#30

856 67 5
                                    

Jak zawsze musiała wypaplać coś za wcześnie.

Kiedy tylko wyjechali na ulicę, która szła równolegle do tej, z której właśnie zjechali Jules gwałtownie zahamowała. Nie zważała nawet na to, że stali na środku jezdni. Leo musiał zaprzeć się mocno w fotelu, żeby nie polecieć do przodu. Spojrzał na nią z wyrzutem, ale ona była zbyt zdenerwowana, żeby zwracać uwagę na jego miny. 

- Wysiadamy. Znajdziemy inny samochód. Ten jest już spalony, wszyscy nas rozpoznają. 

Leo skinął głową i otworzył drzwi, żeby wyjść. W tym momencie auto jadące zza nich przemknęło po stronie pasażera, a drzwi z głośnym łoskotem wylądowały kilka metrów przed nimi. Jules przeklnęła głośno i spojrzała na przerażonego chłopaka. 

- Może jednak nie wysiadaj. 

- Jules - jęknął chłopak, pokazując przed siebie. Dziewczyna spojrzała w tamtą stronę i zareagowała instynktownie. 

Złapała go za przód koszulki i pociągnęła gwałtownie w dół tak, że Leo niemal uderzył głową w deskę rozdzielczą. Rozległy się strzały i w zagłówkach, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się ich głowy, widniały teraz tylko głębokie dziury po kulach. Jules lewą ręką zasłaniała swoją głowę, a prawą, tą z protezą, zasłoniła Leo, w razie gdyby jakieś zbłąkane kule jednak zdołały ich dosięgnąć. 

- Zostań tak - krzyknęła, próbując przekrzyczeć strzały, które wciąż nie ustawały. 

- Co ty robisz?

Dziewczyna jednak nie miała zamiaru już dłużej go słuchać. Dalej pochylona wróciła na poprzednie miejsce, za kierownicę. Gwałtownie cofnęła i natychmiast po tym wykręciła, zawracając. Leo rękami próbował wymacać cokolwiek, czego mógłby się złapać. W końcu postanowił po prostu trzymać się pasa i modlić, żeby na Jules nagle spłynęły jakiekolwiek umiejętności, bo trzeba było jej przyznać, że jeździła fatalnie. Docisnęła gaz do dechy i Leo był pewny, że wskazówka prędkościomierza przekroczyła dwieście. 

W końcu mógł się wyprostować. Całe ciało bolało go od niewygodniej pozycji, a przede wszystkim od napięcia i zdrętwienia. Popatrzył na dziewczynę. Żyli. Oboje jakimś cudem żyli i nawet nie byli tak pokiereszowani, jak można by się spodziewać. 

- Wiedziałam, że nas znajdą. Wiedziałam, cholera jasna - Jules waliła ręką w kierownicę, krzycząc na całe gardło. 

Leo nie odzywał się, dalej wciąż zaskoczony i przerażony, żeby wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk. Julien uratowała mu życie. Uratowała go przed zostaniem ludzką tarczą. Prawdopodobnie, gdyby nie ona, teraz jego ciało wyglądałoby jak sitko. 

- Mój samochód. Mój piękny samochodzik - Jules nie zamykała buzi odkąd ponownie ruszyli, ale Leo nie miał zamiar jej przeszkadzać. Dopóki ona mówiła, on mógł się uspokoić i zająć własnymi myślami. 

Faktycznie, samochód nie wyglądał najlepiej. W przedniej szybie widniały dziury po kulach i Leo dziwił się, że jeszcze się trzymała. Na jego oko szyba już dawno powinna pęknąć. Jules wychyliła się i prowadziła w dziwnej pozycji, bo nie było niemal nic widać przez siateczkę pęknięć.

- Sięgnij do tyłu. Pod moim fotelem jest torba.

Dopiero po chwili uświadomił sobie, że te słowa skierowane były do niego. Odpiął pas i wygiął się, macając dłonią pod siedzeniem dziewczyny, aż natrafił palcami na materiał torby. Stęknął cicho, bo była naprawdę ciężka, ale w końcu udało mu się położyć sobie pod nogami. 

- Otwórz i sprawdź jaki mamy zapas. 

Leo zmarszczył brwi, ale wykonał jej polecenie. Rozsunął suwak i zajrzał w jej zawartość. Przynajmniej cztery pistolety, dwa granty ręczne i kilkanaście sztuk amunicji. Przeliczył wszystko na głos, ale Jules mimo wszystko nie była do końca zadowolona.

New HeroesWo Geschichten leben. Entdecke jetzt