#8

1.7K 112 3
                                    

Wanda

W pokoju było niesamowicie duszno, mimo że Wanda zrzuciła z siebie kołdrę. Steve chrapał cicho, a kilka kosmków blond włosów opadło mu na czoło. Maximoff podniosła się z łóżka, w którym została ulokowana razem z Rogersem. Kapitan zajmował niemal cały materac pozostawiając Wandzie niewiele miejsca. Usiadła na brzegu odgarniając włosy, które opadły jej na oczy i wstała. Spała tylko w koszulce i krótkich spodenkach pożyczonych jej przez Jules. Poprzedniego wieczoru zjedli razem kolację, ale atmosfera była raczej niezbyt przyjemna. Moore była raczej małomówna, a ani Steve ani Wanda nie próbowali zaczynać żadnej rozmowy. Do tego kobieta nie mogła oderwać wzroku od blizny na twarzy Jules.

Wanda wstała i rozprostowała ramiona. Przetarła zaspane nieco oczy i ruszyła do drzwi. Światło lamp ulicznych wpadało przez otwarte okna, dlatego w półmroku wszystko widziała. W salonie połączonym z kuchnią spała Jules. Rozłożyła się na całej długości kanapy. Kiedyś blond, a teraz brązowe włosy rozrzucone były po poduszce, a na twarz padało blade światło. Jules spała z lekko rozchylonymi ustami. Podczas snu ostre rysy jej twarzy łagodniały i sprawiały, że wyglądała na jeszcze młodszą. Światło księżyca uwydatniało i pogłębiało bliznę ciągnącą się przez cały policzek dziewczyny. Jej prawa ręka spoczywała delikatnie ułożona na boku Jules. Najwyraźniej zdjęła wcześniej metalową szynę odsłaniając rękę pokrytą bliznami. Sposób w jaki ułożyła swoje ciało przypomniał jej Natashę. Miały ten sam układ ramion, ten sam niby spokojny wyraz twarzy, ale Maximoff wiedziała, że mózg Jules nieustannie pracował przetwarzając informacje z zewnątrz. Była gotowa do ataku, gdyby było trzeba.

Wanda rozsiadła się wygonie na podłodze niedaleko kanapy i odchyliła głowę. Zamknęła oczy i próbując zasnąć wsłuchiwała się w spokojny oddech Jules.


***

Wanda nie wiedziała dokładnie co ją obudziło. Promienie słońca, wpadające przez otwarte okno czy zapachy, które dotarły do jej podświadomości. Otworzyła oczy i podniosła głowę zdziwiona. Znalazła się na powrót w łóżku, ale miejsce obok niej, które należało do Steve'a było puste. Uniosła się na łokciach do pozycji niemal siedzącej. Zmrużyła oczy w porannym słońcu, które po chwili przysłonił jej cień.

- Nie wiem jak, ale znaleźliśmy cię ze Stevem, kiedy spałaś na podłodze. Trzeba było mi powiedzieć skoro nie chciałaś spać z Rogersem.

Wanda uśmiechnęła się do Jules, bo to własnie ona była owym cieniem. Dziewczyna stała nieśmiało uśmiechnięta z talerzem pełnym naleśników. Na tacy, którą przyniosła leżał również kubek z herbatą, słoik z masłem orzechowym oraz buteleczka syropu klonowego. Moore podała jej tackę, a potem sama weszła do łóżka i usadowiła się obok Maximoff, opatulając się ciasno kołdrą. Wanda zauważyła, że prawą rękę miała na temblaku.

- Smacznego. - powiedziała Moore i sama zaczęła pochłaniać pierwszego naleśnika.

Wanda również zabrała się do jedzenia smarując swojego masłem orzechowym. Jules mruknęła cicho i oblizała palce.

- Chyba trochę je spaliłam. - stwierdziła.

- Moim zdaniem są bardzo dobre. - Scarlet Witch uśmiechnęła się do towarzyszki.

Jules westchnęła, kiedy drugi naleśnik zniknął w jej buzi i rozłożyła się wygodnie na miejscu Steve'a. Zamknęła oczy, podkładając sobie rękę pod głowę. Wanda spojrzała na nią przelotnie. Widziała tylko prawą stronę jej twarzy. Wyglądała.. tak jak wcześniej. Przez kilka chwil Wanda niemal całkiem zapomniała gdzie są. Wyobrażała sobie, że leżą razem w Stark Tower i jedzą śniadanie, jedno z tych podczas których Jules zaczynała opowiadać żarty, które usłyszała od Clinta, a wszystkie były tak samo słabe. W pewnym momencie wchodziła Natasha i dołączała do nich i choć zachowywała się raczej chłodno oraz niechętnie, to Wanda dzięki swojej mocy czuła emanujący od niej lecz hamowany entuzjazm i szczęście, a Maximoff była pewna, że Jules również to czuła.

- Też lubiłam tamte chwile. - powiedziała cicho Jules, a Wanda powróciła do rzeczywistości.

Spojrzała na dziewczynę dziwnie, ale uśmiechnęła się.

- Dobrze wiesz, że nie lubię, jak ktoś wchodzi mi do głowy.

Jules wydała z siebie dźwięk, coś pomiędzy westchnięciem, a cichym chichotem. Nie odpowiedziała i przez chwilę panowała cisza, ale atmosfera nie była tak napięta, jak podczas kolacji. Była to tego rodzaju cisza, która czasem zapadała pomiędzy obiema dziewczynami w Stark Tower. Nie potrzebowały słów, by się porozumiewać.

- Chciałam przeprosic. - Jules po jakimś czasie przerwała ciszę. - Za wczoraj. Nie powinnam była się tak zachowywać. Chyba po prostu byłam zaskoczona waszym pojawieniem się. Ale naprawdę nie mam nic przeciwko waszej obecności.

Zaśmiała się cicho, ale raczej niezręcznie. Wanda odszukała pod kołdrą jej rękę i ścisnęła ją lekko. Jules odwzajemniła uścisk, bowiem była to sprawna ręka dziewczyny.

- Jules, wiesz że nie musisz za nic przepraszac.

- Muszę. - głos dziewczyny spoważniał i stał się dziwnie ochrypły. - Muszę przeprosić was wszystkich. Bo mam za co.

Zabrała rękę i wstała. Przeczesała włosy i zaczęła zbierać tackę. Wanda również wstała.

- Tak właściwie to gdzie jest Steve?

Jules zmarszczyła brwi, jakby pytanie Wandy nie dotarło do niej w pierwszej  chwili. Maximoff już w nocy próbowała dostać się do umysłu dziewczyny, ale Moore dobrze ją blokowała. Nawet podczas snu.

- Zdaje się, że poszedł pobiegać. - odpowiedziała dopiero po chwili. - Wiesz jaki jest Rogers. Nie darowałby sobie spadku kondycji.

Wanda zaśmiała się. Atmosfera znów zrobiła się przyjemna, o ile przyjemną można nazwać rozmowę z do niedawna martwą przyjaciółką. Maximoff pomogła Jules pozbierać talerze i kubki. Dziewczyna z początki protestowała argumentując swoje słowa tym, że Wanda jest jej gościem, ale kobieta doskonale zdawała sobie sprawę z prawdziwej przyczyny. Moore nie chciała dać po sobie poznać, że nie radzi sobie najlepiej. Chciała pokazać, że panuje nad wszystkim.

- Jules. - zawołała za nią Wanda, kiedy dziewczyna była już w drzwiach z tacą w rękach.

Brunetka odwróciła się i spojrzała przez ramię na Avengerkę. Blizna na twarzy Moore wykrzywiła się lekko.

- Tak?

Wanda wzięła głęboki oddech, a następnie powiedziała, bojąc się reakcji Jules. Nie chciała znów się kłócić.

- Naprawdę się cieszę, że żyjesz.

Wbrew jej oczekiwaniom Jules tylko uśmiechnęła się półgębkiem.

- Ja też Wando. Ja też.

New HeroesWhere stories live. Discover now