#26

1K 62 16
                                    

Czuła się zaskakująco dobrze. Sama nawet nie spodziewałaby się, że może czuć się aż tak dobrze. Nawet ubrała się lepiej niż zazwyczaj. Zamiast dresów i bluzy założyła jeansy i sweter, a włosy zostawiła rozpuszczone. Nie miała ochoty męczyć się z małą gumką do włosów, a związywanie ich ostatnio nie było jej ulubioną czynnością. Metalowa proteza z pewnością nie pomagała w tak drobnych do zrobienia rzeczach.

Jules była czysta od dwóch dni, a z każdym momentem czuła się coraz lepiej. Jednak na początku było jej ciężko. Próbowała skupić się na czymkolwiek innym: treningach z Natashą albo Stevem, graniu na konsoli z Clintem, a nawet na słuchaniu wywodów Tony'ego na temat mechaniki i techniki użytych w nowych zbrojach (wtedy naprawdę żałowała, że była czysta). Czasami po prostu siedziała zamknięta we własnym pokoju przy zasłoniętych roletach, byleby tylko nikt z drużyny nie widział jej napadów i potu, który spływał po plecach w godzinach spędzonych na walce z własnym umysłem. Teraz było już lepiej. Dalej czuła głód, ale drgawki powoli zaczynały przechodzić, podobnie jak powtarzające się coraz rzadziej napady złości, smutku i euforii. Była psychicznie i fizycznie zmęczona samą sobą, ale dawała radę. Dodatkowo Jules była z siebie niesamowicie dumna, że wreszcie udało jej się odstawić morfinę, że dawała sobie radę. Dawała radę.

*

Weszła do jadalni i uśmiechnęła się szeroko do zebranych. Natasha spojrzała na nią z uniesionymi brwiami, ale Jules zdążyła zobaczyć cień uśmiechu zanim kobieta opuściła głowę.

- Coś się stało? - Stark spojrzał na nią znad tabletu.

Jules prychnęła i pokręciła głową. Podeszła do blatu i sięgnęła po kubek z szafki.

- Czemu coś miało się stać? - rzuciła przez ramię, nie patrząc na Starka.

- Dzień dobry wszystkim. - Steve i Wanda przekroczyli próg pomieszczenia.

Jules obróciła się i obdarzyła ich uśmiechem. Przy okazji dostrzegła jak Rogers patrzy na Natashę i oboje posyłają sobie delikatny uśmieszek. Czyli jednak coś było między tą dwójką, coś co zaczęło się, kiedy jej nie było. Dlaczego zawsze musiała najlepsze przegapić?

Wzięła do ręki dzbanek z kawą i zaczęła nalewać sobie do kubka. Ale nie mogła. Czuła jak ręce jej się trzęsły, czuła jak nie może do końca zapanować nad własnym ciałem. Chwyciła mocniej dzbanek w nadziei, że przejdzie, ale nic z tego. Dłonie trzęsły jej się tak mocno, że nie umiała nawet wcelować do kubka. Dlatego trochę kawy wylało się na blat, przy okazji brudząc jej przód swetra. Jules odstawiła dzbanek z głośnym brzdękiem, głośniej niż zamierzała. Czuła na sobie wzrok skupionych, ale nie odwracała się do nich. Zamiast tego zaśmiała się sztucznie i szybko powycierała kawę z blatu ścierką. Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się szeroko do drużyny.

- Właściwie to nie będę teraz jeść. Przypomniało mi się, że mam coś do zrobienia.

Chyba gorszego kłamstwa już nie umiała wymyślić. Ale nie miała teraz ochoty zaprzątać sobie głowy jeszcze tym. Kiwnęła Natashy udając wyluzowanie i wyszła pewnym krokiem, jakby nic się nie stało, z głową uniesioną ku górze. Kubek pełny do połowy zostawiła na blacie.

*

Wiatr rozwiewał jej włosy, kiedy siedziała na dachu Stark Tower, z nogami wyciągniętymi przed siebie i głową odchyloną do tyłu. Nie odwróciła się nawet słysząc za sobą szmer kroków Natashy. Doskonale wiedziała, że to ona, bo choć kobieta nie wydała z siebie żadnego dźwięku, Jules potrafiła rozpoznać ją nawet po krokach. Westchnęła.

- Skoro tu siedzę, to chyba znaczy, że chcę być sama. - powiedziała dalej się nie odwracając.

Natasha usadowiła się obok niej po turecku. Zaczęła bawić się rąbkiem swojej koszulki. Była na nią nieco za duża i Jules była niemal w stu procentach pewna, że nie należała do Romanoff. Milczały, siedząc ramię w ramię. O dziwo na dachu było zaskakująco cicho i spokojnie. Słońce dopiero przebijało się przez ciężkie chmury wiszące nad miastem, z których w każdej chwili mógł spaść deszcz. Jules czuła się podobnie. Niestabilna i niepewna.

New HeroesWhere stories live. Discover now