Rozdział 21-maraton walentynkowy (1)

406 64 47
                                    

Sara

-Jan, rozumiem, że jakimś dziwnym trafem postanowiłeś wziąć sobie do serca słowa komendanta, ale naprawdę nie musisz za mną wchodzić nawet do damskiej łazienki!

Od naszej wizyty na policji minęło kilka dni. Co dziwne, przez cały ten czas Jaś naprawdę nie odstępował mnie na krok. Ba, nawet postanowił wprowadzić się do MOJEGO domu BEZ mojej zgody.

-Bez przesady, nie wchodzę tam tylko ze względu na Ciebie-powiedział z rozbawieniem.

-Jesteś obrzydliwy-powidziałam, odsuwając się od niego.

-Daj spokój-uśmiechnął się chytrze. Nagle zaburczało mu w brzuchu.- Sara, jestem głooodny. Chodźmy coś zjeść.

-Nie ma mowy! Restauracje są teraz oblegane przez tysiące par, a mi nie uśmiecha się patrzeć, jak Ci ludzie połykają siebie nawzajem-mruknęłam z odrazą.

-A no tak, dziś są przecież Walentynki.

-Ehh Jan, w praktycznie każdym sklepie, jaki dziś minęliśmy były wywieszone serduszka i oferty dla par. Potrzebujesz okulisty?

-Nie. Potrzebuję jedzenia!-jęknął z niezadowoleniem.- Błagam Cię, wstąpmy gdzieś.

-Co? Jan Dąbrowski mnie o coś błaga? Ludzie, święto lasu! Jeżeli chcesz gdzieś iść, to proszę bardzo, ja wracam do domu.

-Nie. Idziesz ze mną-powiedział, po czym chwycił mnie pod rękę i wprowadził do pierwszej lepszej restauracji. Poddałam się. Wraz z Janem zajęliśmy jakieś mało skażone walentynkową atmosferą miejsce. Zaczęliśmy przeglądać karty.

-Nie ma tu nic wegetariańskiego..-mruknęłam z niezadowoleniem.

-A Ty nadal o tym? Myślałem, że już Ci przeszło-odparł Jaś z kpiną.

-Yy..nie?- zmierzyłam go wzrokiem.

-No dobra, to zamów sobie coś słodkiego.

Kilka minut później podeszła do nas kelnerka. Ja zamówiłam sobie czekoladowe brownie. Jan natomiast wziął dla siebie kebab i to najbardziej mięsny w całej karcie dań. Eh, jak zwykle robi na przekór mnie.

-I jak, widzisz się dziś ze swoim ukochanym Łukaszkiem?-spytał Jan z kpiną.

-Dziś mamy wolne, więc nie-mruknęłam.

-Chodziło mi bardziej o jakąś kolację czy coś. Twój cudowny Łuki nigdzie Cię nie zaprosił?

Nie podobał mi się ton, w którym to mówił. Brzmiał jak mieszanka kpiny, odrazy i swego rodzaju wyrzutu.

-Nie ma podstaw, żeby mnie zapraszać. Jesteśmy tylko współpracownikami..

-Yhm. A Patryczek?-kontynuował Jan.

-Jest moim przyjacielem. Poza tym nie ma go teraz w Warszawie-wytłumaczyłam, choć kierunek tej rozmowy zaczynał mnie powoli się irytować.

-Czyli w walentynki będziesz sama?- spytał z rozbawieniem.

-A Ty niby kogo masz?!-oburzyłam się.

-Znajdę sobie jakąś chętną w klubie-odparł z wyższością.- Będę się dobrze bawić bez tych wszystkich ceregieli jak prezenty czy przereklamowane spacery za rączkę.

-Jesteś obrzydliwy! Nie ma w Tobie krzty romantyzmu-powiedziałam z odrazą.

-Po prostu stawiam na zabawę. To lepsze niż siedzenie w domu i rozczulanie się nad swoją samotnością-odparł z kpiną.

-Sara Chojnacka i Jan Dąbrowski?

Naszą rozmowę przerwał dobrze znany nam głos. Należał on do Mariki- dziewczyny, która chodziła ze mną i z z Janem do tego samego gimnazjum. Ruda dziewczyna podeszła do naszego stolika i bez pytania zajęła miejsce obok mnie.

-No nie wierzę! Jak ja dawno Was nie widziałam!-zawołała, ściskając mnie.

Marika była największą plotkarą w szkole. Często nie potrafiła trzymać języka za zębami. Świadomie czy nie, nie potrafiła też obejść się wobec kogoś bez wrednego komentarza. Była gorsza od Janka. Nie znosiłam jej.

-T-tak, nam też miło Cię widzieć-wycedziłam mając cichą nadzieję, że ta żmija zaraz sobie stąd pójdzie.

-Nie mogę uwierzyć, co wy robicie w takim miejscu RAZEM? Pogodziliście się w końcu?-spytała, uśmiechając się szeroko. 

-Nie, po prostu ze sobą pracujemy-wtrącił się Janek, chcąc rozwiać wszelakie wątpliwości. 

-Naprawdę?! Nie mogę w to uwierzyć, jeszcze się nie pozabijaliście?-zaśmiała się głośno.- Cieszę się, że się spotkaliśmy. Za dziesięć minut przychodzi tu po mnie mój chłopak. To będą niezwykłe walentynki! Mamy już zaplanowany cały wieczór!-ekscytowała się.-A wy? Jakie macie plany na dziś? 

-Właściwie to nic szczególnego..-powiedziałam cicho.

-Bo wiecie, to musi być naprawdę obciachowe zostać samemu w Walentynki. Żal mi takich osób. No bo proszę,  możecie sobie wyobrazić, że jeszcze niektórzy ludzie w naszym wieku spędzają ten dzień w domu z serialem i kubełkiem lodów? Śmieszne. 

Zaczęłam nerwowo bawić się palcami. Spuściłam wzrok. 

-Oh, Sara, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jesteś jedną z takich osób?-spytała z kpiną.- Weź przestań, napewno, gdybyś zrzuciła z siebie ten sweterek, ktoś by się Tobą zainteresował. 

-Tak się składa, że Sara i ja spędzamy Walentynki razem-wtrącił się Janek. Myślałam, że oczy wylecą mi z orbit. W sumie.. reakcja Mariki była podobna.

-A-ale mówiłeś, że tylko pracujecie razem?-wydukała ruda. 

-Bo to prawda. Ale nauczyliśmy się też dogadywać w innych rzeczach- na usta chłopaka wkradł się chytry, znaczący uśmieszek.

Myślałam, że go uduszę.

Gołymi rękami!

Postanowiłam ten raz zrobić dla Was wyjątek i.. robię dziś dla Was malutki maratonik walentynkowy. 

Obejmie on dwa rozdzialiki. Czytacie właśnie jeden z nich. Drugi rozdział pojawi się natomiast wieczorem. 

Spędźmy te walentynki razem kochani! ♥

Closer to the border || JDabrowskyΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα