Rozdział 30

428 67 52
                                    

-Czuję się, jakbym miał deja vu-parsknął Dąbrowski, lustrując mnie wzrokiem od stóp do głów.-Mało Ci wrażeń?

-Chcę tylko z Tobą porozmawiać-jęknęłam błagalnie.- Czy nie możesz poświęcić mi chociaż pięciu minut?

-Rozmowa z Tobą to marnowanie czasu-bąknął. Chciał zamknąć przede mną drzwi, jednak udało mi się zablokować je stopą. Jan zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem. Jego ręka nadal spoczywała na złotej klamce od drzwi. 

-Wytłumaczysz mi w końcu, o co Ci tak naprawdę chodzi?!-krzyknęłam ze wściekłością.-Dlaczego mnie ignorujesz? Chodzi o Twoją mamę? 

Słysząc moje słowa brunet wytrzeszczył oczy. Zmierzył mnie wzrokiem, po czym energicznym ruchem wciągnął za ramię do domu. Wraz z jego dotykiem w moim sercu pojawił się strach. Brunet zamknął za nami drzwi. Wykorzystałam pierwszy lepszy moment, żeby mu się wyrwać i odetchnęłam głośno. 

-Słuchaj, nie mam pojęcia, dlaczego się tak mnie uczepiłaś, ale naprawdę zaczynam tracić cierpliwość! Czy nie tego właśnie chciałaś? Żebym w końcu dał Ci spokój? Robię to teraz, więc mogłabyś w końcu zostawić mnie w spokoju, zanim zacznę być naprawdę niemiły!

-Nie gorączkuj się tak-prychnęłam.- Przyszłam do Ciebie, ponieważ chciałam sprawdzić, jak się czujesz. Jest mi naprawdę przykro z powodu..

-Zamknij się!-krzyknął rozpaczliwie, po czym zasłonił swoje uszy rękoma.- Nie chcę tego słuchać!

-Jan, jeżeli potrzebujesz mojej pomocy, to mimo wszystko możesz na mnie liczyć-powiedziałam już trochę spokojniej.

-Wyjdź stąd! Dajcie mi już wszyscy święty spokój! Nic mi kurwa nie jest, rozumiesz?! Wszystko jest w pierdolonym porządku!-syknął. Chłopak był bardzo roztrzęsiony wypowiadając te słowa. Moje serce zaczęło topić się w bólu na ten widok. On naprawdę bardzo cierpiał. Dlaczego nie potrafił się do tego przyznać? 

-Martwię się o Ciebie..-odparłam cicho. Brunet spojrzał na mnie z zaskoczeniem. Dopiero teraz miałam okazję dokładniej obejrzeć jego twarz. Wyglądał na naprawdę bardzo zmęczonego. 

-Przestań gadać takie głupoty-bąknął, po czym odwrócił ode mnie wzrok.-Kazałem Ci wyjść. Jeżeli zaraz się stąd nie ruszysz, to Ci pomogę. 

-Jasiu..-rzekłam, po czym delikatnie położyłam mu dłoń na ramieniu. Byłam pewna, że szybko ją strąci, jednak nie zrobił tego.- Daj sobie pomóc, proszę. 

Brunet sapnął, po czym obdarzył mnie zrezygnowanym spojrzeniem.

-W jaki sposób chcesz mi pomóc? Przywrócisz jej życie? Sprawisz, że zmartwychwstanie?-powiedział cicho. Wyglądało na to, że chciał brzmieć pogardliwie, jednak niekoniecznie mu się to udało.

-Niestety nie-odparłam.- Ale możemy porozmawiać. 

-Nie mamy o czym-powiedział. Cały czas miał spuszczony wzrok. Miałam wrażenie, że trzęsie się jeszcze bardziej. Bez słowa pociągnęłam go do salonu. Nie protestował. Usiedliśmy na kanapie. Pomimo, że nadal odczuwałam strach w stosunku do niego, nie byłam w stanie zostawić go samego w takiej sytuacji. 

