#22

1.2K 80 2
                                    

Jules siedziała w samochodzie i obserwowała. Czekała pod budynkiem liceum już dobre dwie godziny i była niesamowicie zmęczona. Nie dość, że ostatnio nie spała zbyt dobrze, to do tego musiała wstać dzisiaj wcześniej żeby dojechać z Nowego Jorku do Waszyngtonu. Nie mogła jednak narzekać, bo sama wymyśliła i przydzieliła sobie tą misję. Chodziło o jej życie i jej prywatne sprawy, dlatego drużynie nie powiedziała o niczym poza tym, żeby nie czekali na nią z kolacją. Upiła łyk kawy, którą kupiła wcześniej na stacji benzynowej, jednak napój zdążył już wystygnąć. Jules potarła dłońmi i odpaliła samochód, żeby nieco nagrzać wychłodzone już wnętrze pojazdu. Usłyszała dzwonek i po chwili uczniowie powoli zaczęli wysypywać się ze szkoły. Jules czekała, aż większa część z nich pójdzie, po czym wysiadła z samochodu. Wsadziła ręce do kieszeni i przeszła na drugą stronę jezdni.

Wysoki chłopak z kapturem na głowie, spod którego wystawały ciemne loki, wyszedł przez główne wejście i ruszył niespiesznie w przeciwnym kierunku, jak wszyscy inni. Jules ruszyła za nim zachowując odpowiedni dystans, tak jak uczyła ją Natasha. Szli tak może pięć minut, kiedy to chłopak skręcił w boczną uliczkę. Jules oparła się o ścianę i wychyliła się nieco ponad róg, żeby wszystko dobrze widzieć. Ciemnowłosy właśnie podchodził do mężczyzny, który czekał na niego w uliczce. Rozmawiali przez chwilę, ale z tej odległości Moore nie mogła usłyszeć ich słów zwłaszcza, że obaj szeptali między sobą. Najwyraźniej nie mieli ochoty być zauważeni w swoim towarzystwie patrząc po tym, gdzie się spotkali. Chłopak wręczył mężczyźnie kopertę, a ten dał mu małe zawiniątko i wtedy Jules nie miała wątpliwości co do tego, co właśnie widzi. Uśmiechnęła się pod nosem. Rozmawiali jeszcze chwilę, po czym uścisnęli sobie ręce i mężczyzna odszedł zostawiając chłopaka samego. Jules wyszła zza rogu i zaczęła spokojnie iść w jego stronę.

- Nie szkoda ci pieniędzy na zioło?

Chłopak odwrócił się spłoszony. Spojrzał na nią niebieskimi oczami i stał chwilę wpatrzony po czym odwrócił się na pięcie i zaczął biec. Jules szybko dogoniła go łapiąc za rękę i popychając na ścianę. Przygniotła go swoim ciałem do ceglanej powierzchni, a wolną ręką sięgnęła do jego kieszeni, wyciągając woreczek z kilkoma skrętami. Parsknęła i spojrzała na niego rozluźniając uścisk.

- Tego się po tobie nie spodziewałam, Leonardzie. Czy twój tatuś wie co robisz po szkole?

Chłopak uśmiechnął się szeroko i wyluzował się. Wtedy Jules puściła go i odsunęła się tak, żeby nie stali zbyt blisko siebie.

- Julien. - powiedział cichym głosem. - Nie sądziłem, że zobaczę cię jeszcze żywą.


*


Siedzieli w ciepłym samochodzie. Leonard opierał się wygodnie o zagłówek fotela z rękami w kieszeniach. Czarne włosy, nieco już za długie, opadały mu na czoło i szyję. Nie mówił zbyt wiele, co było do niego nie podobne i Jules zaczynała czuć się nieswojo. Właściwie czuła się tak od momentu, kiedy wyszedł ze szkoły. Nie widziała go od prawie dziesięciu lat i sama świadomość tego, że siedział teraz obok niej była przytłaczająca. Ale nie mogła powiedzieć, że się nie cieszy.

- Nie mogę uwierzyć, że żyjesz.

