Am I psycho or bipolar?

4.1K 529 153
                                    

  -Błagam, ty nie mów mi nic o równości- powiedział Kook, mając przerzucone nogi przez ramię kanapy- Wy kobiety się tak rządzicie, że szkoda o tym nawet gadać. Ale załóżmy, że uznaje twoje wcześniejsze argumenty i jesteśmy równi.


-My?!- wrzasnęłam- Przez równy tydzień raz w miesiącu zalewa mnie krew, a jak czasem widzę, co robisz to nawet częściej. I ty mi mówisz, że jesteśmy równi? Twoje pieprzone fanki dałby ci gwiazdkę z nieba. DOSŁOWNIE! Masz jebany kawałek księżyca! A wiesz, co ja mam?- zatrzymałam się na chwilę w akcie desperacji- Ja mam kurwa załamanie nerwowe i oponkę na brzuchu. To jest mój życiowy dobytek.

-Zacznijmy od tego, że nie Księżyc, tylko gwiazdę i nie kawałek, tylko całą. Więc nie przesadzaj.

-Ja zaraz przesadzę, ale ciebie do grobu!

-Nie, naprawdę Gosia dramatyzujesz - wtrącił się Hoseok- Jesteśmy idolami tak po prostu jest.

-A ty się zamknij, ty na urodziny dodałeś rolex'a i sześć telewizorów.

-O co wy się tak kłócicie? - do pokoju wszedł rozespany Jin, przecierając oczy dłonią.

-O równo uprawnienie- machnął ręką Kook, jakby moje słowa były tylko niepotrzebnym hałasem.

-Którego nie ma - poprawiłam go, akcentując moje słowa kopnięcie w kanapę.

A on podniósł się na przedramionach i zgromił mnie spojrzeniem, ponieważ przed chwilą za sprawą mojego kopniaka telefon uderzył o jego twarz.

-Dokładaj się połowę do czynszu, to porozmawiamy o równouprawnieniu- Jin założył ręce na klatce piersiowej.

W swojej pudroworóżowej, flanelowej koszulce, wyglądał dość uroczo, gdyby nie jego brew, która powędrowała tak wysoko, że schowała się pod kruczoczarną czupryną.

-Masz rację, przepraszam - szepnęłam zażenowana, poczuciem winy.

-A teraz w zadość uczynieniu pójdziesz ładnie do sklepu i kupisz mi rzeczy z listy - powiedział, podając mi kartkę, która uprzednio leżała na stole.

-Uważaj, bo odgryzie ci rękę razem z tą kartką- zaśmiał się Kook, dalej bawiąc się telefonem.

-Daj już jej spokój - szturchnął go w ramię Hoseok.

-Pójdę- powiedziałam, zabierając kartkę.

Nie mogłam się powstrzymać, więc podeszłam do kanapy i wtrąciłam mu telefon z ręki tak, że ten ponownie uderzył o jego twarz.

-Idiotka - usłyszałam tylko za sobą.

Wyszłam na korytarz i wykopałam ze sterty obuwia te należące do mnie. Jednak, gdy spojrzałam na wieszak uginający się pod naporem kurtek, postanowiłam wziąć tą, która najbardziej rzucała się w oczy. Od razu wsunęłam kartkę do kieszeni i zapięłam jej zamek. Zanurkowałam twarzą w zimnym materiale, aby rozgrzać go swoim oddechem.

Kochałam ten klimat, kolorowe neony oświetlały przestrzeń zachodzącą granatowym odcieniem wieczoru. Pomimo późnej godziny zadawało się, że Seul dopiero teraz zaczął ożywać i tętnic innym emocjami. Wchodząc do małego sklepiku, skinęłam na powitanie grubszemu panu za kasą, z którym już prawie byłam na ty. Pakowałam składniki do koszyka, ale dopiero patrząc na półki, oddalone ode mnie trzy kroki zorientowałam się, że zapomniałam okularów. Nie chciałam się do nich przyzwyczajać, wolałam siebie bez nich. Jednak funkcjonowanie z moją wadą wzroku bez okularów było co najmniej potwornie uciążliwe, jak nie wręcz niewykonalne.

-Kapusta, ser - wyliczałam - Co ona tam jeszcze chciał?- sięgnęłam do kurtki i wyciągnęłam z niej jakieś papiery.

Spojrzałam na pozginane świstki, po chwili dochodząc do wniosku, że są to paragony ze sklepu elektronicznego. Włożyłam je z powrotem do kieszeni, a przeszukując całą kurtkę, natknęłam na coś twardego w kieszeni na klatce piersiowej. Rozsunęłam ją, a ze środka wyciągnęłam zamszowe pudełeczko. Wiedziałam, co w nim jest. Jednak, aby utwierdzić się w tym, otwarłam pudełko. W środek mocno wciśnięty był ogromny brylantowy pierścionek. Zdecydowanie nie należał on do skromnych. Spojrzałam na rękawy kurtki, próbując sobie, przypomnieć do kogo ona należy. Jednak chłopakom zdarzało się od czasu do czasu mieć ten sam gust, zwłaszcza jeśli chodziło o kurtki zimowe. Wsunęłam nos w kołnierz, próbując rozpoznać ją po zapachu, jednak nie za wiele mi to pomogło. Tak więc postanowiłam przeszukać resztę kieszeni i tak w jednej znalazłam kartę kredytową, na której widniało imię i nazwisko:

Jeon Jungkook.

Tak w jednej sekundzie wszystko wydawało się jakby bardziej rozmazane. Zamknęłam pudełko i szybko schowałam je do kieszeni, jakby paliło moje opuszki, jednak, nawet gdy opakowanie zniknęło, ból nie ustępował. To był najgorszy moment w moim życiu, moment, w którym doszło do mnie, że przegrałam, zdecydowanie, oddałam tę walkę.

Przez chwile gapiłam się w kafelki, wiedząc, że nie zrobię niczego sensownego. Dopiero głos sprzedawcy, oderwał mnie od rozmyślań. Nie wiem, jak to zrobiłam, ale zgarnęłam z pułki jakieś rzeczy i zapłaciłam, wracając do domu.
Otwarłam drzwi.
Odwiesiłam kurtkę.
Ściągnęłam buty.
Weszłam do kuchni.
Wykonywałam czynności, ale bez własnej ingerencji, po prostu je robiłam.

-Dziękuję - usłyszałam Jina - Miał być tarty ser- spojrzał na mnie - i nie prosiłem o makrele.

Uniosłam wzrok, nawet nie poczułam się zmieszana. Skinęłam tylko głową.

-Coś się stało? - w jego głosie wyczuwalna była troska.

Hoseok i Kook aż podnieśli wzrok zaciekawieni.

-Ja? Nie, wszystko gra.

-Co wykupili twoje ulubione ciastka?- zażartował Kook.

Spojrzałam na niego.

Nagle w tej jednej sekundzie zdążyłam zwrócić uwagę na każdy jego szczegół. Ciemne włosy ułożone byle jak, okrągły nos i oczy, w których żarzyły się czarne węgliki. Blizne na policzku, drobny pieprzyk na brodzie. Tak naprawdę mój mózg przywołał sam sobie jego obraz ten, który tak dokładnie wyrył się w mojej głowie. Jakby sam starał się zapisać tę postać, jako coś związanego z bólem.

Spuściłam wzrok i poszłam do swojego pokoju.

Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Przysunęłam nadgarstek do ust i wgryzłam się w niego z całej siły, tak, że zabolały mnie zęby i trzymałam, dopóki nie zaczęła drętwieć mi dłoń. Opuściłam ją bezwładnie na udo.

-Jesteś beznadziejna.  

WE ARE BOYSحيث تعيش القصص. اكتشف الآن