#41

716 48 1
                                    

Leo wszedł do pokoju i od razu skierował się do kuchni. Przez chwile szukał w szafkach czegokolwiek, co mógłby zjeść, aż w końcu, nie mogąc wybrać między krakersami a ciastkami, wziął i to i to. Kiedy nalewał sobie soku do szklanki, do kuchni wszedł Steve w towarzystwie Wandy. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego, a Leo poczuł, jak coś ściska go za serce. Wszyscy w wieży byli dla niego tacy mili, witali go z uśmiechem na ustach, jakby już był jednym z nich. A jednak wciąż czegoś mu brakowało. Kogoś. I doskonale wiedział kogo. Mimo że miał pewność, że Julien nic nie jest i jest bezpieczna, wciąż nie mógł przestać o niej myśleć. I martwić się przy okazji. Po prostu nie potrafił.

- Gdzie jest Natasha? - zapytał Steve, nalewając sobie i Wandzie kawy z dzbanka.

Leo spojrzał na niego i wzruszył ramionami.

- Nie wiem, wychodziła gdzieś wczoraj wieczorem, ale nie mówiła gdzie. Powiedziała tylko, że musi jechać coś sprawdzić i niedługo wróci.

- I jeszcze nie wróciła? - W głosie Wandy brzmiała dziwna nutka.

Leo oderwał się na chwilę od jedzenia. Faktycznie, nie widział jej odkąd wyszła, ale nie wcześniej nie widział powodu do obaw. Natasha miała tendencję do znikania i niemówienia nic nikomu. Pokręcił głową. Steve zmarszczył brwi i wyjął telefon z tylnej kieszeni. Przez chwile coś w nim klikał, a potem wybrał numer.

- Nie odbiera - powiedział, rozłączając się. - Jej telefon w ogóle się nie zgłasza. Napewno nie mówiła gdzie idzie?

Leo pokręcił głową ze smutkiem. Widział przejęcie na twarzy Steve'a, ale nie dziwił mu się. On też bardzo martwił się o Julien, potrafił go doskonale zrozumieć. Podszedł do niego i poklepał po ramieniu. Zerknął ukradkiem na Wandę, która również nie była w najlepszym nastroju.

- Napewno nic jej nie jest. Znasz Natashę, potrafi o siebie zadbać jak nikt inny.

***

Natasha przez chwilę naprawdę myślała, że nie żyje. Jednak w momencie, kiedy jej ciało przeszył ostry ból już widziała, że jest wręcz odwrotnie. Jakim cudem przeżyła? Nie widziała. Ale jedno było pewne. Bolała ją każda najmniejsza cześć ciała. Nawet przy braniu oddechu czuła, jak palą ją żebra. W tamtym momencie doszła do wniosku, że chyba wolała zginąć podczas upadku. Nie miała jednak aż tyle szczęścia.

Otworzyła oczy i odrazu tego pożałowała. Miała wrażenie, że ból rozsadzi jej czaszkę. Chciała złapać się za głowę, ale gdy tylko wykonała ruch ręką poczuła, że ma je związane. Chwile jej zajęło nim zdążyła w pełni zorientować się w sytuacji, w której się znalazła. Ręce miała spięte  za grubą, metalową rurą. Pomieszczenie było raczej sporej wielkości, ale nie mogła tego w pełni ocenić, bo paliła się zaledwie jedna mała lampka. Ubranie miała w wielu miejscach podarte, a do tego brudne od kurzu i własnej krwi.

- Naprawdę mogliśmy porozmawiać spokojnie, zamiast rzucać się w tamtą dziurę, wiesz?

Natasha uniosła spojrzenie na chłopaka, który stał w bezpiecznej odległości od niej, chociaż sama Natasha była przekonana, że nawet nie miałaby siły nic mu zrobić. O ile nie potrzaskała sobie kręgosłupa. Miała poważne problemy ze skupieniem uwagi na dłużej niż minutę.

- Zamknij się - jęknęła, bo pękała jej głowa.

Chłopak uśmiechnął się złośliwie i przyklęknął, przyzywając się nieco bliżej. Natasha przez chwile naprawdę zastanawiała się nad skręceniem mu karku, ale i tak była pewna, że skrępowane ręce mogły stanowić mały problem. Wyciągnął rękę, ale widząc jej spojrzenie, znieruchomiał. Odczekał chwile i znów wykonał ruch. Przestawił jej do ust butelkę wody, a Natasha upiła kilka łyków przez obolałe gardło. Chłopak odszedł kawałek dalej i zaczął coś robić przy stole. Był do niej odwrócony tyłem. Natasha spróbowała podsunąć się nieco, bo zdążyły jej już zdrętwieć ręce. Syknęła głośno, gdy okropny ból przeszył jej bok. Spojrzała w dół. Krew na jej koszulce była zdecydowanie świeża. Chłopak odwrócił się i spojrzał w to samo miejsce co ona wcześniej. Przez jego twarz przebiegł dziwny wyraz, którego jednak Natasha nie potrafiła odgadnąć.

New HeroesWhere stories live. Discover now