Rozdział 9

487 67 36
                                    

Jan

Środowe odwiedziny na Uniwersytecie w Warszawie okazało się kolejną lipą z mojej strony. Wszyscy wykładowcy chwalili Sarę. Każdy mówił o niej tylko i wyłącznie w pozytywny sposób. W dodatku okazało się, że ta żmija była najlepsza na roku. Po raz kolejny nie znalazłem nic upokarzającego do mojego artykułu. Jedyne materiały, które udało mi się zebrać to jakże interesujące anegdotki z życia akademickiego Sary. Wszystko idzie nie po mojej myśli. Może takie rzeczy sprzedałyby się w innej gazecie o życiu gwiazd, ale w „Lodge" takie coś po prostu nie przejdzie. Klementyna nie będzie zadowolona takim obrotem spraw. Lepiej na razie o niczym jej nie mówić. Tak będzie lepiej i .. bezpieczniej dla mnie i mojego stanowiska.

No dobra, może dzisiejsze wyjście do stajni okaże się bardziej owocne. Sara ma własnego konia.

Może okaże się, że go zaniedbuje, albo wywali się podczas jazdy?

To pokazałoby, że wcale nie jest taka idealna.

-Co za smród- mruknąłem, kiedy weszliśmy z Sarą do stajni. Dziewczyna rzuciła mi wrogie spojrzenie.

-Przypominam Ci, że sam chciałeś tu przyjechać-odparła z irytacją.- Przygotuję tylko Iana do jazdy i możemy wejść do hali. Niedługo kolejna grupa skończy zajęcia i zwolni nam się miejsce. 

-Nazwałaś konia Ian?-spytałem z rozbawieniem, nadal grzecznie podążając za dziewczyną.

-Tak, nie rozumiem, co w tym zabawnego?-spytała Sara z oburzeniem.

-Myślałem, że po gimnazjum przestałaś mieć fioła na punkcie Iana Somerhalder'a-odparłem. Brunetka gwałtownie obróciła się w moją stronę.

-Skąd o tym wiesz?!-uniosła się. 

-Błagam Cię, mieszkamy dosłownie obok siebie. 

-Stalkujesz mnie?-spytała, mrużąc oczy.

-Nie..No..może-powiedziałem, uśmiechając się chytrze. Dziewczyna westchnęła głęboko. Chyba nie potrafiła tego skomentować. 

Zatrzymaliśmy się przy jednym z boksów. Były na nim zamieszczone informacje o koniu i właścicielu. W środku niego stał potężny, kary rumak, który na widok Sary znacznie się ożywił. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego i pogłaskała go po pysku.

-Cześć kochany-zwróciła się do konia, po czym weszła do boksu. Poklepała go po grzbiecie i podsunęła mu marchewkę do pyska. Chwilę później wyprowadziła Iana z boksu i przywiązała go do przeznaczonego do czyszczenia koni miejsca. 

-Mógłbyś przez chwilę go popilnować? Muszę iść do swojej szafki po cały sprzęt-zwróciła się do mnie.

-Ehh, jeśli muszę-westchnąłem. Kiedy Sara zniknęła mi z pola widzenia, podszedłem do jej rumaka i zacząłem go głaskać. Był naprawdę piękny.

-O mój boże, to Jan Dąbrowski!!

Sara

Dość szybko uporałam się z całym sprzętem jeździeckim. Postanowiłam wziąć wszystko, co będzie mi potrzebne na raz: akcesoria do pielęgnacji, siodło, palcat, ogłowie i tym podobne. Cudem udało mi się uporać z tym wszystkim. Zadowolona z siebie wyszłam z siodlarni, jednak to, co zobaczyłam sprawiło, że o mało nie upuściłam całego sprzętu.

-Wiesz, jestem wielką fanką Twoich artykułów. 

Ten okropny, piskliwy głos mógł należeć tylko do jednej osoby. Matylda Kostrzycka była córką właściciela całego ośrodka. Zupełnie nie umiała zająć się swoim koniem, jeździła tylko i wyłącznie na pokaz i zachowywała się, jakby była najważniejszą osobą w stadninie. Na dodatek bardzo upodobała sobie mojego konia. Jej ojciec na szczęście był na tyle rozsądny, że nie uległ jej zachciankom i po jednym "nie" zrozumiał, że nigdy nie odsprzedam im Iana. Poza tym często jeździłam na zawody jako reprezentantka naszego ośrodka i gdybym ostatecznie musiała się przenieść, straciłby dość ważnego zawodnika. 

Matylda stała tyłem do mnie. Była oparta o mojego konia i kręciła swoim blond lok na palcu. Jak zwykle żuła gumę i była ubrana w różowe polo i białe bryczesy, które były nieskazitelnie czyste. Cóż, nic dziwnego, skoro praktycznie nic tu nie robiła. Chyba, że zaliczymy do jakichkolwiek zajęć denerwowanie ludzi. W tym jest akurat mistrzynią. 

Zaszłam Matyldę od tyłu, po czym rzuciłam swoje rzeczy tuż obok niej. Spłoszona blondynka odskoczyła od mojego konia.

-Ups, tak jakoś mi wypadły-powiedziałam z udawanym rozżaleniem.

-Mogłaś mi to zwalić na stopę suko!-uniosła się dziewczyna.- Przeszkodziłaś nam w rozmowie. 

-Nie obchodzi mnie to-mruknęłam, po czym wyjęłam z woreczka zgrzebło. Zaczęłam czyścić mojego konia. 

-Wybacz, ale nie przyjechałem tu rekreacyjnie. Pracuję- powiedział Jan, wyciągając aparat z torby.

- Robisz artykuł o tej kretynce?-parsknęła Matylda, krzyżując ręce.- W sumie nie dziwię się, że nie przyjechałeś tu hobbistycznie. Nikt nie chciałby spędzać wolnego czasu z taką idiotką. 

-Cholera, nie możecie flirtować gdzieś indziej? Przeszkadzacie mi-syknęłam. Znów wsunęłam na swoje ramię siodło i uzdę, zawiesiłam sobie na ręce woreczek ze sprzętem do pielęgnacji i poszłam z Ianem na drugi koniec stajni.

Uuu, czyżby Sara była za-zdro-sna?

Btw. jak tam po świętach kochani?   

Closer to the border || JDabrowskyDär berättelser lever. Upptäck nu