Rozdział 15

389 64 28
                                    

-Sara, jeżeli chcesz wyjść ładnie na zdjęciu, radziłbym Ci się zamknąć-zbeształ mnie Jan, w sumie już nie pierwszy raz w dniu dzisiejszym.- Być może jeszcze tego nie zauważyłaś, ale nie podzielam Twojej chorej pasji do Łukasza Walaszka.

Dziś wraz z Janem udałam się do jego studia, żeby wykonać w końcu to zaległe zdjęcie na okładkę "Lodge". Przysięgam, że próbowałam skupić się na pracy, jak tylko mogłam. Myślami jednak cały czas uciekałam do wczorajszych wydarzeń. No bo halo, kto by się nie cieszył ze spotkania ze swoim autorytetem? Dlaczego Jan tego nie rozumie?

-Ja po prostu się cieszę! Nie musisz od razu pluć na mnie jadem!-powiedziałam oburzona.

Jan westchnął głęboko, po czym odłożył aparat na szafkę. Widać było, że dziś nie ma siły na kłótnie.

-Zróbmy te ostatnie dwa zdjęcia i miejmy to z głowy. Przypominam Ci, że musimy się ze sobą dziś męczyć aż do wieczora.

Westchnęłam głośno.

-Nie przypominaj. 

•••

Ostatecznie Janowi udało się zrobić jeszcze kilka zdjęć. Kiedy zaczął je przeglądać stwierdził, że nie są złe i że możemy przejść do kolejnego punktu dzisiejszego dnia, a mianowicie ukazania fanom mojego mieszkania. Nie byłam zbyt zadowolona z tego pomysłu, ponieważ ceniłam sobie prywatność, jednak.. czy w ogóle jeszcze ją posiadałam, zważywszy na to, że zgodziłam się na ten śmieszny artykuł?

Wieczorem pojechaliśmy z Janem do mojego domu. Dąbrowski powiedział, że nie zajmie mi dziś dużo czasu, co sprawiło, że w duchu odetchnęłam z ulgą. Na całe szczęście rano zdążyłam trochę ogarnąć w domu, więc nie musiałam się niczego wstydzić. U progu drzwi ja i Jan zostaliśmy powitani przez mojego kota. Kiedy tylko Vincent mnie zobaczył, podbiegł bliżej nas i zaczął się łasić do moich nóg.

-Czy jego też pokrzywdziłaś jakimś żałosnym imieniem? Jak się wabi? Taylor, Jared? A może Tom, jak ten aktor, który grał Dracona w Harrym Potterze?-spytał z rozbawieniem w głosie. Prychnęłam.

-Ma bardzo wyrafinowane imię-odparłam, po czym wzięłam kota na ręce.- Janie, poznaj Vincenta.

Dąbrowski zlustrował mnie wzrokiem, po czym przerzucił spojrzenie na kota. Przyłożył dłoń do ust, hamując wybuch śmiechu.

-Ty tak na poważnie? Wyrządziłabyś mu mniejszą krzywdę, nazywając go po prostu Mruczek-powiedział, ocierając z oczu łzy rozbawienia.- To, że ten kot jest rudy, nie uprawnia Cię do nazywania go imieniem Vincenta van Gogha.

- Przestań się śmiać, bo Ci przywalę!-zagroziłam z oburzeniem.- Skąd wiesz, że to właśnie o niego mi chodziło? Może nadając mu to imię miałam na myśli innego Vincenta?

-Niemożliwe-powiedział Jan już spokojniej, po czym pokręcił głową.- Pamiętam, jak w liceum złapałaś zajawkę na twórczość van Gogha. Było to zaraz po tym, jak poszliśmy całą klasą na film o nim. 

-Pamiętasz takie rzeczy?- obdarzyłam Jasia zaskoczonym spojrzeniem. Chyba zbiłam go z tropu zadając to pytanie, bo chłopak momentalnie odwrócił ode mnie wzrok.

-Byłaś wtedy tak irytująca, że do teraz nie jestem w stanie tego zapomnieć-brunet zaczął się nerwowo śmiać. Mimo swoich starań nie potrafił ukryć, że jest zawstydzony. 

Postanowiłam nie drążyć już dalej tematu. W skrócie pokazałam Janowi, jak mieszkam. On porobił trochę zdjęć i spisał do notatnika kilka powiedzianych przeze mnie rzeczy. Wydawałoby się, że nie zajęło nam to wiele czasu. W rzeczywistości jednak spędziliśmy ze sobą dobre trzy godziny! Niestety, kiedy miałam już odwieźć Dąbrowskiego do domu, na dworze rozszalała się potężna burza. 

-Świetnie, no i co my teraz zrobimy?!-jęknęłam niezadowolona. 

-Wątpię, żeby taksówki jeździły w taką pogodę-mruknął chłopak.- Wydaje mi się, że nie mieszkam aż tak daleko stąd. Mogę pożyczyć Twój samochód i..

-O nie!-na myśl o Janie prowadzącym mój drogocenny samochód aż się wzdrygnęłam.- Nie dam Ci go! Nie w taką pogodę!

-No to co ja mam do cholery zrobić?! Iść pieszo?!-oburzył się.

Do głowy przyszedł mi tylko jeden scenariusz dla tej sytuacji i to najczarniejszy z możliwych.

-Cóż, chyba jestem zmuszona Cię tu po prostu przenocować-powiedziałam zrezygnowana.- Myślę, że w kojcu Vincenta powinno się znaleźć dla Ciebie trochę miejsca.

-Bardzo śmieszne-mruknął brunet z niezadowoleniem.- Lepiej idź się wykąp, a ja sam coś sobie zorganizuję. Masz gdzieś jakieś koce i wolną kanapę?

-Powinny być w szafie na korytarzu. Myślę, że jesteś już dużym chłopcem i będziesz potrafił sam znaleźć kanapę-odparłam z ironią, po czym nie czekając na odpowiedź Jana poszłam do łazienki. 

Wreszcie chwila prywatności.



Closer to the border || JDabrowskyWhere stories live. Discover now