-Po prostu powiedz mi o swoich uczuciach-rzekłam troskliwie.- Wiem, że mężczyznom nie przychodzi to łatwo, ale proszę, spróbuj chociaż..

Chłopak wbił swój wzrok w podłogę. Po wyrazie jego twarzy mogłam wywnioskować, że toczy ze sobą wewnętrzną walkę. Trwaliśmy przez moment w milczeniu. Do czasu, kiedy Jan się poddał i postanowił wyrzucić z siebie wszystkie emocje, jakie kumulowały się w nim od pewnego czasu.

-Jest.. źle-powiedział, zaciskając pięści. Spojrzał na mnie ukradkiem, jednak kiedy dostrzegł, że słucham go ze skupieniem, znów odwrócił wzrok.- Czuję w sobie taką pustkę. Moja mama była jedyną osobą, która była przy mnie na dobre i na złe. Wszystko robiłem z myślą o niej, a teraz, kiedy jej tu nie ma.. Ja.. zrozumiałem, że jestem sam. Zupełnie sam. 

Z każdym słowem głos Jasia coraz bardziej się załamywał. Chłopak nie mógł powstrzymać drgawek. Zacisnął pięści jeszcze mocniej, do tego stopnia, że pozostawił na dłoni ślady po paznokciach.

-Nie jesteś sam-powiedziałam ochrypłym głosem.-Masz wielu wspierających ludzi wokół Ciebie- na to stwierdzenie Janek prychnął. Postanowiłam to jednak zignorować i mówić dalej.-Poza tym możesz zawsze liczyć na moją rodzinę. I.. na mnie również. 

Brunet westchnął głośno. Po raz kolejny nastało między nami dziwne milczenie. Jan zaczął nerwowo bawić się palcami. Minęła chwila, zanim po raz kolejny postanowił przerwać niezręczną ciszę między nami.

-Dlaczego mówisz mi takie rzeczy? Przecież od zawsze się nienawidzimy-chłopak zmarszczył brwi. Najwyraźniej potrzebował szybkiej zmiany tematu, ponieważ jego ręce przestały już tak gwałtownie drgać. 

-Ponieważ to nie usprawiedliwia niczego w obecnej sytuacji-odparłam bez zawahania.- Przeszłość, to przeszłość. To, że Ty traktujesz mnie jak śmiecia, nie znaczy, że i ja będę się tak zachowywać w stosunku do Ciebie, szczególnie w obecnej sytuacji. 

Wydawało mi się, że Jasiowi zrobiło się bardzo głupio w tym momencie. Jego mimika twarzy zdradzała o nim bardzo wiele informacji. Zapewne więcej, niż by sobie tego życzył. 

-Nie założyłem się z Filipem w walentynki-powiedział z powagą. Nadal nie odważył się na mnie popatrzeć.- I nie miałem zamiaru przekraczać granicy w dniu, w którym do mnie przyszłaś. Nie wiem, co się wtedy stało.. To.. alkohol. 

-A więc dlaczego się tak zachowywałeś?- Moje serce waliło jak szalone, jednak starałam się nie dać po sobie poznać.

-Chciałem, żebyś dała mi spokój. Nie potrafiłem podzielić się z nikim moimi odczuciami. Nie jestem do tego przyzwyczajony. 

-Rozumiem.. chyba. Masz dziwny sposób załatwiania takich spraw-podsumowałam. 

-Jeszcze jakieś uwagi dotyczące mojej osoby?-burknął brunet.- Przez Ciebie wcale nie czuję się lepiej. 

-Bo podświadomie nie chcesz w ogóle się przede mną otworzyć. Musisz opowiedzieć mi o wszystkim, co Cię trapi. Jeżeli będziesz pomijał ważne szczegóły, w ogóle nie poczujesz ulgi. Bądź ze mną w stu procentach szczery. I zapomnij, że to ja tu siedzę. Po prostu zacznij mówić.

-Spróbuję.

Następny rozdział z perspektywy Janka ♥


Closer to the border || JDabrowskyWhere stories live. Discover now