Rozdział 18

410 60 41
                                    

Sara

W połowie drogi do domu urwał mi się film. Byłam bardzo przemęczona tymi wszystkimi wydarzeniami. W mojej głowie był teraz istny chaos, a wisienką na torcie był stalker. Kim on był? Skąd się wziął? A przede wszystkim.. jakim cudem za każdym razem udaje mu się być blisko mnie? Skąd wie, gdzie się w danej chwili znajduję? To przerażające.

Kiedy się obudziłam, leżałam na kanapie w swoim salonie. Dochodziła dziesiąta. Nie miałam siły wstawać, jednak Vincent zdecydowanie uniemożliwiał mi beztroskie leniuchowanie. Wskoczył na kanapę i zaczął machać mi kitą przed twarzą.

-Powinieneś tak teraz robić Jankowi, nie mnie-powiedziałam, zdejmując go z siebie. 

No właśnie, gdzie jest Jan?

Wzięłam Vincenta na ręce i pognałam do swojego pokoju. Poczułam, jakbym miała deja vu. Dąbrowski znów leżał uwalony na moim łóżku. 

Odłożyłam kota na ziemię, po czym wzięłam rozbieg i bez namysłu wskoczyłam na śpiącego chłopaka. 

-Kurwa, co jest?! Pali się?!- zapiszczał jak mała dziewczynka. Wybuchnęłam śmiechem.- Pojebało Cię do reszty?! Chciałaś mnie zabić kretynko?!

-Być może-odparłam z satysfakcją, po czym zeszłam z łóżka.- To za to, że musiałam nocować w salonie. I to we własnym domu!

-Nie rozumiem, co Ci nie pasuje. Zawsze mogłem zostawić Cię w lesie albo położyć na chodniku przed domem-powiedział Janek z kpiącym uśmiechem. Zmarszczyłam brwi.- Zamiast rzucać się na mnie, powinnaś okazać ze swojej strony trochę wdzięczności.

-Wcale nie potrzebowałam Twojej pomocy-fuknęłam. Nie chciałam pokazać słabości. 

-Nie rozśmieszaj mnie. "-J-Jan, co ja mam teraz zrobić?", "nie dam rady już iść dalej!"-wyliczał chłopak. W tym momencie poczułam ukłucie w sercu. Żałowałam, że pokazałam mu się z takiej strony. Emocje targnęły mną do tego stopnia, że nawet przez chwilę pomyślałam, że Jaś naprawdę przejął się moim losem. Myliłam się. On zawsze znajdzie we mnie tylko pretekst do wyśmiania. Nic więcej.

-Dobra, dość już tego. Weź swoje rzeczy i stąd idź. Jadę złożyć zeznania na policję, a nie mam zamiaru zostawiać Cię samego w moim domu. Nigdy nie wiadomo, co może Ci przyjść do głowy- po tych słowach wyszłam z pokoju. Zaczęłam szykować się do wyjścia. Po chwili Janek wyskoczył z łóżka jakby obudzony z transu i podszedł do mnie.

-Poczekaj, pojadę tam z Tobą-rzekł zaspanym głosem. Chłopak oparł się o ścianę i zaczął śledzić mnie wzrokiem. 

-Nie potrzebuję Cię tam-powiedziałam oschle. Narzuciłam na siebie płaszcz, po czym zaczęłam niedbale zawiązywać buty.

-I tak musisz mnie odwieźć do domu-wtrącił po chwili. Westchnęłam teatralnie.

-A kto powiedział, że muszę? Wezwij sobie jakąś taksówkę, czy coś. A, i czy mógłbyś się łaskawie odsunąć? Blokujesz mi dostęp do pokoju, a jest tam kilka rzeczy, które muszą ze sobą wziąć. 

Chłopak oparł rękę o drzwi, uniemożliwiając mi wejście do sypialni. Zmarszczył brwi, mierząc mnie wzrokiem.

-Nie pojedziesz tam beze mnie-powiedział z powagą.- Pamiętam z imprezy więcej, niż Ty. Z wczoraj w sumie też. Moje zeznania będą więcej warte od Twoich. 

-Oh, błagam Cię! Czy nawet w takiej sytuacji musisz pokazywać, że jesteś lepszy ode mnie?-spytałam z irytacją. 

-Chodzi o Twoje bezpieczeństwo, idiotko.- Chłopak spuścił wzrok. 

-Od kiedy to obchodzi Cię moje bezpieczeństwo?-fuknęłam. Jego twarz wyrażała zdezorientowanie. Nie miał pojęcia, jak odpowiedzieć na to pytanie. Widziałam to. 

-Masz rację. Nie obchodzi-powiedział cicho, po czym udostępnił mi wejście do pokoju. Znowu to okropne uczucie w sercu. Ale.. czego innego mogłabym się spodziewać po Janie Dąbrowskim?- Mimo wszystko i tak prędzej czy później będę wezwany na komendę, w końcu pracujemy razem. Załatwmy to teraz i miejmy siebie z głowy na dziś dzień.

-Skoro tak stawiasz sprawę, to niech Ci będzie-odparłam zrezygnowana.

•••

Około godziny dwunastej znajdowaliśmy się już pod budynkiem komisariatu. Byłam bardzo zestresowana. Nie mogłam liczyć na żadne wsparcie ze strony mojego towarzysza, co niestety pogarszało stan rzeczy. Wystarczyłoby mi jakieś głupie "hej, nie masz czego się bać" z jego strony, jednak wiedziałam, że niemożliwym jest, aby Jan Dąbrowski powiedział mi coś takiego. W mojej głowie rodziło się mnóstwo czarnych scenariuszy. 

A jeśli stalker dowie się o tym, że byłam na policji i stanie się jeszcze bardziej niebezpieczny? Co mam zrobić, jeżeli komendant mnie wyśmieje? Jak zareaguje na to moja rodzina? Przyjaciele? Pracodawcy? O boże, przecież kiedy mój menager się o tym dowie, oszaleje! Dlaczego nie pomyślałam o tym wcześniej?

-Może jednak nie powinnam tam iść?- spytałam, przyglądając się ogromnemu, szaremu budynkowi. Cofnęłam się kilka kroków.

-Nie wkurzaj mnie. Teraz już nie ma odwrotu-mruknął zirytowany Jan. 

-Ale.. J-ja..-zaczęłam się jąkać ze stresu.

-Czego Ty się niby boisz? Nikt nie rzuci się tam na Ciebie z nożem-powiedział z kpiną.-Chyba.

-Wcale mi nie pomagasz-skrzyżowałam ręce na piersi.

-Nawet nie próbuję-odparł obojętnym głosem. Ruszył kilka kroków do przodu, jednak gdy zobaczył, że nadal stoję zastygła w jednym miejscu, stracił cierpliwość.- Nie będę czekać, aż się zastanowisz. Idziemy-powiedział, po czym chwycił skrawek rękawa od mojego płaszcza i pociągnął mnie w stronę drzwi wejściowych.

#Sanek przebił konkurencję. Mamy teraz oficjalną nazwę naszego shipu ♥

Btw. chcecie specjalny rozdział walentynkowy w środę?

Closer to the border || JDabrowskyWo Geschichten leben. Entdecke jetzt