Mówiąc nie patrzył na nią, ale wpatrywał się przed siebie, zamyślony. W dzieciństwie też tak często zamierał. Mógł siedzieć godzinami myśląc o czymś, podczas gdy Jules próbowała go rozweselić i zwrócić na siebie jego uwagę, skacząc dookoła i krzycząc.

- Jak widzisz trzymam się nieźle.

Wtedy na nią spojrzał. Leonard Danvis miał ten kolor oczu, w którym dziewczyny zakochiwały się od razu, gdy tylko go dostrzegały. Sam też był bardzo przystojny, ale to właśnie oczy sprawiały, że nie można było oderwać od niego wzroku. Leonard był perfekcyjny, z nieskazitelnie białą skórą, nienaznaczaną żadną blizną. A Jules... ona była poraniona, a jej skóra tonęła w siniakach i starych szramach. Czuła się przy nim źle, bo zdawała sobie sprawę z tego, jak niedoskonała była. Leo sunął wzrokiem po jej twarzy zatrzymując go chwilę dłużej na bliźnie, którą rano Jules starała się okryć pod makijażem, ale niewiele jej to pomogło. Uśmiechnęła się ironicznie.

- Podoba ci się? - zapytała cicho, unosząc jedną brew w górę.

- Dużo bardziej podoba mi się twoja robo-ręka.

Jules zaśmiała się. Naprawdę. Szczerze. Bo Leo zawsze potrafił ją rozśmieszyć. Sprawiał, że czuła się szczęśliwa i na swoim miejscu. A mało kto potrafił sprawić, że tak się czuła.

- Właściwie to dlaczego zawdzięczam tą wizytę?

Wiedziała, że kiedyś o to spyta. Nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości, ale szczerze mówiąc miała nadzieję, że nastąpi to jak najpóźniej. Jules nie lubiła odpowiadać na pytania. Lubiła je zadawać i słuchać odpowiedzi. Ale nie ich udzielać. Zwłaszcza, kiedy wymagały od niej poruszenia drażliwej kwestii, jaką była jej przeszłość. I Leo o tym wiedział.

- Bo nie przyjechałaś po prostu zobaczyć się z dawnym przyjacielem, prawda Julien?

- Dobrze wiesz po co przyjechałam. - powiedziała cicho patrząc mu prosto w oczy.

- Wiem? - Leo uniósł brwi. Jules nienawidziła jego gierek, których ofiarą padała tak często. Zaczynała się zastanawiać, czy przyjeżdżanie tutaj nie było po prostu jednym wielkim błędem. Ale to już było przesądzone. Skoro zaczęła, musiała doprowadzić tą sprawę do końca.

- Muszę porozmawiać z twoim ojcem. O pożarze.

Leo jęknął i odchylił się na oparcie. Jules dalej na niego patrzyła, kiedy kręcił głową. Przetarł twarz dłonią.

- Po co to ruszasz, J? Po co do tego wracać. Patrz w przód, zamiast ciągle spoglądać w przeszłość. Zacznij wreszcie żyć.

Jules poczuła jak wzbiera się w niej złość. Zacisnęła szczękę.

- Ktoś zamordował moich rodziców, Leonardzie. A ja mam zamiar dowiedzieć się kto. Jestem już tak blisko rozwiązania, ale potrzebuję jeszcze jednej rzeczy, czyli tego co wie twój ojciec. Jeśli nie chcesz mi pomóc, w porządku. Zajmę się wszystkim sama, jak zawsze. A jeśli chcesz mi pomóc, to zaprowadź mnie do swojego ojca. Zadam tylko kilka pytań, a potem zniknę z waszego życia na zawsze. To tylko twoja decyzja, czy chcesz mi to utrudnić, Leo.

Chłopak spojrzał na nią zrezygnowany. Wiedział, że tą walkę już przegrał. Kiwnął wolno głową, na znak zgody.





Przepraszam, że rozdział tak późno, ale Wattpad ostatnio wariuje i nic nie da się zrobić. Mam nadzieję, że szybko to naprawią i będę mogła już normalnie wstawiać rozdziały.

New HeroesWhere stories live. Discover now