- Umm... Nie chyba jeszcze zostanę. Chcę potrenować. - mówiąc to nie patrzyła na mężczyznę.

Jako agentka kłamała doskonale, ale Steve znał ją od dawna i świetnie wiedział, kiedy mijała się z prawdą. Natasha nie będzie trenować, pomyślał. Znów będzie pić i płakać, kiedy nikt nie patrzy. Płakać za dziewczyną, którą kochała.

Wyszedł pozostawiając Rosjankę z własnymi myślami. Nie chciał zostawiać jej, ale nie potrafił też pomóc. Natasha sama musiała poradzić sobie z własnymi demonami. I z demonami Jules, które ta pozostawiła za sobą.

New HeroesTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon