Yours pain hurts me like the deepest cuts

5.8K 677 104
                                    

  Przeciągnęłam się w łóżku, a potem nastąpiło głośne chrupnięcie kręgosłupa, malujące moją twarz obrzydzeniem. Spałam dużo, można by powiedzieć, że nawet za dużo. Od rana do nocy byłam pogrążona w letargu sennym, gubiąc kontakt z rzeczywistością. Miałam wrażenie, jakbym to ja rodziła całą noc, a nie moja przyjaciółka. Z nadmiaru względnego odpoczynku, obudziłam się godzinę przed budzikiem. Co nie zdarzało mi się nigdy.

Bałam się powrotu do redakcji, moje elastyczne godziny pracy były bardzo nadwyrężone.
A wczorajszy telefon od Shwona Mina zasiał we mnie ziarno paniki, które już dzisiejszego dnia rozrosło się do sporego rozmiaru drzewa. Kiedy w słuchawce usłyszałam chropowaty, bezbarwny głos, zamarłam, a pytanie ''Kiedy mam zamiar łaskawie przyjść do pracy?'' sprawiło, że moje serce zabiło mocniej. Dziwiłam się, że jeszcze nie wyleciałam na zbity pysk..
Jednak po tak intensywnym tygodniu trudno było mi wrócić do normalności. Straciłam przyjaciółkę, a ktoś inny zyskał dwa nowe życia, ogrzewające jego serce. Ale czy ktoś, kto odchodzi tak szybko, jest wart nazwania się przyjacielem?
My ludzie mamy skłonności do bezsensownego kłapania jadaczką. Mówiąc głupoty i utwierdzając innych, w tym, że słowa będące czymś ważnym, stają się jedynie zlepkiem liter. Mówimy "kocham cię", na dzień dobry, na do widzenia, nazywamy przyjaciółmi ludzi, których nie znamy. Ale taki już nasz urok.

Ruszyłam do kuchni, by nastawić wodę na herbatę. Moje głębokie rozmyślania na temat wrzątku rozproszył, nagły hałas w korytarzu. Ktoś ewidentnie i bardzo nieudolnie próbował ukryć swój powrót do domu. Postanowiłam sprawdzić, kto jest tak niepełnosprytny. Jak duże było moje zdziwienie, gdy zamiast Jungkooka, na korytarzu napotkałam zataczającego się Hoseoka.

-Gdzie byłeś przyjemniaczku?- zapytałam, opierając się o framugę drzwi.

-Byłem u mojej kobiety- wybełkotał niezrozumiale, prawie się przy tym wywracając.

-Jesteś pijany?!- wykrzyknęłam półszeptem, dostrzegając jego nietrzeźwe spojrzenie- Matko- podbiegłam bliżej, w ostatniej chwili łapiąc go za łokieć, tym samym chroniąc przed upadkiem.

Spojrzałam na jego skwaszoną minę i zaprowadziłam do pokoju, który dzielił z Kookiem. O dziwo, wspomniany wcześniej chłopak leżał grzecznie w swoim łóżeczku, a jedyne co mogłam zobaczyć, to jego nagie plecy. Kook ostatnimi czasy stał się za bardzo posłuszny. Może w końcu zaczął się starzeć?

Popchnęłam Hobiego na łóżko i spojrzałam na ten marny obraz nędzy i rozpaczy przed sobą, a za plecami usłyszałam szelest pościeli.

-Słońce co się dzieje? - zapytałam, klękając na kolano przed śpiącym pijakiem - Czemu doprowadziłeś się do tego stanu?- pytałam bardziej siebie, niż jego - Dobra, rozbieramy się - klepnęłam go w twarz.

Złapałam za krańce jego koszulki i pociągnęłam w górę, tak aby cały świat mógł zobaczyć szczupły brzuch, który zdobiły delikatne mięśnie. A następnie rozpięłam jego spodnie, ścigając je z wąskich bioder, niestety przez ich opiętość, zauważyłam, że ściągam z niego nie tylko spodnie, a także bokserki. Zaklęłam pod nosem i szybko naciągnąłem bieliznę, za nim cokolwiek wyszło na światło dzienne.

-Co ty robisz?- usłyszałam za sobą senny głos Kooka.

-Hobi chyba się źle czuje- zerknęłam na niego przez ramię.

Małe, zaspane oczka dokładnie obserwowały moje ruchy, a kompletny bałagan na głowie połowicznie zasłaniał twarz, na której odbił się jeszcze kształt poduszki, co sprawiało, że wyglądał niczym zagubiony dzieciak, szukający mamy w sklepie. Jednak tego samego nie mogłam powiedzieć o jego ciele, które okalały jedynie luźne bokserki.

-Dlatego go rozbierasz?- zapytał, przecierając twarz ręką, przez co mogłam zobaczyć kilkanaście czerwonych punkcików na jego twarzy.

Czemu, kiedy mnie atakował trądzik, miałam ochotę wydrapać sobie twarz? A gdy widziałam jego w stanie rozkładu, twierdziłam, że w sumie to dodaje mu męskości.

-Chyba sobie popił - kątem oka zobaczyłam, jak Hobie lekko się unosi i zesłania usta dłonią- Leć po miskę! - krzyknęłam w stronę Kook, który w sekundzie zerwał się z łózka- Poczekaj chwile! Nie wymiotuj jeszcze!- gładziłam przyjaciela po plecach, a sekundę później pojawiła się obok mnie miska.

Podstawiłam ją od razu pod łóżko, a Hobie tylko właśnie na to czekał, pochylił się i w wyrzucił z siebie całe zło.

-Pójdę po wodę - powiedział Kook, idąc do kuchni.

-Lepiej?- zapytałam, gdy umierający chłopak uniósł głowę, a w odpowiedzi dostałam tylko niemrawe skinięcie.

-Masz pij - Kook podsunął mu wodę pod nos, jednak Hobie postanowił zabawić się w kapryśne dziecko i odsunął od siebie szklankę - Pij idioto! Będzie ci lepiej- westchnął.

-Dawaj to. W ogóle nie umiesz obchodzić się z pijanymi ludźmi- wyrwałam mu szklankę- Hej Hobiś. Masz, napij się, poczujesz się po tym lepiej. Obiecuje, że nie będzie ci już nie dobrze- powiedziałam, podnosząc go za ramię do góry.

Hobie otworzył delikatnie powieki i spojrzał na mnie potulnie, otwierając delikatne usta.

-Super- ucieszyłam się, obserwując, jak opróżnia szklankę - A teraz idź spać- powiedziałam, zabierając naczynie i wstałam. Jednak przed wyjściem obejrzałam się za Kookiem, który z niepokojem obserwował chłopaka- Co jest?-zapytałam.

-To znowu się zaczyna. Jego nocne eskapady i powroty nad ranem, kompletnie pijanym- powiedział, zamykając drzwi - To jest czerwony alarm dla nas.

-Nie strasz mnie - szepnęłam, przytulając do siebie szklankę.

-Nie starsze, mówię prawdę. On w ten sposób radzi sobie z problemami. Każdy ma na to inny sposób.

-Nigdy nie robił tego przy nas. Byłyśmy przecież z wami tyle czasu.

-Jeszcze dużo rzeczy o nas nie wiecie- westchnął zrezygnowany, a po moich plecach przeszedł dreszcz- Idziesz dziś do pracy?

-Tak -szepnęłam jakby w trasie.

-Mogę cię podwieźć, bo i tak wychodzę.

-Jasne- rzuciłam na odchodne i zniknęłam w pokoju obok.

Całą drogę autem żadne z nas się nie odezwało się choćby słowa.
Najwidoczniej naprawdę nie wiedziałam o nich nic. Pomimo, że myślałam, że są niczym otwarte księgi, to byli dla mnie jeszcze niezbadanym lądem. Wszystko niesamowicie mnie irytowało, a gdy weszłam do windy i z głośników popłynął radosny dżingiel, miałam ochotę wyrwać radio ze ściany i rozwalić na głowie, najbliższego przechodnia. Wjechałam winda na swoje piętro, ocknęłam się dopiero, gdy usłyszałam głośny brzęk dzwonka oświadczającego, że dojechałam na miejsce.  

WE ARE BOYSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz