Rozdział 29

378 68 41
                                    

Kiedy zapukałam do drzwi mojego rodzinnego domu, moja mama otworzyła mi niemalże natychmiast. Wyglądało to tak, jakby już na mnie czekała. Pośpiesznie zaprosiła mnie do kuchni i położyła przede mną kubek z gotową herbatą. Cóż, muszę przyznać, że zachowywała się dziś trochę dziwnie. Zaczęłam się stresować. Czy ona wie o stalkerze? A może do niej także napisał?

-Co u Ciebie kochanie? Jak się trzymasz?-spytała z bladym uśmiechem. Wpatrywała mi się głęboko w oczy, jakby chciała wyczytać z nich jakieś emocje.

-W porządku mamo..-powiedziałam z podejrzliwym głosem. Powinnam się niepokoić jej zachowaniem?

-A u Jasia? Jak on się czuje?-w jej głosie znów mogłam dosłyszeć się nutki zmartwienia i smutku. Dlaczego o to pyta? Czemu o nim wspomina? Przecież wie, jakie mamy relacje. Poczułam, jak zakuło mnie serce. Nie mogę jej tego powiedzieć.. Nigdy.

-Nie mam pojęcia. Trochę się ostatnio.. pokłóciliśmy-odparłam, chociaż samo wspomnienie o Dąbrowskim sprawiło, że poczułam wielką gulę w gardle. Nie było mi łatwo kłamać jej tak w żywe oczy.

-Oh, naprawdę?-zapytała ze zmartwieniem.

-W naszym wypadku to chyba nic nowego-odparłam z lekkim zaskoczeniem. Do czego ona zmierza?

-Wiem, ale.. Myślałam, że na ten czas moglibyście zaprzestać kłótni. Jasiu naprawdę potrzebuje teraz wsparcia, słonko-powiedziała, delikatnie ujmując moją dłoń.

-Umm.. dobra mamo, zaczynam się niepokoić. O co Ci chodzi? Czy coś mu się stało?-zmarszczyłam brwi. Moja rodzicielka patrzyła na mnie z niedowierzaniem.

-Oh, kochanie.. Ty naprawdę o niczym nie wiesz?-zapytała z niepokojem.

-No.. jak widzisz nie-poczułam, że moje serce zaczęło bić dwa razy szybciej. Czy coś się stało Jasiowi? Nie byłam w stanie wybaczyć mu tego, co próbował zrobić, ale myśl, że może być on w niebezpieczeństwie sprawiała, że naprawdę nie mogłam się uspokoić. 

-Czy coś się stało Janowi?-spytałam, niespokojnie wiercąc się na krześle. Nie mogłam wytrzymać jej milczenia. 

-Sara.. chodzi o panią Dąbrowską-wydukała moja rodzicielka. Najwyraźniej ciężko jej było przełknąć jakiekolwiek słowa przez gardło.

-Co z nią? Pogorszyło się jej?-zapytałam z wyraźnym niepokojem.

-Chyba bardziej nie mogło-powiedziała.

-J-jak to?-wydukałam.- Mamo, proszę! Przestań mówić do mnie zagadkami i po prostu powiedz mi, co się stało!-powiedziałam zdenerwowana. 

-Saro..Pani Dąbrowska nie żyje.

Poczułam, jak serce stanęło mi w miejscu. Czy to jakiś żart? Nie mogłam w to uwierzyć, nie dopuszczałam do siebie w ogóle takiej myśli. 

-A-ale jak to?-spytałam, czując, jak słone łzy zaczynają napływać mi do oczu.-Co się stało?

Byłam strasznie roztrzęsiona. Moja mama wstała z krzesła i podeszła do mnie, mocno mnie tuląc. W kącikach jej oczu pojawiły się łzy spowodowane wspomnieniem na to wydarzenie. Mocno objęłam moją rodzicielkę. Znałam panią Dąbrowską od dzieciństwa i często spędzałam z nią czas: odbierała mnie i Jasia ze szkoły, czasami podwoziła mnie do miasta, kiedy mojej mamy nie było w domu, wspierała nas finansowo, kiedy mój ojciec trafił do więzienia. Była prawdziwym aniołem.

-Lekarze i tak nie dawali jej zbyt wielu szans..-szepnęła moja rodzicielka.- Zmarła w czwartek, tydzień temu. Pogrzeb odbył się w niedzielę.

-N-nie wiedziałam..-odparłam roztrzęsiona.

-Jan nie chciał spraszać na niego zbyt wielu osób-odparła, tuląc mnie do siebie mocniej.

Teraz wszystko zaczęło mi się układać w jedną całość. Te wszystkie podchody ze strony Janka, olewanie mnie i ogólnie jego zachowanie. Bałam się znów spotkać się z nim sam na sam, jednak wiedziałam, że jego duma nie pozwoli mu poprosić o czyjąś pomoc. Dąbrowski nienawidzi czuć się niższym od innych, ale jak długo można wytrzymać, dusząc w sobie emocje? Może i nie byłam najodpowiedniejszą osobą, jednak bardzo chciałam w jakikolwiek sposób mu pomóc.

•••

Trzy dni później postanowiłam pojechać do Janka. Nie byłam w stanie wybrać się do niego wcześniej. Musiałam się przez ten czas porządnie wypłakać i uświadomić sobie, że pani Dąbrowska naprawdę nie jest już wśród nas. To było bardzo trudne.

Kiedy tylko usiadłam za kierownicą, przestałam racjonalnie myśleć. Po prostu chciałam zobaczyć się z Dąbrowskim. Podróż minęła mi bardzo krótko (jak nigdy).

Niedługo potem zaparkowałam przed  domem Jana. Energicznym krokiem podeszłam pod drzwi jego mieszkania. Przez moment ogarnęło mnie uczucie niepokoju spowodowane złymi wspomnieniami. Na wszelki wypadek cofnęłam się jednak do samochodu po gaz pieprzowy. Nie tak dawno dostałam go od komendanta. Nie myślałam jednak, że kiedykolwiek będę gotowa go użyć.


Kiedy ponownie znalazłam się pod drzwiami, te samowolnie się otworzyły.

-Masz niezły tupet, żeby przychodzić tu po tym, co Ci zrobiłem.

Moim oczom ukazał się Jan. Jego wygląd nie zmienił się za bardzo od naszego ostatniego spotkania. Cóż, progresem było chociaż to, że wyszedł z tej jaskini, aby z łaski swojej otworzyć mi drzwi.

-Musimy porozmawiać-odparłam stanowczo.


Wesołych świąt Wielkanocnych! 🐣

Closer to the border || JDabrowskyWhere stories live. Discover now